wtorek, 13 września 2016

Rozdział XXXIX

To nie koniec? - Av



     Jeżeli ktoś kiedykolwiek zapytałby mnie jak pachnie wolność, odpowiedziałabym, że jest to jeden ze wspanialszych zapachów na świecie. To zupełnie tak jakby po dłuższym czasie walki o każdą godzinę życia, móc ponownie oddychać powietrzem, które nie niesie za sobą woni krwi i rozkładających się ciał. To aromat, który jednocześnie emanuje spokojem, rutyną i bezpieczeństwem.
     Napawałam się każdym zapachem jakie niosły ze sobą prądy wiatru. Czułam, że w końcu znalazłam się w powietrzu, nie jestem już w dusznych lochach. Poddałam się miarowemu kołysaniu, słyszałam głos Doja i reszty moich przyjaciół. Mimo, że oczy miałam cały czas zamknięte i nie mogłam się ruszyć, byłam świadoma wszystkiego co działo się wokół mnie. Raimundo cały czas mocno trzymał mnie przy sobie; wyniósł mnie z rozpadającego się zamku. Wiedziałam, że to on, zdążyłam poznać jego zapach. Wśród towarzystwa poznałam jeszcze głosy Aklorii i jej towarzysza, Indego i mężczyzny o identycznym akcencie, oraz Mistrza Funga. Martwiłam się o Kylara, nie słyszałam go i nie czułam jego zapachu. Wolałam nie myśleć o tym, że mógł nie ujść z życiem.
     Wylądowaliśmy, a ja usłyszałam szum morza; zupełnie jakbym była w domu, nieważne którym. Ten dźwięk zawsze mnie uspokajał. Aż żałowałam, że nie mogę otworzyć oczu, żeby podziwiać ten wspaniały krajobraz.
     Poczułam, że wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia. Tu pachniało zdecydowanie inaczej, ale nie mniej przyjemnie. Przede wszystkim czułam spokój wśród znajdujących się tu ludzi. Rozpoznałam woń świeżo wypranej pościeli, usłyszałam trzeszczenie sprężyn i delikatne drżenie jakiegoś szkła. Zaraz potem poczułam jak ramiona Raimunda kładą mnie na materacu łóżka. Mężczyzna, w geście czułości, odgarnął mi włosy z czoła i najprawdopodobniej wyszedł z pokoju.
Zupełnie straciłam poczucie czasu, ale wsłuchując się we wszystkie otaczające mnie odgłosy wiedziałam, że Kylar żyje i leży na łóżku obok mnie. Akloria trwała przy nim praktycznie cały czas; czułam jak się o niego martwi. Kiedy wreszcie się obudził poczułam niesamowitą ulgę, bo wiedziałam, że wydobrzeje i kiedy tylko wrócę do zdrowia, będziemy mogli porozmawiać. Wręcz nie mogłam doczekać się chwili kiedy będę mogła go objąć i powiedzieć jak wiele mu zawdzięczam. Byłam pełna pozytywnego nastawienia, bo przecież udało nam się przetrwać takie piekło, nic innego nie będzie w stanie nas złamać.
-
     Cierpliwie czekałam aż w końcu poczuję się lepiej. Przez cały ten czas kiedy leżałam, w sali przewijało się sporo ludzi. Wiem, że dawali mi jakieś lekarstwa i opatrywali rany, ale nie czułam żadnego z wykonywanych na mnie zabiegów. W zasadzie to przestałam czuć cokolwiek. Nie było żadnego bólu czy dotyku. Szczęście spowodowane odzyskanym poczuciem wolności, znikło tak szybko, jak się pojawiło.
- Ona umiera. - Usłyszałam pewnego razu słowa Raimunda, który akurat z kimś rozmawiał.
Było mi wszystko jedno. Wszelkie wydarzenia odbyły się z mojej winy i tak naprawdę, jak nikt, zasługiwałam na śmierć. Chociaż wiedziałam, że osoba, na której zależało mi najbardziej żyje, to i tak byłam pogodzona ze swoim losem. Obecność Kylara za każdym razem przynosiła mi ulgę, mimo, że i tak cały czas sobie wyrzucałam, że nie zasługuję na miano xiaolińskiego mnicha. Cóż ze mnie wojownik, który za pomocą swojej głupoty i nadprzyrodzonego pecha, ściąga na swoich przyjaciół same kataklizmy?
     Pogodzona ze swoim losem wprawiłam się w stan bezwzględnej obojętności. Nie mogłam znieść faktu, że jedynymi bodźcami jakie odbieram są zapachy i dźwięki. Wszelka siła walki mnie opuściła, a ja chciałam żeby to wszystko wreszcie się zakończyło. Stwierdziłam, że nie mam powodów żeby żyć i pozostaje mi tylko oczekiwanie.
- Chciałbym ci jakoś pomóc, wiesz? - powiedział Kylar, który znowu mnie odwiedził. Był u mnie częstym gościem, ale nie mówił zbyt wiele, a szkoda. Chociażby miał gadać o nagim tyłku Jacka Spicera i tak słuchałbym go z przyjemnością. - Może mnie słyszysz, może nie. Po prostu chciałem z tobą porozmawiać. Martwię się o ciebie i jestem gotów poświęcić dla ciebie wszystko, nawet i życie - powiedział pociągając nosem. Słyszałam jak szlocha, robił to przy mnie dosyć często, a ja za każdym razem denerwowałam się, że nie mogę wstać i otrzeć jego łez, których tak naprawdę byłam powodem. - Ale zamiast ci jakoś pomóc i ulżyć, stoję tu jak zamartwiający się wszystkim idiota.
Monolog Kylara został przerwany przez dźwięk otwierających się drzwi. Do sali weszła kobieta, poznałam to po delikatnych krokach.
- Kylar, chciałabym z tobą porozmawiać. - Obstawiłam dobrze, bo postacią, która również pojawiła się obok mojego łóżka, była Akloria.
Powiedziała, że ona i Tekin jutro odchodzą, a zaraz potem rodzeństwo wyszło z sali. Nie miałam ani ochoty, ani siły żeby podsłuchać ich rozmowę.
     Już dawno straciłam poczucie czasu, więc nie mam pojęcia, ile Kylar rozmawiał z siostrą, ale gdzieś w głębi siebie liczyłam, że wróci i pomówi do mnie, jeszcze chociaż przez chwilę.
Moje ostatnie życzenie zostało spełnione, usłyszałam ponownie otwierające się drzwi i kroki Kylara.
- Uzdrowię cię. Wiele razy słyszałem, że woda symbolizuje płynące życie, więc dzięki niej można je naprawić - powiedział i na dodatek miał zdecydowaną rację. W większości zwojów jakie przestudiowałam jeszcze w ośrodku przygotowawczym, było wiele o wodzie jako symbolu życia. Zastanawiałam się co on próbuje zrobić, ale gorzej i tak już być nie mogło, więc wróciłam do typowej dla Indego obojętności.
     Słyszałam niespokojny oddech Kylara i wręcz czułam jego zdenerwowanie. Byłam dosyć sfrustrowana tym, że nie wiem co robi, a bezapelacyjnie jego działania dotyczyły mojej postaci. Usłyszałam jakiś plusk, a po chwili zrobiło mi się zimno. Poczułam mrowienie w okolicach szyi. Nie było to przyjemne przeżycie, ale uświadomiłam sobie, że to dokładnie odczułam. Nie wiedziałam co mój przyjaciel robił, ale to działało. Od mojej szyi przeszedł chłodny impuls; powoli zaczynałam czuć ból. Nie mogłam się jeszcze ruszyć, ale zaczęłam odzyskiwać zmysł dotyku. W tym momencie Kylar zrobił coś, czego po prostu bym się nie spodziewała. Poczułam, że zbliża głowę do mojej twarzy i delikatnie dotyka moje usta swoimi. Ze wszystkich sił chciałam oddać mu ten nieśmiały pocałunek i dodać odwagi, ale nie mogłam nic zrobić.
- Av, kocham cię - powiedział, a ja poczułam jak bardzo mam ochotę wykrzyczeć mu w twarz jakim jest idiotą. Narobiłam tyle złych rzeczy, a ten mówi mi, że mnie kocha. Byłam dla niego taka chamska, a jemu i tak na mnie zależało. - ale muszę odejść. - Miałam szczerą nadzieję, że się przesłyszałam. - Wrócę. Obiecuję. Wiem, że będziesz na mnie zła, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Chcę odkryć po co tu jestem i moja siostra może mi w tym pomóc. Wybacz mi - poprosił i w ciszy opuścił salę, w której leżałam. Znowu zostałam sama, tym razem dotarło to do mnie o wiele brutalniej. Poczułam zbierające mi się pod powiekami łzy, zaraz potem zadrżałam i delikatnie ruszyłam palcami. Przesunęłam opuszkami po materiale pościeli, delikatnie ruszyłam stopą. Chciałam odnaleźć w sobie wystarczająco dużo siły żeby wstać. Musiałam zdążyć dogonić Kylara, powiedzieć mu wszystko, co chciałam przekazać. Podziękować.
     Poczułam jak po moim policzku spływa samotna łza. Nie spiesząc się, delikatnie gładziła moją skórę, zostawiając mokry ślad. Kiedy znikła, ja gwałtownie otworzyłam oczy. Promienie słońca brutalnie drażniły moje źrenice. Leżałam bez ruchu dobre kilka minut, bo musiało dotrzeć do mnie wszystko, co miało miejsce. Czułam ogromny ból, wróciły wszelkie wspomnienia z zamku. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że muszę porozmawiać z Kylarem. Gwałtownie poderwałam się z miejsca, ale zaraz potem padłam na ziemię. Zdeterminowana, tym razem wolniej, podniosłam się i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
     Szlam przy chłodnej ścianie i najszybciej jak tylko umiałam, kierowałam się do wyjścia. Korzystałam ze swojego Instynktu żeby je znaleźć i już kilka minut później stałam na zewnątrz. Kiedy wiatr odgarnął mi sklejone włosy z ramion, uświadomiłam sobie, że bardzo dawno nie byłam na dworze. Morze szumiało nieopodal, a na dotychczas błękitnym niebie, zaczęły zbierać się chmury.
- Kylar - zawołałam docierając do bramy ogrodu. Przed sobą nie widziałam nawet niczyjej sylwetki. - Kylar! - Tym razem zawołałam głośniej. Złapałam się płotu i wypatrywałam jakiejkolwiek postaci.
- Av! Na litość boską! - Usłyszałam czyjś głos, ale nie odwróciłam się. Cały czas wpatrywałam się w linię horyzontu. Wiatr wiał coraz to mocniej, drzewa zaczęły uginać się pod wpływem jego siły, ale ja nawet nie chciałam mrugnąć. Poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i próbuje odciągnąć od świątynnego ogrodzenia. - Proszę cię, kontroluj się.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Raimunda, obok którego stał Indy. Posłusznie puściłam się bramy, ale cały czas patrzałam przed siebie.
- Co się stało? - zapytał Indy, zupełnie jakby go to obchodziło.
- Odszedł - powiedziałam, nie odwracając się. - On odszedł - powtórzyłam. Ukrywając twarz w dłoniach, rozpłakałam się jak małe dziecko. Upadłam na ziemię i poczułam jak zaczyna kropić. Podniosłam głowę, spoglądając w niebo. Zaczęło padać dużo mocniej, a ja miałam nieoparte wrażenie, że to moja wina. Zmieszany Raimundo mnie przytulił, a Indy położył rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na mojego kolegę z drużyny; jego mina jak zawsze była spokojna. Bądź co bądź - był moim przyjacielem. Tęskniłam za nim.
______

No proszę, wyrobiliśmy się szybciej niż 'Jesień 2016', bo ta zaczyna się 23 września! Prosimy o szampana! Kippller - odpowiemy na Twoją 'zaczepkę' jak tylko się ogarniemy. Ciężko zintegrować cztery zbłąkane duszyczki. Tymczasem ja wracam do pisania Rozdziału 90. Szczęśliwego Nowego Roku Szkolnego, Rybcie!