niedziela, 25 października 2015

Rozdział XXV

I myśl powietrze tnie jak kryształowy miecz -Av


     Ubrana w dres zbierałam się do spania. Leżałam na macie przyglądając się granatowej szarfie wiszącej na krześle, obok czerwonego stroju. Za każdym razem kiedy na nią patrzałam, przypominały mi się chwile w tej dziwnej krainie. Powracało również uczucie bezsilności, strachu i determinacji, aby pomóc tym ludziom. Bardzo spodobało się to Mistrzowi, który mnie pochwalił i wręczył pas.
     Byłam z siebie zadowolona; Zastanawiałam się jaki „test” nasz Mistrz wymyśli na następny szczebel. Byłam pewna, że zwykłe pokonanie Jacka Spicera nie wystarczy. Zresztą, ten idiota był naszym najmniejszym problemem. Jego mina, podczas naszego pojedynku na rusztowaniu, nigdy nie uleci z mojej pamięci. Nie mogłam się doczekać kiedy znów zobaczę jego krzywą mordę. Muszę mu wpieprzyć raz a porządnie, tak aby oddał mi Ostrze Zawieruchy. Wiem, że przesadzam, ale nie mogę znieść myśli, że odebrał mi je po raz drugi. Nie wiem czemu, aczkolwiek bardzo przywiązałam się do tego Shen Gong Wu i tęsknię za jego siłą. Obecnie, z Wu żywiołów, mieliśmy tylko Gwiazdę Hanabi, która należała do Indiego. W sumie to do tej pory nie wiem czemu nie dostał awansu razem z nami. Nigdy nie podejrzewałabym, że to on w czymś zawali. Prędzej oskarżyłabym o to siebie lub Kylara. Próbowałam z nim rozmawiać kilka razy, ale on nie miał na to ochoty. Ostatnio był bardzo zamyślony i cały czas siedział albo u siebie, albo u Mistrza Funga. Nawet osobiście nie wręczyłam mu prezentu urodzinowego. Czerwone pióro z pomarańczowymi akcentami i złotą stalówką włożyłam do małego pudełka, napisałam krótki liścik i zostawiłam  w jego pokoju. Mam nadzieję, że mu się spodobało i że przyda mu się do jakiś notatek czy szkiców. Pióro należało do jakiegoś sporego ptaka. Znalazłam je na jednym z wyższych drzew świątyni, kiedy szukałam miejsca aby w spokoju poczytać zwój.
Pomału robiłam się senna. Nie chciało mi się wstać i zgasić światła, dlatego leżałam ze spojrzeniem utkwionym w suficie. W oczy rzuciły mi się ślady spalenizny. No tak, z pewnością przede mną mieszkała tu Kimiko. W podobnej sytuacji byli moi koledzy. Indy miał w swoim pokoju ślady po zalaniach, a Kylar nadtłuczoną szybę w oknie. No właśnie. Kylar. Co się z nim dzieje? Ciężko przyznać, ale naprawdę się o niego martwię. Próbowałam wmówić sobie, że jego chłód to tylko przeziębienie, ale śnieg prószący za oknem, w czasie lata, nie pomagał mi w tym twierdzeniu. No cóż, miałam nadzieję, że to minie z czasem. Mistrz Fung miał swoją teorię na ten temat, ale nie powiedział nic konkretnego. Miałam do niego ogromny szacunek, ale czasem mógłby mówić jaśniej.
     Odwróciłam się na bok; moje lenistwo osiągnęło poziom maksymalny. Postanowiłam spróbować zasnąć z zapalonym światłem. Moim oczom ukazał się mały otwór znajdujący się w ścianie za szafką. Ciekawość wygrała i szybko podniosłam się z miejsca. Podeszłam do ściany i w akompaniamencie dźwięku szurania o drewnianą podłogę, odsunęłam szafkę. Za meblem znajdowało się wgłębienie, w której był jakiś notatnik oprawiony w skórę. Miał kilka kolorowych wstążek i długopis wetknięty za obwolutę. Zmarszczyłam brwi i założyłam włosy za ucho. Usiadłszy na kocu otworzyłam notatnik na pierwszej stronie. Moim oczom ukazało się wąskie i staranne pismo. „Miłej lektury moja zastępczyni. Ufam, iż żadne słowo nie wyjdzie z tego pamiętnika. Kimiko Tohomiko, 2004.”
To było bardzo dziwne. Priorytetem było ustalenie faktów. Notatnik z pewnością był pamiętnikiem. Pamiętnik należał do Kimiko, która zakłada, że będę jej zastępczynią. Mogło się to tyczyć tylko płci? Ale skąd mogła wiedzieć, że następna drużyna też będzie miała jedną przedstawicielkę płci żeńskiej? Zaczęła go prowadzić jedenaście lat temu... Po podsumowaniu stwierdziłam, że nic nie wiem i otworzyłam pamiętnik na następnej stronie. W tym samym momencie usłyszałam pukanie. Pewnie ktoś usłyszał jak przestawiam szafkę. Szybko zakryłam notatnik kocem. „Ufam iż żadne słowo nie wyjdzie z tego pamiętnika.”
- Av, jesteś tam?
- Tak, wchodź. Jeszcze nie śpię.
W drzwiach pojawił się Kylar, a raczej jego cień. Z godziny na godzinę robiło się coraz gorzej. Spojrzał na mnie spod podkrążonych oczu.
- Jednak zdecydowałem, że zamrożę ci pokój - starał się uśmiechnąć, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
- Och jasne nie krępuj się! Tego mi tu brakuje!
Wojownik wody bez słowa usiadł obok mnie. Na szczęście w moim pokoju zawsze było ciepło, a uchylone okno zaopatrywało mnie w świeże powietrze, więc temperatura była w sam raz. Niestety, po wejściu Kylara powiało chłodem.
- Av, boję się - powiedział spoglądając na swoje ręce. Zauważyłam, że mankiety jego koszuli są delikatnie zmrożone. Wstałam z miejsca i znalazłam w szafie duży, jasny koc, którego używałam zimą. Podałam mu go i z powrotem zajęłam miejsce. Narzuta szybko pokryła się szronem.
- Czego się boisz?
- Wszystkiego, rozumiesz? Wszystkiego! - krzyczał starając się opanować szczękanie zębami - ...że przez to, coś wam się stanie, że mi się coś stanie, że ta zima nie odejdzie, że tak już zostanie...
- Jak zwykle panikujesz. Uspokój się! - krzyknęłam chwytając jego dłoń moimi rękoma. Były lodowate, na moje wyczucie, około zero stopni celsjusza.
- To minie, uspokój się, wszystko będzie dobrze. Nie damy się tej cholernej zimie.
Przez jego usta przeszedł cień uśmiechu.
Dotarło do mnie co mówię. Przecież on zaraz może zginąć! Dotknęłam jego policzka wewnętrzną stroną dłoni. Był tak samo zimny jak jego ręce. Zauważył moją minę i zamknął oczy. W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł Indy.
- Av chciałem ci... och, nie będę wam przeszkadzać - zmrużył oczy.
- Nie Indy, wręcz przeciwnie. Pomożesz nam. Widziałeś gdzieś Doja?
- Po co ci Dojo o tej porze? - burknął.
- Musimy złożyć wizytę naszej przyjaciółce Aklorii.
- Co? Av nie sądzę żeby był to dobry pomysł! - krzyknął, resztką sił, Kylar.
- Tylko ona jest w stanie ci pomóc.
- Dojo jest w kuchni - rzucił Indy trzaskając drzwiami. Wybiegłam za nim na korytarz.
- Hej, nie lecisz z nami?! - krzyknęłam za nim.
- Nie mam zamiaru, mam ważniejsze sprawy na głowie - wysyczał i zniknął za drzwiami do swojego pokoju.
Nie wierzyłam własnym uszom. Przecież Kylar naprawdę był w złym stanie. Czy on tego nie widział?
     Szybko się ubrałam i zaplotłam włosy. Razem z ,,Sopelkiem’’, którego wzięłam pod przymusem, udaliśmy się do kuchni. Przyłapaliśmy Doja, który pochłaniał kilka pudełek lodów na raz. Czyżby zajadał złamane, przez jakąś smoczycę, serduszko?
- Dojo, proszę, zabierz nas do Aklorii.
- Teraz? - wybełkotał z łyżeczką w buzi.
- Tak, teraz. Z Kylarem jest co raz gorzej. Nie możemy czekać. - Byłam stanowcza jak nigdy.
- No nie wiem czy to dobry pomysł...
- Stoi za mną i pokazuje ci, że nie masz się zgodzić, prawda? - spytałam wskazując kciukiem za siebie.
Smok kiwnął głową.
- Dojo, proszę to ważne.
- Dlaczego ja nie umiem się wam przeciwstawiać? - spytał zrezygnowany.
     Wylecieliśmy. Nie było zbyt ciepło. Czułam jesień w powietrzu, chociaż był jeszcze sierpień. Gdyby nie było mnie w świątyni, właśnie kończyłabym wakacje. Chyba wolałam mieć na głowie naukę fizyki, niż dobro całego świata. Siedziałam przy głowie smoka. Za mną był Kylar, który dygotał z zimna. Jego skóra była pięknie śnieżnobiała, chociaż jemu nie pasowała taka bladość. Przecież urodził się w Brazylii i opalenizna była dla niego czymś normalnym.
     Wylądowaliśmy przed pałacem Aklorii. Dojo zmniejszył się i owinął wokół mojej szyi. Czułam jak gniew powoli mnie wypełnia. Trzy razy zapukałam, drzwi ustąpiły. Znaleźliśmy się w przestrzennej sali.
- Jest tu kto? - zawołałam.
- No proszę, proszę! Któż raczył mnie odwiedzić? - Akloria wyszła zza filaru. Nie wyglądała na zaspaną. Najwidoczniej się nas spodziewała. No cóż, mówią, że zło nigdy nie śpi. Miałam ochotę się na nią rzucić, ale starałam się, przynajmniej na początku, spokojnie załatwić sprawę.
- Odczaruj go.
- Nie jest zaczarowany - powiedziała krzyżując ręce.
Pieprzyć spokojne załatwianie spraw. Zaatakowałam ją i zaczęłyśmy walczyć. Dojo zeskoczył mi z ramion i pomknął w kierunku zdezorientowanego Kylara. Poczułam płatki śniegu na ramionach i spojrzałam w górę. Tak po prostu padało. Nie miałam czasu zastanawiać się nad dziwnym zjawiskiem. Musiałam bronić się przed ciosami Aklorii.
- Przestańcie! - zawołał słabym głosem blady Brazylijczyk.
- No to mu pomóż! - krzyknęłam ignorując kolegę i uderzając Aklorię w brzuch.
- Bo co?! - odpowiedziała chwytając mnie za szyję.
Nie widziałam co się dzieję, silna śnieżyca panująca w pomieszczeniu utrudniała widoczność. Nie wiedziałam nawet gdzie stoi Kylar.
- BO MOŻE UMRZEĆ DO CHOLERY! - krzyknęłam podcinając moją przeciwniczkę. Ta rozluźniła uścisk i chciała uderzyć mnie w twarz.
- ON NIE UMRZE! - odpowiedziała silnym głosem. Dosłownie czułam jej zdenerwowanie.
Śnieżyca była coraz silniejsza.
- JEŻELI TAK DALEJ BĘDZIE TO ZGINIE! - zawołałam tak, aby zagłuszyć świst wichury.
- NIE ZROBIŁABYM TEGO WŁASNEMU BRATU! - krzyknęła.
Śnieżyca zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam.
- Komu, kurwa?!
- MOJEMU BRATU! - krzyknęła ponownie.
Odwróciłam się aby zobaczyć minę domniemanego brata Aklorii. Zamiast niego, w tym samym miejscu, stała bryła lodu.
- KYLAR! - krzyknęłyśmy razem.


______

To się wzięło i porobiło... Jeżeli komuś kojarzy się tytuł tego rozdziału, z łatwością może się domyśleć co stało się z naszym Lodowym Księciem... :) Do opadów śniegu jeszcze trochę czasu zostało, więc mamy czas by przygotować się do zimy. Chociaż... Nasi bohaterowie, również myśleli, że mają czas. Życie!

4 komentarze:

  1. Nie ma to jak bitwa dziewczyn :) Jak zwykle opowiadanko jest super! Aha i jeżeli macie czas to zaktualizujcie opis bohaterów o Aklorie i tego jej kolege :) (konto google mi dziala nie musze juz anonimowo pisac :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaramy się to ogarnąć kiedy tylko znajdziemy chwilkę czasu! c:

      Usuń
  2. To następny rozdział będzie za tydzień? Szkoda bo liczyłam że dzisiaj ale jakoś przeboleje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak, przepraszamy, nie wyrobiliśmy się. :(

      Usuń