niedziela, 25 października 2015

Rozdział XXV

I myśl powietrze tnie jak kryształowy miecz -Av


     Ubrana w dres zbierałam się do spania. Leżałam na macie przyglądając się granatowej szarfie wiszącej na krześle, obok czerwonego stroju. Za każdym razem kiedy na nią patrzałam, przypominały mi się chwile w tej dziwnej krainie. Powracało również uczucie bezsilności, strachu i determinacji, aby pomóc tym ludziom. Bardzo spodobało się to Mistrzowi, który mnie pochwalił i wręczył pas.
     Byłam z siebie zadowolona; Zastanawiałam się jaki „test” nasz Mistrz wymyśli na następny szczebel. Byłam pewna, że zwykłe pokonanie Jacka Spicera nie wystarczy. Zresztą, ten idiota był naszym najmniejszym problemem. Jego mina, podczas naszego pojedynku na rusztowaniu, nigdy nie uleci z mojej pamięci. Nie mogłam się doczekać kiedy znów zobaczę jego krzywą mordę. Muszę mu wpieprzyć raz a porządnie, tak aby oddał mi Ostrze Zawieruchy. Wiem, że przesadzam, ale nie mogę znieść myśli, że odebrał mi je po raz drugi. Nie wiem czemu, aczkolwiek bardzo przywiązałam się do tego Shen Gong Wu i tęsknię za jego siłą. Obecnie, z Wu żywiołów, mieliśmy tylko Gwiazdę Hanabi, która należała do Indiego. W sumie to do tej pory nie wiem czemu nie dostał awansu razem z nami. Nigdy nie podejrzewałabym, że to on w czymś zawali. Prędzej oskarżyłabym o to siebie lub Kylara. Próbowałam z nim rozmawiać kilka razy, ale on nie miał na to ochoty. Ostatnio był bardzo zamyślony i cały czas siedział albo u siebie, albo u Mistrza Funga. Nawet osobiście nie wręczyłam mu prezentu urodzinowego. Czerwone pióro z pomarańczowymi akcentami i złotą stalówką włożyłam do małego pudełka, napisałam krótki liścik i zostawiłam  w jego pokoju. Mam nadzieję, że mu się spodobało i że przyda mu się do jakiś notatek czy szkiców. Pióro należało do jakiegoś sporego ptaka. Znalazłam je na jednym z wyższych drzew świątyni, kiedy szukałam miejsca aby w spokoju poczytać zwój.
Pomału robiłam się senna. Nie chciało mi się wstać i zgasić światła, dlatego leżałam ze spojrzeniem utkwionym w suficie. W oczy rzuciły mi się ślady spalenizny. No tak, z pewnością przede mną mieszkała tu Kimiko. W podobnej sytuacji byli moi koledzy. Indy miał w swoim pokoju ślady po zalaniach, a Kylar nadtłuczoną szybę w oknie. No właśnie. Kylar. Co się z nim dzieje? Ciężko przyznać, ale naprawdę się o niego martwię. Próbowałam wmówić sobie, że jego chłód to tylko przeziębienie, ale śnieg prószący za oknem, w czasie lata, nie pomagał mi w tym twierdzeniu. No cóż, miałam nadzieję, że to minie z czasem. Mistrz Fung miał swoją teorię na ten temat, ale nie powiedział nic konkretnego. Miałam do niego ogromny szacunek, ale czasem mógłby mówić jaśniej.
     Odwróciłam się na bok; moje lenistwo osiągnęło poziom maksymalny. Postanowiłam spróbować zasnąć z zapalonym światłem. Moim oczom ukazał się mały otwór znajdujący się w ścianie za szafką. Ciekawość wygrała i szybko podniosłam się z miejsca. Podeszłam do ściany i w akompaniamencie dźwięku szurania o drewnianą podłogę, odsunęłam szafkę. Za meblem znajdowało się wgłębienie, w której był jakiś notatnik oprawiony w skórę. Miał kilka kolorowych wstążek i długopis wetknięty za obwolutę. Zmarszczyłam brwi i założyłam włosy za ucho. Usiadłszy na kocu otworzyłam notatnik na pierwszej stronie. Moim oczom ukazało się wąskie i staranne pismo. „Miłej lektury moja zastępczyni. Ufam, iż żadne słowo nie wyjdzie z tego pamiętnika. Kimiko Tohomiko, 2004.”
To było bardzo dziwne. Priorytetem było ustalenie faktów. Notatnik z pewnością był pamiętnikiem. Pamiętnik należał do Kimiko, która zakłada, że będę jej zastępczynią. Mogło się to tyczyć tylko płci? Ale skąd mogła wiedzieć, że następna drużyna też będzie miała jedną przedstawicielkę płci żeńskiej? Zaczęła go prowadzić jedenaście lat temu... Po podsumowaniu stwierdziłam, że nic nie wiem i otworzyłam pamiętnik na następnej stronie. W tym samym momencie usłyszałam pukanie. Pewnie ktoś usłyszał jak przestawiam szafkę. Szybko zakryłam notatnik kocem. „Ufam iż żadne słowo nie wyjdzie z tego pamiętnika.”
- Av, jesteś tam?
- Tak, wchodź. Jeszcze nie śpię.
W drzwiach pojawił się Kylar, a raczej jego cień. Z godziny na godzinę robiło się coraz gorzej. Spojrzał na mnie spod podkrążonych oczu.
- Jednak zdecydowałem, że zamrożę ci pokój - starał się uśmiechnąć, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
- Och jasne nie krępuj się! Tego mi tu brakuje!
Wojownik wody bez słowa usiadł obok mnie. Na szczęście w moim pokoju zawsze było ciepło, a uchylone okno zaopatrywało mnie w świeże powietrze, więc temperatura była w sam raz. Niestety, po wejściu Kylara powiało chłodem.
- Av, boję się - powiedział spoglądając na swoje ręce. Zauważyłam, że mankiety jego koszuli są delikatnie zmrożone. Wstałam z miejsca i znalazłam w szafie duży, jasny koc, którego używałam zimą. Podałam mu go i z powrotem zajęłam miejsce. Narzuta szybko pokryła się szronem.
- Czego się boisz?
- Wszystkiego, rozumiesz? Wszystkiego! - krzyczał starając się opanować szczękanie zębami - ...że przez to, coś wam się stanie, że mi się coś stanie, że ta zima nie odejdzie, że tak już zostanie...
- Jak zwykle panikujesz. Uspokój się! - krzyknęłam chwytając jego dłoń moimi rękoma. Były lodowate, na moje wyczucie, około zero stopni celsjusza.
- To minie, uspokój się, wszystko będzie dobrze. Nie damy się tej cholernej zimie.
Przez jego usta przeszedł cień uśmiechu.
Dotarło do mnie co mówię. Przecież on zaraz może zginąć! Dotknęłam jego policzka wewnętrzną stroną dłoni. Był tak samo zimny jak jego ręce. Zauważył moją minę i zamknął oczy. W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł Indy.
- Av chciałem ci... och, nie będę wam przeszkadzać - zmrużył oczy.
- Nie Indy, wręcz przeciwnie. Pomożesz nam. Widziałeś gdzieś Doja?
- Po co ci Dojo o tej porze? - burknął.
- Musimy złożyć wizytę naszej przyjaciółce Aklorii.
- Co? Av nie sądzę żeby był to dobry pomysł! - krzyknął, resztką sił, Kylar.
- Tylko ona jest w stanie ci pomóc.
- Dojo jest w kuchni - rzucił Indy trzaskając drzwiami. Wybiegłam za nim na korytarz.
- Hej, nie lecisz z nami?! - krzyknęłam za nim.
- Nie mam zamiaru, mam ważniejsze sprawy na głowie - wysyczał i zniknął za drzwiami do swojego pokoju.
Nie wierzyłam własnym uszom. Przecież Kylar naprawdę był w złym stanie. Czy on tego nie widział?
     Szybko się ubrałam i zaplotłam włosy. Razem z ,,Sopelkiem’’, którego wzięłam pod przymusem, udaliśmy się do kuchni. Przyłapaliśmy Doja, który pochłaniał kilka pudełek lodów na raz. Czyżby zajadał złamane, przez jakąś smoczycę, serduszko?
- Dojo, proszę, zabierz nas do Aklorii.
- Teraz? - wybełkotał z łyżeczką w buzi.
- Tak, teraz. Z Kylarem jest co raz gorzej. Nie możemy czekać. - Byłam stanowcza jak nigdy.
- No nie wiem czy to dobry pomysł...
- Stoi za mną i pokazuje ci, że nie masz się zgodzić, prawda? - spytałam wskazując kciukiem za siebie.
Smok kiwnął głową.
- Dojo, proszę to ważne.
- Dlaczego ja nie umiem się wam przeciwstawiać? - spytał zrezygnowany.
     Wylecieliśmy. Nie było zbyt ciepło. Czułam jesień w powietrzu, chociaż był jeszcze sierpień. Gdyby nie było mnie w świątyni, właśnie kończyłabym wakacje. Chyba wolałam mieć na głowie naukę fizyki, niż dobro całego świata. Siedziałam przy głowie smoka. Za mną był Kylar, który dygotał z zimna. Jego skóra była pięknie śnieżnobiała, chociaż jemu nie pasowała taka bladość. Przecież urodził się w Brazylii i opalenizna była dla niego czymś normalnym.
     Wylądowaliśmy przed pałacem Aklorii. Dojo zmniejszył się i owinął wokół mojej szyi. Czułam jak gniew powoli mnie wypełnia. Trzy razy zapukałam, drzwi ustąpiły. Znaleźliśmy się w przestrzennej sali.
- Jest tu kto? - zawołałam.
- No proszę, proszę! Któż raczył mnie odwiedzić? - Akloria wyszła zza filaru. Nie wyglądała na zaspaną. Najwidoczniej się nas spodziewała. No cóż, mówią, że zło nigdy nie śpi. Miałam ochotę się na nią rzucić, ale starałam się, przynajmniej na początku, spokojnie załatwić sprawę.
- Odczaruj go.
- Nie jest zaczarowany - powiedziała krzyżując ręce.
Pieprzyć spokojne załatwianie spraw. Zaatakowałam ją i zaczęłyśmy walczyć. Dojo zeskoczył mi z ramion i pomknął w kierunku zdezorientowanego Kylara. Poczułam płatki śniegu na ramionach i spojrzałam w górę. Tak po prostu padało. Nie miałam czasu zastanawiać się nad dziwnym zjawiskiem. Musiałam bronić się przed ciosami Aklorii.
- Przestańcie! - zawołał słabym głosem blady Brazylijczyk.
- No to mu pomóż! - krzyknęłam ignorując kolegę i uderzając Aklorię w brzuch.
- Bo co?! - odpowiedziała chwytając mnie za szyję.
Nie widziałam co się dzieję, silna śnieżyca panująca w pomieszczeniu utrudniała widoczność. Nie wiedziałam nawet gdzie stoi Kylar.
- BO MOŻE UMRZEĆ DO CHOLERY! - krzyknęłam podcinając moją przeciwniczkę. Ta rozluźniła uścisk i chciała uderzyć mnie w twarz.
- ON NIE UMRZE! - odpowiedziała silnym głosem. Dosłownie czułam jej zdenerwowanie.
Śnieżyca była coraz silniejsza.
- JEŻELI TAK DALEJ BĘDZIE TO ZGINIE! - zawołałam tak, aby zagłuszyć świst wichury.
- NIE ZROBIŁABYM TEGO WŁASNEMU BRATU! - krzyknęła.
Śnieżyca zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Komu, kurwa?!
- MOJEMU BRATU! - krzyknęła ponownie.
Odwróciłam się aby zobaczyć minę domniemanego brata Aklorii. Zamiast niego, w tym samym miejscu, stała bryła lodu.
- KYLAR! - krzyknęłyśmy razem.


______

To się wzięło i porobiło... Jeżeli komuś kojarzy się tytuł tego rozdziału, z łatwością może się domyśleć co stało się z naszym Lodowym Księciem... :) Do opadów śniegu jeszcze trochę czasu zostało, więc mamy czas by przygotować się do zimy. Chociaż... Nasi bohaterowie, również myśleli, że mają czas. Życie!

niedziela, 18 października 2015

Informacyjnie #1


Dobry wieczór wszystkim!

  24 rozdziału już za nami! :D W naszym opowiadaniu zaczyna się już dużo dziać.
I zdradzę, że niedługo zakończymy I księgę! Ale nie martwcie się, bo na tym historia
się nie zakończy. Macie jakieś ciekawe przemyślenia? :3 Czujcie się wolni w komentarzach 
i pytajcie o to co Was najbardziej ciekawi! Zawsze postaramy się odpowiedzieć na wszystkie pytania.


Dziękujemy również za to, że z nami jesteście :P Pojawia się Was co raz więcej, tak samo jak 
i komentarzy ^^ Uszczęśliwiacie nas każdą pochwałą, ale i uwagami też nie gardzimy. Wszelkie
porady są zawsze przydatne i warte przemyślenia. 


Jest to pierwszy post, gdzie nie ma rozdziału :b Chcecie takich więcej, żebyśmy uzyskali kontakt 
z Wami? Piszcie! - autor prowadzący perspektywę Kylara

sobota, 17 października 2015

Rozdział XXIV

Utrata kontroli nad sytuacją, nie oznacza porażki - Kylar


    Padłem na kolana. Nie mogłem jakoś wierzyć w to co się tu działo. Ja to zrobiłem? Nadal to robię? - Zadawałem sobie pytania. Kiedy spojrzałem na swoje ręce zauważyłem, że to one zadecydowały o obecnym wystroju otoczenia. Wszystko dookoła było już przykryte białym, puszystym śniegiem. Ściany, kolumny i inne elementy budynków zaczął pokrywać lód. Woda w fontannie zamarzła, a ja klęczałem chowając twarz w dłoniach. Byłem bezradny.
    Czas mijał. Nadal opierałem się na kolanach. Nie wiedziałem ile czasu minęło. Godzina? Kilkanaście minut? Może mniej. Nie potrafiłem się podnieść, byłem zbyt zszokowany aby cokolwiek zrobić.
- Kylar, co tu się dzieje? - usłyszałem głos Av.
Nie miałem sił by na nią spojrzeć i patrząc na jej buty wydukałem:
- Nie wiem.
- To nie jest jeden z twoich żartów prawda?
- Chyba nie - wzruszyłem ramionami.
- Możesz to jakoś naprawić? - koleżanka spytała spokojnie i ukucnęła aby znaleźć się na mojej wysokości.
- Nie wiem.
- Na litość boską! Co się stało? - potrząsnęła mną. O dziwo, w głosie miała troskę. - Sam to wszystko zrobiłeś? Nie sądzę, że zima od tak sobie przyszła pod koniec lata.
- Na prawdę nie wiem jak to się stało, chociaż przypuszczam, że jednak jest w tym coś z mojej winy. Mój pokój jest cały w lodzie.
Av chwyciła moją brodę tak abym na nią spojrzał. Utkwiłem wzrok w jej oczach. Błyszczały jak szmaragdy; głębokie i piękne jak zawsze. Widać, że ledwo co podniosła się z łóżka, bo jej włosy nie były zaplecione w warkocz.
Zrobiło mi się słabo.
- Av, zimno mi.
Poczułem, że opadam.

 - Ocknij się! Nie możesz mi tu tak mdleć! - słyszałem przez mgłę.
Powoli stwierdzałem co się właściwie stało. Ustalając fakty, doszedłem do wniosku, że leżę na śniegu, a Av mnie budzi.
- Kobieto, już nie śpię - mruknąłem to, co pierwsze przyszło mi do głowy.
- I dobrze bo inaczej bym cię zabiła! - odpowiedziała w żartach... Chyba.
- Co się stało? - spytałem zmieszany.
- Odleciałeś. To tyle. Nie było cię tu zaledwie dziesięć sekund.
Zauważyłem, że Indy biegnie w naszą stronę.
- Ja cię smolę! Ominęło mnie coś? - spytał zaskoczony patrząc to na mnie, to na Av.
- Nie, kompletnie nic - powiedziała sarkastycznie koleżanka.
- To w takim razie idę spać dalej - wzruszył ramionami i z powrotem zaczął kierować się w stronę świątyni. Dziewczyna szybko zablokowała mu drogę.
- Ty mówisz serio? Kurwa Indy! Pod koniec lata, w parę minut zrobiła się zima! Kylar mi tu zamarza, a ty nic!? JAK TY MOŻESZ TO WSZYSTKO TAK ZLEWAĆ!?
- Tak po prostu. Nie jest to wcale takie trudne.
- Młodzi uczniowie - zaczął Mistrz Fung, który jak zwykle pojawił się znikąd, ignorując sprzeczkę dwóch przyszłych smoków. - Czemu nie macie założonych czapek i szalików? - uśmiechnął się jakby powiedział zabawny dowcip.
- Mistrzu...nie wiem co ja zrobiłem.
- Kylarze spokojnie - przerwał mi. - Wiem, że to nie twoja wina. Nie musisz się tłumaczyć. Twoja moc staje się potężniejsza od ciebie, a ty tracisz nad nią kontrolę. Musisz ją opanować.
- Ale jak!? Przecież to już nie jest tajemnica, że nie nauczyłem się tego tutaj. Akloria mi to pokazała, ale nie mówiła nic o tak potężnej mocy!
- Ona sama nie była tego świadoma.
- A co jeśli byłam, staruszku! - usłyszałem kobiecy głos dobiegający zza moich pleców.
Tuż za nami stała Akloria i jej służący - Tekin, jeśli dobrze pamiętałem.
- Widzę, że postanowiłaś nas odwiedzić - przywitał ją kulturalnie Fung.
Av i Indy przyjęli postawę bojową, a ja z wielkim trudem zmusiłem się do podniesienia z ziemi.
- Kylar, teraz mnie posłuchaj. Miałam tego świadomość. Niestety nie spodziewałam się, że twoja moc zacznie działać samodzielnie.
- Czemu mi tego nie powiedziałaś!? Czego ty ode mnie chcesz!? - krzyczałem jej w twarz.
- Spokojnie. Chcę ci to wszystko wyjaśnić, ale świadkowie nieco mi to utrudniają.
- Czemu nie porwałaś mnie znowu, co?! - zadrwiłem.
W chwili gdy poczułem narastający gniew, zwykłe prószenie przerodziło się w śnieżycę.
- Opanuj swój umysł uczniu - rzekł mistrz Fung.
Wystrzeliłem lodowe sople prosto w Aklorię, a ta ledwo ich uniknęła.
- Kylar! Opanuj się! - krzyknął Indy.
- Nie powstrzymasz burzy! - odpowiedziała mu Akloria widząc moje poczynania.
Kiedy już stworzyłem lodowe ostrze, Mistrz położył mi rękę na ramieniu. Dotyk nauczyciela był jak wybudzenie z transu. Dopiero teraz zacząłem trzeźwo patrzeć na całą sytuację. Wszystko było wynikiem straconego przeze mnie panowania. Odwróciłem się od reszty i pobiegłem w stronę klasztoru szybko wtargnąwszy do sali. Przeszedłem parę kroków i usiadłem na schodkach, które prowadziły do innego pomieszczenia.
Pochyliłem się i usiłując uspokoić uczucia, ukryłem głowę między ramionami.
~ Już sobie idę, Kylar. Jak coś jestem niedaleko. Po prostu mnie wezwij.
~ Co chciałaś osiągnąć przychodząc tu?
~ Popsuliście mi plany - odpowiedział głos Aklorii. - Chcesz się dowiedzieć? Przyjdź.
Do sali weszli Indy, a zaraz po nim Av z Mistrzem Fungiem. Moi koledzy patrzyli się na mnie dziwnie, a nauczyciel miał wyraz twarzy, którego nie mogłem odczytać. Jego uśmiech mówił tak, jakby jednocześnie coś poszło po jego myśli, ale z innej strony nie wypaliło. Nieco skomplikowana sprawa.
     Wszyscy odpuścili mi pytania, chociaż po Av było widać, o dziwo, że się martwi.
     Nie wiedziałem co robić; zimno aktualnie zmniejszyło rozprzestrzenianie w moim ciele. Zacząłem medytować, a kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem lód, który dookoła mnie stworzył coś w rodzaju krzywej gwiazdy. Westchnąłem. Może lepiej dla innych, żebym się nie ruszał z miejsca? Parę razy próbowałem pozbyć się tego wszystkiego, ale nie mogłem. Trwałem w niewiedzy, czy nie umiem tego zatrzymać, czy po prostu nie wiem jak. Mistrz nie powiedział mi jak to odczarować, a zaczerpnięcie rozwiązań u Aklorii również było kiepskim pomysłem.
     Z nieprzyjemnych myśli wyrwała mnie Av, która właśnie znalazła się w pomieszczeniu. W głębi duszy ucieszyłem się, że mimo wszystko postanowiła mnie odwiedzić.
- Hej, chcesz pogadać? - spytała
spoglądając na oblodzoną podłogę.
- Mogę.
Koleżanka usiadła obok mnie na nie zamrożonej części podłoża.
- Wybacz, mogę ci tylko zaoferować lodowe krzesło. - Av prychnęła i wzruszyła ramionami. - Gdzie Indy?
- spytałem by przerwać ciszę.
- W swoim pokoju jak mniemam. Nie rozumiem go - westchnęła i utkwiła wzrok na swoich butach. - Jak takie coś może go nie obchodzić? Teraz będzie pewnie rozmyślał o swoim życiu mając wszystko gdzieś.
- Pokłóciliście się?
- Według mnie tak. On, pewnie w ogóle, nie widzi swojej winy i nie uważa, żeby istniał jakikolwiek problem.
- A myślałem, że to kobiety ciężko zrozumieć.
- Jak pobiegłeś, nie mogłam zrozumieć miny Aklorii - zmieniła temat. -Wyglądała na zadziwioną?
- Ona sobie wtedy tak po prostu poszła?
- Nie, pożyczyła szklankę cukru, bo jej do ciasta zabrakło.
- Ach, ten twój sarkazm.
- Chcieliśmy ją zaatakować, ale Mistrz Fung nas zatrzymał - powiedziała, a ja kiwnąłem głową. - W sumie to chciałam ci tylko oznajmić, że jeśli chcesz pogadać to przyjdź do mnie.
- Żeby zamrozić ci pokój?
- Oj no bez przesady, tam jest zdecydowanie cieplej. W sumie, to zauważyłam, że się uspokoiłeś. Śnieg przestał padać.
- Niestety czuję, że zimno w moim ciele powraca.



sobota, 10 października 2015

Rozdział XXIII

Zima w lecie - Kylar

    Indy upadł, a za nami stał Łowca, który uśmiechał się złowieszczo. Rzuciłem się na niego, ale ten zablokował parę ciosów. Następnie chwycił za zagojone już ramię i rzucił moim ciałem o ścianę. Av klęczała przy Indym, który leżał w kałuży własnej krwi. Kusznik chciał strzelić w koleżankę, ale, na szczęście, byłem szybszy i stworzyłem ścianę lodu pomiędzy nim a ją.
Z korytarza, gdzie zaskoczył nas nasz wróg, wyleciała ogromna fala wody i rzuciła nim o moją ścianę z lodu. Przeciwnik najpewniej stracił przytomność.
     Wziąłem Rubin Ramzesa i Gwiazde Hanabi do kieszeni, a Pięść Tebigonga podałem Av. Szybko podniosłem naszego kolegę i wybiegliśmy.
- Co się stało!? - Dojo przywitał nas głośnym pytaniem.
- Indy jest ranny! - odpowiedziała mu zmartwiona Av.
 

***

     Akloria wyszła. Tekin pomyślał, że to dobra okazja aby zajrzeć do jej pokoju, który znajdował się w centrum pałacu. Wolnym krokiem ruszył przez sporą liczbę korytarzy i ogród, który w tym momencie przypominał zaczarowaną krainę. O poranku wszystko nabierało innego wymiaru. Rysy zamku były delikatniejsze, a dopiero rozwijające się pączki kwiatów uwalniały woń, która delikatnie napływała ku przyjacielowi Aklorii. Obok niego przeszło właśnie dwóch wojowników. Przez myśli Tekina przemknęło, że również ma nad nimi władzę, oczywiście nie tak silną jak kobieta panująca nad krainą. On jedynie mógł wydawać im te z najnudniejszych poleceń. Mężczyzna nareszcie znalazł się przed drzwiami do pokoju swojej pani, ale jednocześnie i przyjaciółki. Zawahał się czy naruszyć jej prywatność, ale w końcu chwycił za klamkę. Drzwi były zamknięte; mógł się tego spodziewać. Tekin wiedział, że na nic zda się tu jakikolwiek wytrych. Kobieta zabezpieczyła drzwi magią. Oparłszy się o ścianę, zadecydował, że wejdzie do pokoju przez okno. Dalej poszedł korytarzem i skręcił w lewo, znajdując drzwi prowadzące na zewnątrz. Ku jego uciesze, ściany budynku nie były gładkie ani płaskie. Gdzieniegdzie znajdowały się wybrzuszenia umożliwiające wspinaczkę. Framugi okien również okazały mu swoje wsparcie. Tekin stanął pod oknem przyjaciółki i zaczął się wspinać. Żałował, że ubrał tego dnia togę - znacznie utrudniała mu wspinaczkę. Chwilę później, cicho wskoczył na balkon. Na szczęście jego drzwi były uchylone. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to wielkie łóżko stojące na środku pokoju. Oprócz niego była jeszcze mała szafka nocna, toaletka, szafa i inne, typowe dla sypialni, rzeczy.
- Przytulnie tu - stwierdził mówiąc sam do siebie.
Zauważywszy komodę, Tekin do niej podszedł i otworzył kilka szuflad. Nie znalazł tam nic oprócz ubrań, których defacto miała naprawdę sporo. Zajrzał pod łóżko, ale tam również nie znalazł pożądanych informacji. W końcu wpadł na pomysł gdzie może być to czego szuka. Dokładnie tam, gdzie Kryształ Purpuru.


***

     Były właśnie urodziny Indiego. Cieszył się, chociaż jego mina mówiła zupełnie co innego. Od Funga dostał awans, w sumie już się domyśliłem czemu nie dostał go wcześniej. Dojo podarował mu czekoladki. Musieliśmy go powstrzymywać, żeby sam ich nie zjadł przed dostarczeniem ich do adresata. Nie wiem co dostał od Av, ten moment gdzieś mi umknął. Ode mnie otrzymał książkę. Mam nadzieję, że mu się spodoba.
     Gdy wszyscy się bawili, ja siedziałem na poduszce przy ścianie owinięty kocem. Było mi zimno. Myślałem, że dopadła mnie jakaś choroba ale w głowie miałem chwilę, gdy złapała mnie wysoka gorączka. Nawet wtedy nie było mi tak zimno.
Av podeszła do mnie gdy tylko zauważyła moje samopoczucie.
- Ty chory jesteś? - zaczęła z typowym dla siebie sarkazmem. - Na dworze jest ponad dwadzieścia stopni, a ty siedzisz pod kocem i cały drżysz!  
- Właśnie tak się czuję. Pewnie mam po prostu gorączkę. Nic wielkiego.
Na jej twarzy pojawił się grymas. Po chwili dotknęła mojego czoła.
- Masz raczej przeciwieństwo gorączki... Jesteś zimny jak lód! Może lepiej idź się położyć? - powiedziała innym już tonem.
- Pewnie za chwilę mi przejdzie. Idź się bawić, dołączę do was potem.
,,Szkoda tylko, że to zimno trzyma mnie od trzech dni’’ - dopowiedziałem w myślach.
    Kolejny dzień. Wszyscy spali jak zabici. Wszyscy, oprócz mnie. Spałem tylko dwie godziny; udało mi się zdrzemnąć przed porannym treningiem. Nie założyłem dzisiaj szat adepta, tylko najcieplejsze dresy i bluzę jakie miałem. Av i Indy prawie omdleli z szoku widząc moje ubranie.
- Chłopie, na pewno wszystko ok? - spytał czarnowłosy.
- Ta, tak wszystko dobrze.
Av się nie odzywała, tylko spojrzała na mnie zmartwiona.
     Dzisiaj miała być nauka władania naszym Wu, ale niestety posiadaliśmy tylko Gwiazdę Hanabi, więc mieliśmy zwykły, trening. Bieganie, pompki, brzuszki, czyli typowe ćwiczenia fizyczne. Kiedy zmęczeni sapaliśmy po treningu w naszych myślach pojawiło się postanowienie aby jak najszybciej odzyskać Shen Gong Wu.  
     Wieczorem gdy usiedliśmy do kolacji, na stół wskoczył Dojo.
- Wybaczcie, że wam przerywam podczas jedzenia ale...
- Właściwie to nawet nie zaczęliśmy - przerwał mu Indy.
- ...ale jest nowe Wu do zdobycia! Oko Sokoła! Jest jak ładna luneta, która pozwala na widzenie rzeczy przez ściany czy podłogi.
Pokazał nam to na zwoju, który zawsze mnie fascynował. Stworzono go w czasach gdzie nie było tak rozwiniętej technologi, a tu proszę. Na papierze oglądamy coś w rodzaju filmiku.
     Wylądowaliśmy na jakimś starym placu budowy. Wszędzie były rusztowania, niezbudowane do końca ściany, palety z kostką brukową. Nadal było mi zimno, ale starałem się to ignorować.
- No proszę! - zawołał Dojo. - Nic się tu nie zmieniło. Parę lat temu wyglądało to dokładnie tak samo.
- Komuś zabrakło pieniędzy? - spytała Av.
- Pewnie tak. Jest jeszcze opcja, że właściciel tego zginął śmiercią tragiczną.
Wszyscy się na niego spojrzeliśmy.
- No co? - wzruszył ramionami - Wiele rzeczy mogło się stać.
     Szukanie Wu w tym miejscu nie było łatwe, szczególnie, że tutaj prawie nic się nie znajdowało
- Znalazłam! - usłyszeliśmy głos Av. - Jacka przy okazji też!
Pomiędzy gruzem leżało Wu. Jack i Wuya stali naprzeciw nas.
- Gdzie tym razem jest wasz pieprzony Łowca?! - krzyknęła.
- Dzisiaj chciał mieć wolne. To mu dałem - odpowiedział. - Bez zbędnego gadania…  BETON-BOTY NA NICH! - krzyknął.
- Co do cholery? - Av dokładnie opisała nasze zdziwienie.
Nagle spod moich nóg coś wyskoczyło, a ja upadłem. Dosłownie część elewacji wstała i zaatakowała mnie. Potwór wyciągnął z betonu swoje łapska trzymając jakąś kamienną maczugę i machał nią jak szalony. Były trzy takie roboty, po jednym dla każdego. Gdy zrobiłem salto do tyłu unikając kolejnego uderzenia, przymroziłem jego broń do podłoża. Wspiąłem się po jego przygwożdżonej łapie i stworzyłem swoje lodowe ostrze. Wbiłem mu je prosto tam gdzie nie miał betonu. Zauważyłem, że przeciwnik Indiego właśnie wybuchł. Wróg naszej koleżanki leżał roztrzaskany na części. Miała na ręce Pięść Tebigonga. W szybkim tempie rzuciła się po Wu, w tym samym czasie co Spicer.
- Jack! Wyzywam Cię na pojedynek mistrzów! Moja Pięść Tebigonga kontra twoje JetBootsu!
- Ten kto spadnie pierwszy przegrywa!
- Zaczynajmy!
Jak to zwykle, wszystko zmieniało miejsca i kształty. Ja, Indy, Dojo i Wuya znaleźliśmy się pod walczącymi. Wokół nich były tylko cztery betonowe kolumny, a z nich wychodziły metalowe pręty w każdą możliwą stronę. Av stała na tym samym co Jack.
- GONG YI TANPAI! - krzyknęli.
- A teraz Jack.... SKOPIĘ CI TO TWOJE ZASRANE DUPSKO!
Spicer najwyraźniej trochę się przeraził. Zielonooka wpadła w szał.
- Pięść Tebigonga!
Av uderzyła Wu o pręt, na którym stali. W tym samym czasie podskoczyła i wspięła się na inny kawałek metalu. Jedyny punkt zaczepienia złamał się pod Jackiem.
- JetBootsu!
Chwycił się nogami jednego z metalowych kijków. Av paroma zwinnymi ruchami była już przy nim i kopnęła go prosto w twarz. Oddałbym wiele aby mieć to na taśmie. Mimo, że Jack tylko się odchylił, gdyż jego buty nadal go trzymały, to było to niesamowicie efektowne. Wracając do pozycji poprzedniej, Spicer uderzył swojego wroga. Nieco otumaniona koleżanka spadła trochę niżej chwytając się kolejnego pręta.
- Serio kurwa? Wiertarka? - spytała łapiąc się za głowę i spoglądając na przedmiot, który trzymał wróg w swoich łapach.
- Tylko to miałem pod ręką - wzruszył ramionami wyrzucając narzędzie za siebie.
Nagle Av się uniosła. Tak po prostu, przez chwilę lewitowała w powietrzu. Pofrunęła w kierunku Spicera, podcinając jego nogi i przy okazji zdejmując jego Wu. Wiatrem popchnęła go w dół, a ten zarył po drodze na ziemię o wiele prętów.
- SAJONARA IDIOTO! - krzyknęła z gracją opadając na rusztowanie.
Wszystko wróciło na miejsce. Koleżanka podała nam Wu i podeszła do Jacka. Strzeliła mu z liścia i z powrotem do nas wróciła.
- No, to możemy wracać - oznajmiła otrzepując dłonie z pyłu.
Zadowolona wsiadła na Dojo.
- Idziecie? - spytała z nutą rozbawienia w głosie.
Indy i ja spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem.
    Chłód narastał. Czułem się jakby moje ciało zaczęło zamarzać. Siedziałem skulony na Dojo. Zauważyłem, że Av patrzy się na mnie. Indy w sumie też.
- Czy aż tak źle wyglądam? - spytałem.
- Jesteś okropnie blady - odpowiedział Indy.
- No mówię wam. Jestem po prostu chory.
- Może zabierzemy cię do lekarza? - zasugerowała Av.
- Nie! Dam radę.
W sumie nie wiem czemu krzyknąłem. Nie miałem wrażenia, że lekarz mi pomoże.
    Gdy zeskakiwałem z naszego smoka. Zobaczyłem szron w miejscu gdzie siedziałem. Chyba przypadkiem go tam stworzyłem. Zgarnąłem go ręką, a to co zostało po chwili się rozpuściło. No tak, nadal trwało lato, chociaż ja tego nie czułem. Wszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku.
     Kiedy się obudziłem, nie zastał mnie miły widok. Cały mój pokój był oszroniony. Przez okno nie dało się nic zobaczyć, a podłoga zaczęła obrastać lodem. Czułem zimno jeszcze bardziej intensywnie. Zrobiłem to przez sen? Wyszedłem z pokoju. Z pod moich nóg zaczął rozprzestrzeniać lód i szron. Przerażony wybiegłem na dwór. Wszędzie padał teraz śnieg. Śnieg?! Lato się jeszcze nie skończyło, chociaż wskazywał na to biały puch opadający z nieba.


______

No to powracamy myślę, że do stałego publikowania rozdziałów! :D Będziemy wrzucać jeden tygodniowo, lecz mogą się zdarzyć opóźnienia. Zaczynamy kolejny wątek, który dotyczy Kylara! Jak myślicie, co wydarzy się dalej?