poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział XXXVI

Krwawy sztorm - Av


“Raimundo mówił, że robiła straszne rzeczy, ale nigdy nie opowiadał nam o tym wszystkim. W oczach Claya i Omiego został brudnym zdrajcą, który przejmuje się własnymi interesami. Natomiast ja jestem świadoma, że w zamku przeżył okropne chwile jako jej pomocnik i nigdy nie wymaże brutalnych obrazów ze swojej pamięci.”

     Czas się dla mnie zatrzymał. Wszelkie rozterki i zmartwienia złączyły się w jedno. Instynkt przetrwania został obudzony ze snu już kilka lat temu, ale teraz uaktywnił się na dobre. Wizja rychłej śmierci wspierała wszystkie funkcje życiowe w ich pracy.
     Zanim zorientowałam się, że stoję wtulona w swojego przyjaciela z drużyny, minęło kilka długich minut. Nie chciałam się od niego odrywać. Bliskość zarówno Kylara jak i Indiego kojarzyła mi się z wytrwałością i siłą jaką niosły za sobą wyczerpujące treningi, ale i z bezpieczeństwem i beztroską, bo dawniej uparcie wierzyłam, że póki trwamy razem to nic nie ma prawa nam się przydarzyć. Teraz moje poglądy uległy niemałej zmianie, a pozytywne nastawienie nie pozostawiło po sobie żadnego śladu.
     Rzewnie płakałam, mocząc przy tym koszulę Kylara. Ten nie odtrącał mnie od siebie, a nawet próbował pocieszyć. Starał się pogłaskać mnie po włosach, lecz ruchy ograniczały mu ciężkie kajdany, które krępowały jego nadgarstki. Było mi strasznie głupio, że przy nim płaczę, ale nie mogłam powstrzymać napływających do oczu łez.
- Nie płacz, wszystko będzie dobrze - powiedział w moją stronę. Jego głos miał na celu dodanie mi otuchy, ale wyczuwalne w nim załamanie wojownika wody, wcale nie było pokrzepiające. Nie wiedziałam co Kylar tutaj przeżył, ale sam fakt, że próbował mnie pocieszyć, niesamowicie mi imponował. Kiedy chciałam się od niego oderwać, ten chwytając palcami mój sweter, jednym szybkim ruchem zatrzymał mnie przy sobie. Tak trwaliśmy następne minuty.
- Czy Indy też tutaj jest? - spytałam odsuwając się od Kylara. Wreszcie miałam okazję uważnie mu się przyjrzeć. Wyglądał na strasznie zmęczonego i osłabionego. W nikłym świetle pochodni, które biło z korytarza lochów dostrzegłam jak bardzo jest zmęczony tym wszystkim. Miał też opatrunek na oku, które zapewne zranił jeszcze zanim został złapany. Szczerze wątpiłam w sanitarne podejście Wuyi do poszkodowanych.
- Nie, z tego co mi jest wiadome, to nie - wydukał obserwując mnie z zainteresowaniem.
- Może go nie znajdą, - powiedziałam z nikłą nadzieją w głosie, ale później przypomniałam sobie w jakim miejscu się znajduję. - bo nie żyje.
- Daj spokój - westchnął i pokręcił głową, jakby chciał odgonić od siebie moje słowa. - Na pewno teraz obmyśla jakiś skomplikowany plan aby nas odbić, mówię ci. - Kiedy powiedział mi o swoich zapewnieniach, spróbował się zaśmiać, ale po krótkim czasie dotarło do niego, jak bardzo nędzna była ta podróbka szczęścia.
     Atmosfera gęstniała, a my baliśmy się odezwać. Kylar usiadł pod jedną z kamiennych ścian lochu, a ja zdecydowałam się wytrzepać siwy sweter z pyłu, który na nim osiadł podczas ucieczki. Kiedy tylko zdjęłam tę część garderoby, mój przyjaciel zauważył bandaż, jaki miałam na przedramieniu.
- Co ci się stało?! Wszystko w porządku? - spytał momentalnie zrywając się na nogi. To jak zareagował na widok mojego niewielkiego bandaża, podczas gdy sam miał opatrunek na oku, było rozczulające.
- Spokojnie, tylko się poparzyłam. Ty wyglądasz gorzej - odpowiedziałam uśmiechając się zadziornie, w typowy dla siebie sposób.
- Dzięki - powiedział ze śmiechem, a w jego oku pojawił się błysk, którego wcześniej szukałam. Dodało mi to pewnej odwagi i byłam gotowa zadać pytania, które cisnęły mi się na usta, odkąd tylko się tu znalazłam.
- Jak się tu dostałeś? Co z twoim strojem? Gdzie jest Akloria? - spytałam jednym tchem i spojrzałam na przyjaciela. Delikatnie uniósł kącik ust i spokojnie zaczął odpowiadać.
- Zranione oko to wypadek, ale powiedziano mi, że się zagoi. Ubranie dostałem od mojej siostry, ale teraz nie mam pojęcia gdzie ona się znajduje… - powiedział spuszczając wzrok; wyraźnie posmutniał.
Pogłaskałam jego ramię, a ten spojrzał na mnie z wdzięcznością.
- Nie martw się, na pewno sobie poradzi. Jest silną wojowniczką, o czym zdołaliśmy się przekonać i z pewnością byle heylińska wiedźma nie da rady jej zniszczyć.
- Obawiam się, że przez to, że mnie odmroziła, nie ma tyle mocy co wcześniej. Do tego wszystkiego teraz jest sama z Tekinem, bo okazało się, że wszyscy jej wojownicy pracują dla Wuyi.
- Wiem o tym, bo to przez nich się tu znalazłam.
- Nie walczyłaś z nimi? - Zdziwił się.
- Kiedy spostrzegłam z kim mam do czynienia, było już za późno. Na początku zdobyli moje zaufanie, bo pokazali mi twoją szarfę - powiedziałam, po czym dodałam uprzedzając pytanie. - Poznałam po zapachu. - Kylar kiwnął głową, aby oznajmić mi, że rozumie co mówię. - Udałoby mi się uciec, bo miałam Ostrze Zawieruchy, ale dorwała mnie banda skalnych potworów.
- Skąd miałaś Wu? - przerwał.
- Od Raimnunda - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jakiego Raimunda? Co ty do mnie mówisz? - patrzał na mnie zdziwiony i miał do tego pełne prawo, bo na pierwszy rzut oka cała ta historia nie trzymała się kupy.
- Raimundo Pedrosa, kojarzysz typa? Smok Wiatru, wojownik Xiaolin i tak dalej.
- Pewnie, że kojarzę, ale skąd on się tam wziął?
- Jakbyś dał mi dokończyć to już byś wiedział - powiedziałam, a on gestem ręki pokazał abym kontynuowała. Wyglądało to dość komicznie uwzględniając to, że miał kajdany. - Kiedy uciekłam ze świątyni dorwał mnie Spicer, który zaatakował mnie używając Ostrza. Zaczął się do mnie dobierać…
- Co zrobił?! - przerwał.
- Nie każ mi tego powtarzać - powiedziałam biorąc głęboki oddech. Od razu przypomniał mi się zapach tanich perfum. - Gdyby nie Rai, który wtedy zabrał mu miecz i skopał tyłek, nie wiem co by się stało. Zabrał mnie do siebie, pomógł i dał ubranie. Wtedy pojawili się wojownicy Aklorii, a raczej za nich się podający słudzy Wuyi.
- Ale nic oprócz tego oparzenia ci się nie stało? - spytał zupełnie ignorując fakt, że spotkałam jednego z wielkiej czwórki.
- Kiedy Spicer zrzucił mnie z drzewa, chyba skręciłam kostkę, ale to nie jest ważne - odpowiedziałam ponownie zażenowana jego troską. Odzwyczaiłam się od tego, że ktoś się o mnie martwi. - A czy tutaj działo się coś ciekawego?
- Oprócz strażników, którzy okazali się być strasznymi idiotami i próbowali mnie podtapiać - mówiąc to podniósł kącik ust, a jego wyraz twarzy stał się iście szatański - to nic się nie działo.
- A Wuya? - spytałam drżącym głosem. Przypomniał mi się jej wzrok, głos, zapach i prezencja. Wszystko w niej napawało mnie niewyobrażalnym strachem. Kylar zauważył, że coś było nie tak.
- Widziałem ją tylko dwa razy. Pierwszy, na samym początku, kiedy zmusiła mnie do oddania pokłonu, a za drugim razem poderżnęła gardło jednemu ze strażników. - Spojrzałam głęboko w jego czekoladowe oczy i powiedziałam:
- Groziła mi, a ja nie wiem czego mogę się spodziewać - poczułam łzy pod powiekami. - Najgorsze jest to, że może mi zrobić dosłownie wszystko, a ja nawet nie będę miała jak się skutecznie obronić. - Towarzysz spojrzał na mnie pytająco. - Jesteśmy pod ziemią.
Wyczuł załamanie w moim głosie, a ja przestałam udawać, że wszystko jest w porządku. Ukryłam głowę w rękach i położyłam głowę na ramieniu wojownika wody. Ten szepnął mi do ucha:
- Pamiętaj kim jesteś, dobrze? - Spojrzałam na niego załzawionymi oczyma. - Nic ci nie zrobi. Ona chce cię złamać. - Położył się na plecach, a ja się w niego wtuliłam.
     Gdyby nie zimno, zapach krwi i śmierci, oraz brak świeżego powietrza, mogłabym wmówić sobie, że znajduję się w świątyni, a Wuya była jedynie złym snem. Kiedy udało mi się otworzyć oczy zauważyłam Kylara stojącego przy kratach. Uważnie coś obserwował. Podniosłam się do pozycji półsiedzącej i zauważyłam jak dwójka rosłych mężczyzn podchodzi do wejścia celi.
- Idziesz z nami - powiedział jeden ze strażników wskazując na mnie grubym palcem.
- Nie, nie idzie - powiedział Kylar stając w wejściu do otwartej przez mężczyznę celi.
Wojownicy nie wyglądali na gotowych do jakiejkolwiek negocjacji. Ich śmiech wypełnił cały loch kiedy już wtargnęli do naszego więzienia. Jeden z mężczyzn się do mnie zbliżył, ale Kylar dał mu w twarz swoimi kajdanami. Towarzysz uderzonego strażnika przewrócił wojownika wody i popchnął mnie w kierunku wyjścia. Ten, który dostał kajdanami, właśnie pochylał się nad Kylarem i bił go drewnianym kijem. Nie zastanawiając się wiele, zawróciłam i kopnęłam napastnika w plecy. Dostałam za to siarczystego policzka od jego kompana i zanim ostatni raz zdążyłam spojrzeć na przyjaciela, zostałam wyprowadzona z celi.

***

     Bezbronna wojowniczka wiatru stała przed heylińską wiedźmą, która promieniowała mocą w całej okazałości. Począwszy od nienaturalnie długich nóg, wąskiej talii i smukłych ramion, a kończąc na haftach rękawów czarnej sukni i końcówkach wściekłe czerwonych, długich włosów. Jej oczy błyszczały niebezpieczną zielenią, o zupełnie innym odcieniu niż tęczówki młodej Włoszki. Av nie miała dokąd uciec, bo wielu strażników, których nawet nie miała okazji policzyć, stało pod ścianami przestronnej sali tronowej. Najwięcej ich stało przy wejściu i przy tronie wiedźmy, który znajdował się na sporym podwyższeniu. Powoli podniosła się z tronu i wolnym krokiem zaczęła schodzić w kierunku swojej ofiary. Wuya doskonale zdawała sobie sprawę o strachu i bezsilności młodej adeptki Xiaolin, więc zwołała większość swojej straży na widowisko, jakie postanowiła urządzić. Całość miała na celu jeszcze większe zgnębienie psychiczne.
- Chcę tylko z tobą porozmawiać. Nic ci się nie stanie jeżeli będziesz grzeczna - powiedziała kobieta chichocząc.
     W Av tkwiły resztki ducha walki, który został w nią wszczepiony przez lata treningów i walki. Doskonale znała cele i idee życia wojownika, więc była gotowa na godne spotkanie ze śmiercią. Wiedziała, że jeżeli to mają być jej ostatnie chwile na ziemi, nie może poddać się bez walki. Honor był jedną z najważniejszych wartości xiaolińskiego wojownika, przekazywaną już od tysiąca pięćset lat istnienia świątyni.
     Wuya wolnym krokiem zbliżyła się do Av, a ta poczuła dreszcz na całym swoim ciele.
- Gdzie jest Indy? - spytała sycząc dziewczynie w twarz.
- Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nawet gdyby wiedziała gdzie jest jej władający ogniem przyjaciel, w życiu nie ujawniłaby tej informacji, a Wuya tylko na to liczyła. W ramach kary za niewłaściwą odpowiedź, władczyni heylińskiego imperium uderzyła Av w twarz. Ta nawet się nie odsunęła, tylko dalej uparcie i sztywno patrzyła przed siebie, bojąc się spojrzeć na swojego oprawcę. Kobieta stanęła nad nastolatką, która sięgała jej do ramienia. Av, która normalnie była uważana za dość wysoką dziewczynę, w tym momencie została stłamszona przesz dwumetrową czarownicę, nawet w aspekcie tak błahym jak wzrost.
- Co łączy Kylara i Aklorię? - zadała kolejne pytanie, chociaż doskonale wszystko wiedziała. Chciała sprawdzić jaką odpowiedzą tym razem uraczy ją jej ulubienica z klasztoru.
- Jesteś aż tak starej daty, że nie nadążasz z nowinkami?
Cięta odpowiedź wcale nie poprawiła pozycji Av w oczach Wuyi, a tylko podsyciła wewnętrzny ogień jej zemsty.
- Odpowiesz mi? - syknęła.
- Nie.
Wuya wymierzyła cios w skręconą kostkę Av, a ta zaskomlawszy z bólu, uklękła. Mimo męki, przełknęła gorzkie łzy i chociaż nie mogła wstać, nadal trzymała głowę wysoko.
- Ostatnie pytanie - powiedziała zniecierpliwiona wiedźma. - Gdzie jest krypta, w której trzymacie Złote Pazury Tygrysa?
- Co? Jakie Pazury?
Wuya się roześmiała, a Av szukała w odmętach swojej pamięci informacji o tym Shen Gong Wu. Była pewna, że czytała o nim w jednym ze zwojów, a nawet w pamiętniku Kimiko, ale nie przypominała sobie aby była tam wzmianka o jakieś specjalnej krypcie.
- Cóż miałam nadzieję, że się dogadamy… - skłamała i zachichotała, po czym zwróciła się do straży:
- Wiecie co macie robić.
     Dwóch wojowników podniosło bezbronną i przestraszoną siedemnastolatkę za ręce i podwiesiło ją na sznurze, który był spuszczony z sufitu. Jej nadgarstki zostały ciasno oplecione metalową liną, wżynającą się aż do krwi. Łzy ciekły jej z cierpienia jakie niosły za sobą działania strażników. Dziewczyna była świadoma, że to dopiero początek wszystkiego, a jej najczarniejsze sny się spełniają. Teraz jej głowa znajdowała się na tej samej wysokości co Wuya. Niekorzystnie dla Av, panie mogły sobie swobodnie spojrzeć w oczy. Wojowniczka czuła na podwieszonych nadgarstkach spływającą krew, która moczyła rękawy jej swetra. Krew spływająca z rąk, łzy spływające z oczu. Machała nogami w powietrzu, naiwnie szukając oparcia, na co Wuya ponownie wybuchła szyderczym śmiechem.
- Niby blisko, a tak daleko…
- Pieprz się.
- O proszę, dziewczynka zaczyna pokazywać pazurki! Więc może masz mi coś do powiedzenia, hm? - spytała łapiąc ją za podbródek.
Wszystko albo nic - pomyślała Av przypominając sobie wszystkie wpajane jej zasady i wartości.
- Jeżeli taka szmata jak ty myśli, że uda się jej coś ode mnie wyciągnąć to jest w błędzie! - krzyknęła na tyle głośno, na ile pozwalała jej siła. Chciała aby słyszeć ją było aż w lochach, aby dać uwięzionym nadzieję na obalenie budującego się imperium. Nawet w chwili cierpienia głos miała tak silny, jak ona sama starała się być. Ta postawa, jak i to, że Av spojrzała wiedźmie w oczy z odwagą, nie spodobały się kobiecie. Chwile później strażnik mocno trzymał warkocz wojowniczki tak aby patrzała w sufit i wyprężyła szyję. W tym momencie dziewczyna powoli zaczęła żałować wszystkich wypowiedzianych słów. Czuła jak dokoła niej buchają zielone płomienie, ale nie była pewna czy nie są wytworem jej wyobraźni.
- Ojej, duszno ci? - spytała z udawaną troską. - Jak ryba bez wody… Jak smok wiatru bez powietrza!
Jej potworny śmiech dudnił jej w uszach. Gdyby nie okropny ból, Av stawiałaby, że po prostu ma realistyczny koszmar. Bardzo chciałaby by tak było.
- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? - zapytała, a przed oczami Av błysnęło coś srebrnego. Wuyi odpowiedziała cisza i cichy chichot strażników. - Czas minął.
Metal małego, bardzo ostrego noża z łatwością zatopił się w ciele młodej wojowniczki. Delikatne i wolne cięcia prostopadle do obojczyka wywołały u Av niemy krzyk bólu w następstwie z potokiem łez, które spływały jej po policzkach. Krew płynąca z następnych wykonanych nacięć, odznaczała się szkarłatem na białej bluzce, którą dziewczyna otrzymała w prezencie od Raimunda. Strażnik dalej ciągnął ją za włosy, a Wuya nie zaprzestała zadawania ciętych ran. Nie było słychać żadnych dźwięków, oprócz płytkiego oddechu i łkania Av oraz chichotu wojowników.
- Ach, czego ja używam! - powiedziała gwałtownie odrywając nóż od bladej skóry i wyrzuciła go za siebie. Nóż zostawił na kamiennej podłodze czerwoną plamę, która bardzo szybko zaschła. - Najmocniej przepraszam Cię za tę zniewagę! Podajcie mi ostrze!
Strażnik puścił włosy wojowniczki i poszedł po stosowne w mniemaniu Wuyi narzędzie. Av tylko na chwilę spojrzała w dół, ale kiedy w oczy rzucił się jej przebijający w bieli karmazyn postanowiła, że nie chce tego widzieć. I tak dokładnie czuła każde nacięcie, jakie wykonała Wuya. Kilka na szyi, na ramionach, na brzuchu, na rękach…
     Strażnik wrócił, a wojowniczka wiatru wiedziała, że to nie koniec. Mężczyzna trzymał w rękach duży tasak, który był tak naostrzony, że lśnił w świetle pochodni powieszonych przy ścianach. Wuya tylko się zaśmiała.
- Głuptasie, nie chodziło mi o to ostrze. Przynieś mi Ostrze Zawieruchy!
Strażnik posłusznie się ukłonił i zniknął w gąszczu zamkowych korytarzy, a właścicielka wspomnianego Shen Gong Wu zaczęła łkać jeszcze głośniej.
- Może twój kolega z celi byłby bardziej rozmowny, co ty? - spytała wiedźma stając przed płaczącą ofiarą. Av nie kazała Wuyi długo czekać na swoją reakcję.
- NIE! - wrzasnęła.
- A myślisz, że John, Lily, Lucy, Rose - powoli wymieniła imiona rodziców i przyjaciółek Av - Kylar, Indy, Fung i Dojo mieliby coś ciekawego do powiedzenia? - spytała łapiąc Av za policzek. W tym momencie do sali wtargnął strażnik i podał swojej pani Ostrze Zawieruchy. Ta odprawiła go skinieniem ręki.
- Proszę cię, przestań - błagała przez łzy uczennica Mistrza Funga.
- Znam położenie wszystkich osób, na których ci zależy! Panuję nad światem! - wykrzyczała Wuya z radością czerpaną ze źródeł cierpienia jednego z wojowników Xiaolin.
Av była na siebie zła, bo błagała o litość, a wiedziała, że wojownicy nigdy o nią nie błagają. To straszny ból, zmieszany z cierpieniem psychicznym wywołał takie skutki. Wuya była niewzruszona jękami swojej ofiary, które były muzyką dla jej uszu. Cieszyła się z każdego wziętego z trudem oddechu, cieszyła się z każdego jęku cierpienia. Krwią wroga świętowała swoje zwycięstwo, a wiedziała, że to tylko początek cudownej wieczności jej panowania.
- Twoje piekło dopiero się rozpoczyna, kochanie - powiedziała przykładając na chwilę zimny metal Ostrza Zawieruchy do policzka Av. Moment później, Wuya już była za jej plecami i jednym płynnym ruchem przecięła sweter, bluzkę i skórę. Tym razem ciszę przedarł głośny krzyk panny Aello.
     Każde cięcie czuła bardzo dokładnie, a te zadane Ostrzem Zawieruchy bolały dwa razy bardziej. Jej plecy były pokryte krwawą pajęczyną. Całe jej ciało było okryte szramami i krwawymi śladami, a z jej ubrania wiele nie pozostało. Rany psychicznie były równie głębokie jak te zadawane mieczem. Av czuła się przegrana. Wiedziała, że straciła honor, godność i życie wojownika. Nie miała pewności czy jej bliscy są bezpieczni. Dotarła do niej wszechmoc i potęga Wuyi. Chciała umrzeć, pragnęła aby wiedźma ostatni raz wykonała nacięcie na szyi. Głęboko, aby przerwać tętnicę. Wiedziała, że to kara za wszystkie przejawy braku szacunku, za wszystkie słowa. Wiedziała, że służy jako pokazanie swojego zwycięstwa innym. Wuya wygrała i Av była tego świadoma.
     Szatański śmiech i buchający ogień złączyły się w jedność. Do zajętej cięciem Wuyi podszedł strażnik i cicho jej coś przekazał. Ta się uśmiechnęła i zwróciła się do swojej ofiary:
- Na dzisiaj to koniec, mam inne sprawy do załatwienia. Ale mam nadzieję, że jutro też mnie odwiedzisz! Co ty na to?
Av milczała, bardzo chciało się jej pić. Nie wiedziała co miałaby jej odpowiedzieć, zresztą i tak nie miała na to siły. Wszystko to było bezsensowne. Ona wygrała.
     Posłuszne sługi zaciągnęły półnagą, zakrwawioną, zgnębioną i pozbawioną godności, upadłą wojowniczkę klasztoru Xiaolin do celi. Była na tyle świadoma, że zauważyła, że cela jest pusta.
- Kylar? - cicho wydusiła do pustej przestrzeni, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza.
Nikogo oprócz mnie tu nie ma.

______
Przepraszam, przepraszam, po stokroć przepraszam! Nie będę się tłumaczyć, ale naprawdę przepraszam i mam nadzieję, że więcej nie będzie rozdziału aż tak późno. ;-; Naoczni świadkowie mogą potwierdzić, że byłam wszystkim zawalona, ale mimo wszystko mam nadzieję, że warto było czekać. c: Mamy nadzieję, że Kylar sprawił, że was Dyngus był mocno mokry. >:D Oczywiście, spóźnione życzenia Świąteczne od całej ekipy! <3
A co do Av... Dobrze Ci tak suko. Inaczej tego skomentować nie potrafię. XD Rozdział dedykowany wspomnianej Lucy i Tomkowi. c: