poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział XXIX

Popiół rozwiany na trzy strony świata - Kylar


    Czas płynął, a burza z każdym dniem była coraz bliżej nas. Powiększała się z każdą chwilą. Mistrz zapowiedział koniec świata. W głębi siebie liczyłem, że po prostu żartuje, a burza wcale nie jest wynikiem działania Wuyi. Może nie będzie aż tak źle? Myślałem o tym siedząc sobie na murku w ogrodzie. Delektowałem się ciszą i obserwowałem wodę wylatującą z fontanny. Moją głowę ostatnio zajmowały również myśli o Aklorii. Zastanawiałem się dlaczego Mistrz Fung zataił informację, że nasza przeciwniczka jest moją siostrą. Akloria również przestała się do mnie odzywać telepatycznie. Ciekawe czemu?       
     Przeleciałem wzrokiem z wody na dach i zauważyłam siedzącą Av. Była w coś zaczytana. Nudziło mi się, więc postanowiłem zając mojej koleżance kilka chwil. Jak spytałem Indiego, czy nie zechciałby, spędzić ze mną czasu, to po prostu zamknął mi drzwi przed nosem. Zastanawiałem się co go znowu ugryzło. Przecież przez chwilę było już dobrze. Zacząłem mieć wątpliwości czy on w ogóle mnie lubi. Otrząsnąłem się, wstałem i wspiąłem się na dach. Av była tak zafascynowana swoją lekturą, że mnie nawet nie usłyszała.
- Hejka! Co tam porabiasz? - spytałem, a ona podskoczyła. Najwyraźniej ją przestraszyłem. Av zatrzasnęła książkę, a raczej mały notesik i odwróciła się w moją stronę sycząc:
- Nic, co by dotyczyło ciebie lub twojego wścibskiego nosa.
- Spytałem tylko co robisz... Jak nie chcesz to nie mów. - Wzruszyłem ramionami. Zajęcie Av przecież nie było najbardziej interesującą rzeczą na świecie.
- Myślałam, że dach to najbardziej bezpieczne dla mnie miejsce - powiedziała chowając notes do kieszeni w stroju.
- Ja tam wolę jaskinie, którą niedawno znalazłem.
Udało mi się wzbudzić w niej zainteresowanie.
- Jaką jaskinię?
- Jest niedaleko jeziorka. Właściwie to w nim.
- Teraz mnie zachęcisz a potem zaczniesz znowu podtapiać? Nie, dziękuję - prychnęła.
- Nie to nie. Ja cię do niczego nie zmuszam - powiedziałem i powoli zsunąłem się z dachu. Już chciałem skoczyć gdy Av wykazała się chęcią podtrzymania rozmowy.
- Blefujesz.
- Nie - cicho się zaśmiałem i uśmiechnąłem do niej.
- Hmm... - zamruczała. - Pokażesz mi ją?
- Jak chce... - Nie dokończyłem, bo przerwał mi dźwięk głośnego wybuchu, który dobiegał z głównego wejścia do świątyni.
Spojrzałem z przerażeniem na Av. Na jej twarzy malował się taki sam strach jak na mojej.
- Szybko! - krzyknąłem.
Zeskoczyliśmy z dachu i pobiegliśmy w stronę wybuchu. Od razu rzuciła nam się w oczy brama, która leżała roztrzaskana w drobny mak. Przy niej stały trzy ogromne, skalne potwory, coś typu golemy. Z ich paszczy i oczu wydobywała się zielona poświata.
- Historia lubi się powtarzać - powiedziała do siebie koleżanka.
Chwilę potem, jeden ze skalnych potworów zamachnął się i polecieliśmy na przeciwległą ścianę. Poczułem ból, który spotęgowany został przez opadające na nas cegły. Razem z materiałami budowlanymi, jeden z potworów wystrzelił ze skalnej ręki jakiś pocisk. Budynek po lewej stronie stanął w ogniu. Przed nami, nie wiadomo skąd, pojawił się Mistrz Fung.
- Uciekajcie mnisi! Wy macie ocaleć! - krzyknął.
- Musimy pomóc! - krzyknąłem.
- Nie dacie im rady! Uciekajcie!
Av pociągnęła mnie za rękę i pobiegliśmy dalej. Zdołałem zauważyć szybkie, silne i sprawne ataki naszego nauczyciela. Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć go w akcji.  
     Momentalnie zaczął padać deszcz. Znaczyło to tyle, że burza wreszcie zawitała w nasze progi. Spod ziemi, tuż przed nami powstał kolejny golem. Podskoczyłem by go zatakować, lecz nie zdołałem nic zrobić. Potem to bestia wykonała ruch. Unikając jej ciosu, strzeliłem w golema lodowym soplem. Wbił się dość głęboko w jego nogę. Av spróbowała przewrócić go mocnym podmuchem wiatru, lecz on stał nie wzruszony.
- Dobra Kylar - krzyknęła odgarniając włosy i dmuchnęła w ziemię spuszczając głowę. Gest miał wymiar bezradności - To nie ma sensu! Musimy znaleźć Indiego i uciekać!
Budynek obok nas eksplodował. Znajdowały się tam nasze pokoje.
- Moje rzeczy! - krzyknęła ze złością.
Rzuciliśmy się pędem w stronę rozbitego budynku. Wszystko w okolicy płonęło. Panował wielki chaos, a golemów było coraz więcej. Potknąłem się o coś i upadłem.
- Kylar!
Gdy Av chciała zawrócić, potwór ją złapał i rzucił w inną stronę. Szybko się podniosłem, bo chciałem jej pomóc, ale na drodze pojawił się golem, a za nim stała wielka ściana ognia.
- AV! - zawołałem, ale nikt nie odpowiedział.
Przeciwnik zamachnął się na mnie pięścią. Może gdyby potwory nie miały czterech metrów wysokości i dwóch szerokości, to byłoby łatwiej ich pokonać. Dosłownie w ostatniej chwili udało mi się zrobić unik. Dookoła był wszędzie ogień, gruzy i tony golemów. Odwróciłem się i zauważyłem dziurę w jednym z budynków. Szybko tam wskoczyłem i biegnąc przez korytarze i unikając resztek opadającego dachu zacząłem nawoływać moich przyjaciół:
- Indy! Av! Dojo!
Coś z jednej strony mnie staranowało i znalazłem się poza budynkiem. Wszędzie było ślisko od deszczu, co utrudniało powstanie. Leżąc przy murze myślałem o drużynie. Nie mogłem zostawić moich towarzyszy, ale niestety nie miałem wyboru. Byłem pewny, że sobie poradzą. Otrząsnąłem się kiedy zauważyłem, że biegną na mnie dwa potwory. Przeskoczyłem mur i zacząłem uciekać. Za sobą usłyszałem odgłos miażdżonego kamienia. Już wiedziałem, że mnie gonią.
     Opadałem już sił. Nie wiedziałem ile przebiegłem. To adrenalina trzymała mnie przy życiu. Ostatni widok, który zapamiętałem przed ucieczką to płonąca świątynia. Na szczęście, w miejscu w którym byłem, panował spokój. Najwidoczniej zgubiłem goniące mnie golemy. Pomimo swojej siły były dość wolne. Odetchnąłem i zacząłem się zastanawiać gdzie ja w ogóle jestem. Zdyszany, spocony i zmęczony opadłem na trawę. Bolało mnie praktycznie wszystko. Rozejrzałem się. Obserwując drzewa i skały, które były wokół mnie, stwierdziłem, że jestem w lesie. Wiedziałem, że muszę odpocząć i znaleźć jakieś schronienie. Wbrew wszystkim niedogodnościom, moim priorytetem było znalezienie Indiego i Av. Miałem również nadzieję, że Mistrz Fung był cały. Pocieszał mnie rozmiar naszego smoka. Dzięki swojemu małemu rozmiarowi mógł z łatwością uciec ze świątyni. W duchu wiedziałem, że przetrwał.
     Przekręciłem się na bok i poczułem, że mam coś w kieszeni. Sięgnąłem do stroju i macając poczułem Oko Sokoła. Ucieszyłem się, bo wiedziałem, że jakiekolwiek Shen Gong Wu może okazać się przydatne. Starałem sobie przypomnieć kiedy udało mi się wyjąć je z krypty. No tak, to dzięki niemu udało mi się znaleźć tę jaskinię w jeziorku.
     Wstałem i zacząłem szukać w miarę bezpiecznego miejsca na odpoczynek. W oczy rzuciło mi się niewielkie zgłębienie w skale, które postanowiłem wykorzystać na miejsce noclegowe. Wchodząc do małej jaskini poczułem jak bardzo jestem przemoczony. Pociągnąłem nosem i zdałem sobie sprawę, że się przeziębiłem.
- Świetnie - powiedziałem do siebie ukłdając się na twardych kamieniach. Z trudem udało mi się usnąć.
     Poczułem, że coś chwyta mnie w talii jednocześnie przygniatając mi rękę. Wyrwany z niespokojnego snu wrzasnąłem i otworzyłem oczy. Byłem na przeciwko golema, który trzymał mnie w garści. Jego uścisk był naprawdę silny. Okazało się, że cały czas mnie gonili.
- Ty pójść z nami - powiedział łamanym angielskim, z dość twardym - dosłownie - akcentem.
- Ta? - ledwie udało mi się złapać oddech żeby cokolwiek wykrztusić.
- Tak. Pani powiedzieć: zabić albo przynieść. Ty spać, więc nie zabić - warknął mi prosto w twarz. Jego oddech był zapachu siarki i stęchlizny.
- Honorowe… golemy - pisnąłem. - Możesz trochę... Poluźnić? N-nie mogę oddychać.
Ku mojemu zaskoczeniu, potwór poluźnił uścisk i udało mi się nabrać powietrza w płuca. Golemy zaczęły iść. Było ich dwóch. Przypuszczałem, że były to te same kreatury, które mnie wcześniej goniły. Szły dość szybkim tempem co powodywało, że miarowo podskakiwałem w jego łapie. Nagle zdałem sobie sprawę, że jedną rękę mam wolną. Stworzyłem w niej lodowe ostrze i wbiłem w nadgarstek golema. Udało się, potwór poczuł ból. Pod wpływem impulsu, golem wypuścił mnie z ręki, a ja poczułem, że upadam i zaczynam się turlać ze skarpy. W końcu złapałem się czegoś i już przestałem się obijać o twardą ziemię i skały.
- Ty nie móc uciekać! Wracać! - wrzasnął jeden z oprawców.
Sprawnie zjechałem z górki i puściłem się biegiem przed siebie. Nawet nie miałem kiedy odetchnąć. Inny golem zagrodził mi drogę od przodu. Poczułem twardą pięść na mojej twarzy i upadłem. Wszystko mi się mieszało przed oczami. W uszach słyszałem świst, który nawet nie miał zamiaru przestać dzwonić. Podniosłem lekko głowę. Zobaczyłem potwora próbującego mnie zaatakować, który rozpada się na drobne kawałki. Potem widziałem już tylko czerń.
     Poczułem miękki materiał, który mnie przykrywał. Otworzyłem jedno oko, bo drugie było skrępowane. Kiedy chciałem je dotknąć, poczułem bandaż. Nie miałem pojęcia co się stało. Udało mi się zaobserwować, że mam jeszcze inne opatrunki - na lewym ramieniu i prawej łydce. Poczułem jaki jestem obolały. W szczególności doskwierała mi pękająca głowa. Podniosłem się do pozycji półsiedzącej i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dość szybko poznałem styl aranżacji pokoju. Przypuszczałem, że jestem w pałacu mojej siostry. Z trudem udało mi się wstać i wyszedłem na korytarz. Ściany niosły za sobą głośne rozmowy z dołu, a ja powoli ruszyłem w stronę głosów. W miarę jak się zbliżałem, zacząłem rozróżniać słowa.
- Nie możemy tu zostać! Twój pałac jest następnym celem zaraz po świątyni!
- Wiem o tym! Dajmy Kylarowi jeszcze chwilę. Musi dojść do siebie.
Od razu poznałem między kim toczy się wymiana zdań.
- Jeśli się nie obudzi do jutra, będziemy musieli go stąd zabrać. Odkąd nie możesz otwierać portali, jest coraz ciężej nam się transportować.
Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem Aklorię i Tekina siedzących przy stole.
- Jestem gotów do drogi - powiedziałem.
- Kylar! - zawołała moja siostra i szybko wstała aby mnie objąć. Przytuliła mnie delikatnie, ale mnie i tak wszystko bolało. Cicho pisnąłem. - Przepraszam. Jak się czujesz?
- Kiepsko, ale bywało gorzej - powiedziałem obdarzając ją spojrzeniem wywołującym poczucie winy.
- Nie znasz jeszcze przyczyny dla czego to zrobiłam, ale to nie jest teraz ważne.
- Jest tu Av i Indy? - przerwałem jej.
- Nie.
- Muszę ich znaleźć.
- Spokojnie. Moi ludzie ich szukają. Znaleźli ciebie to i ich znajdą - zapewniała Jess.
- Jeszcze jedno, co z moim okiem?
- spytałem dotykając bandaża.
- Będzie całe - odpowiedział Tekin. - Niestety, gorszą wiadomością jest to, że dopiero za parę tygodni. Prawie straciłeś wzrok. Ten wypadek może spowodować problemy ze wzrokiem kiedy będziesz starszy. - Mężczyzna wstał z miejsca i stanął obok mojej siostry.
- O ile dożyję. Chyba ścigają mnie potwory Wuyi.
- Nie tylko ciebie. Wuya chce się pozbyć wszystkich ze swojej drogi - wytłumaczyła Akloria. - Kylar, czy jesteś w stanie iść dalej? Nie możemy zwlekać. W każdym momencie mogą przybyć tu sługusy tej wiedźmy
- Raczej tak.
- Dobrze. Tekinie? - odwróciła się do stojącego obok wojownika.
- Tak?
- Przynieś mu jakieś świeże ubrania. Nie będzie chodził w tym zniszczonym stroju. - Tekin posłusznie skinął głową i ruszył w stronę jednego z korytarzy. - Chodź do kuchni. Pewnie jesteś głodny.
- A i owszem - uśmiechnąłem się ruszając za Jess.
     Stanąłem naprzeciw lustra aby dokładnie obejrzeć swoje ubranie. Dostałem czarne spodnie, szarą koszulę i błękitną tunikę, która sięgała sporo poniżej pasa.
- Wyglądasz pięknie wojowniku wody - powiedziała Akloria, uśmiechając się.


wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział XXVIII

Coś kosztem przyjaciół - Indy

      Cały czas siedziała mi w głowie ta zielona burza. Wiedzieliśmy, że to Wuya się przemieniła, ale pieprzyć to. Miałem większe problemy na głowie niż przejmowanie się jakąś wiedźmą z przed naszej ery.
      Moje kroki zaprowadziły mnie do własnego pokoju. Stare krzesło zaskrzypiało kiedy odsuwałem je od biurka. Znów zacząłem zastanawiać się nad męczącą mnie zagadką. Nagle wszytko poszarzało jak spleśniała herbata. Czas stanął w miejscu. Zza okna mogłem zobaczyć ptaki zatrzymane w locie, jak i krople deszczu deszczu zastygłe zaraz nad trawą. Z moich notatek wyleciała trójkątna postać, uprzednio wizualizując się na kartce. Mianowicie, był to Bill w towarzystwie swojego słynnego uśmieszku. Zawołał w przestrzeń swoim cybernetyzowanym głosem.
- Hola! - przywitał mnie zdejmując swój kapelusik. - Jak się trzyma mój współtowarzysz?
- Czego chcesz Bill? - spytałem bez zbędnych uprzejmości.
- Tego się niestety nie dowiesz. - Przewróciłem oczami. - Możesz mi pomóc, nie wtrącając się w moje sprawy. Chyba, że Cię o to poproszę, ale na razie tego nie uczyniłem. Ups, przepraszam, uczyniłem...
- Nie zawarliśmy żadnego paktu - brutalnie mu przerwałem. - Nic nas nie łączy, wiec chciałbym o tobie zapomnieć. Nie pomogę ci w twoich planach.
Bill kontynuował, nie zwracając uwagi na moja wstawkę.
- Przydasz mi się, a raczej już przydałeś - zaśmiał się. - Sporo się dowiedziałem o twoich przyjaciołach, więc mam to, czego potrzebowałem.
- Więc po grzyba przyszedłeś?
- Właściwie po nic, a raczej po coś - powiedział zagadkowo. - Dokładniej po informacje o Mistrzu. Bardzo intrygująca osoba nieprawdasz?
- Nie - rzuciłem sucho licząc, że odpuści.
- Tak. Więc masz za zadanie... A z resztą, - trójkąt machnął ręką - potrzebuję hasła do podziemnej krypty Funga i sam je sobie załatwię. Natomiast twoim zadaniem, będzie nie wtrącać się w moje sprawy.
Zanim zanurzył się w pergaminie, zdążyłem jeszcze dodać:
- Nie mam się wtrącać, a ty przychodząc do mnie, zdradzasz coraz więcej szczegółów. Sam mi mówisz o wszystkim, więc nie muszę jakoś specjalnie wnikać w twoje plany. Chociaż niewątpliwie mnie zainteresowaleś.
Bill zdążył zachichotać i z powrotem stał się jedynie bezwładnym rysunkiem na kartce.

 ***

Dokładnie o to mu chodziło. Zgubiony Indy pośród zagadki, sprawy z Wuyą i innymi, zainteresuje się również jego sprawą, a on wykorzysta to jako broń ostateczną. Z pewnością nie będzie to łatwe. Indy jest dość inteligentny.

***
Wszystko wróciło do normy, świat otrzepał się z odrętwienia, a ja próbowałem cokolwiek wynieść z tego dziwnego spotkania. Bill, w sumie jak zawsze, dał mi dużo do myślenia. Czyżby groziło nam niebezpieczeństwo?
      Nawet nie zauważyłem kiedy zaczęło się robić szaro. Z pewnego rodzaju transu wyrwała mnie położona na moje ramię ręka. Av i Kylar stali tuż za mną, patrząc na moje kartki, łudząc się, że uda im się coś rozszyfrować. Wolałem nie zaczynać tematu, ale coś wypadało powiedzieć.
- Czego szukacie?
- My? Nic. Po prostu... - zaczął kolega z drużyny.
- Co po prostu? - pociągnąłem zamyślonym, a zarazem zadziornym tonem.
- No nic już, nic - wtrąciła się Av opadając na krzesło stojące nieopodal biurka.
- Zaraz wrócę - powiedział Kylar. Mierząc mnie wzrokiem opuścił pokój. Poczułem, że to moja szansa. Lepszej okazji nie będzie. Odwróciłem się spoglądając na dziewczynę, która właśnie bawiła się swoim warkoczem.
-No Av - zacząłem. Na moje słowa przeniosła na mnie swoją uwagę i spojrzała w oczy. - Zostaliśmy sami, a ja mam ci coś do wyjaśnienia.
- Słucham - powiedziała w moją stronę. Miała bardzo poważny głos.
- Wtedy na tym treningu to...
- A właśnie! Mistrz kazał przekazać, że przez kilka godzin nie będzie ciepłej wody! - zarzucił najprawdopodobniej celowo Kylar, który nagle pojawił się za mną. Av się otrząsnęła, chyba chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć słów. Zupełnie tak samo jak ja. Mimo Kylara obecnego w pokoju, chciałem dokończyć rozmowę z koleżanką, ale znikąd zjawił się Dojo z talerzem ciasta i chciał nas poczęstować. To raczej przekreślało wszelkie szanse szczerej rozmowy.
- Świetnie! Człowiek chce...  A z resztą. Wyłazić z mojego pokoju, do widzenia! - wyprosiłem towarzyszy stanowczym, ciężkim głosem.
Mój wzrok natrafił na oczy Av kiedy wychodziła; nasze spojrzenia się skrzyżowały. Znowu byłem sam w pokoju. W uszach ponownie zadźwięczała cisza. Usiadłem na krześle i zacząłem się nad wszystkim zastanawiać. Było mi żal, że nie jestem tak aktywny, w ostatnim czasie jak Av i Kylar, ale sam wiedziałem ze albo jedno, albo drugie.
      Kiedy obudziłem się następnego dnia, miałem niezłomną ochotę wszystkich przeprosić za moje zachowanie. Ku mojemu zdziwieniu to ja otrzymałem przeprosiny, sam nie wiedząc za co. Tak czy inaczej - pogodziliśmy się i zastanawialiśmy się nad najbliższymi ruchami Wuyi. Pewnym było, że ruszy na świątynię. Pytanie tylko kiedy?

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział XXVII

Czy to już koniec kolorowych dni? - Kylar


     - Ja wiem, że wy się teraz cieszycie, ale Fung będzie na nas wściekły - westchnęła Av w przestrzeń, a jej głos okrążył echem pomieszczenie, w którym tyle przed chwilą się wydarzyło. - W sumie, to będzie wściekły na mnie - powiedziała patrząc mi w oczy.
- Av ma rację. To nie jest dobry moment na rozmowę. Nie martw się, kiedyś opowiem ci moją historię - odwzajemniłem piękny uśmiech jakim mnie obdarzyła. - Kylar, mam prośbę. Nie mów już do mnie Jess. - poprosiła ze smutkiem. Wyczułem to.
- Dobrze - zgodziłem się nie pytając o wyjaśnienie.
Poczułem jak koleżanka ciągnie mnie za rękę. Chociaż ledwo potrafiłem ustać na nogach, z pomocą Av wyszedłem z zamku omijając gruzy leżące na ziemi. Gdy wsiadaliśmy na Doja, jeszcze raz spojrzałem na moją siostrę. Uśmiechnęła się, chociaż oczy miała nadal we łzach.
     Kiedy dolatywaliśmy już do naszej świątyni, zauważyłem, że śnieg zaczął topnieć, co bardzo mnie ucieszyło. Nie czułem już zimna i mogłem delektować się promieniami jakimi obdarzało mnie słońce. Niestety, brak snu przez kilka dni dał mi się we znaki i zacząłem ziewać. Spojrzałem na Av. Była zamyślona i również wyglądała na zmęczoną.
- O nie… - szepnęła do siebie kiedy Dojo zaczął lądować.
- Co się stało?
- Mistrz Fung, to się stało. Już na nas czeka.
Zeskoczyliśmy z Doja, a jasne oczy nauczyciela nas przeszyły.
- Które z was wpadło jak na ten przepiękny pomysł - spytał na pozór spokojnie. Poczułem się winny danej sytuacji.
- To byłem…
- To był mój pomysł - przerwała mi koleżanka. - Ja wpadłam na to, by zabrać Kylara do Aklorii.
- Ach tak - mruknął. Na jego twarzy uwydatniło się kilka nowych zmarszczek wskazujących na zdenerwowanie. Av kontynuowała, mimo beznadziejności swojego położenia.
- Na początku nie chciał się zgodzić, ale w końcu mi się udało go przekonać.
- Co było dalej?
- Kazałam jej go odczarować. Powiedziała, że nie może. Potem trochę walczyliśmy, - pomasowała swoje ramię jakby dopiero teraz przypomniała sobie o walce - a potem, okazało się, że Akloria to siostra Kylara. - Mistrz Fung nie miał ani trochę zdziwionej miny. Dlaczego?
- Wtedy… zamienił się w lodowy posąg - zadrżała, jakby nagle przeszyło ją zimno. Z dokładnością obserwowałem każdy jej ruch. - Szukaliśmy sposobu by go odczarować. Wtedy ona przypomniała sobie jakieś starodawne zaklęcie. Udało jej się.
- Coś jeszcze?
- Przy okazji wpadł Jack - powiedziała ze strachem.
- Co? - spytałem.
- A no tak. Ty też nie wiesz. Spicer ma teraz Ogon Węża i Odwracające Lustro.
Mistrz Fung zbladł. Ta informacja najwyraźniej bardzo go ruszyła. Av skruszyła się jeszcze bardziej.
- Drodzy uczniowie, czeka nas koniec świata - Mistrz zamknął oczy. - Taki wybryk niewątpliwe zasługuje na karę. Obawiam się tylko, że tydzień zmywania, który cię czeka, Av, to może być bardzo miła rzecz w porównaniu z możliwymi zdarzeniami.
- Tak, Mistrzu - ukłoniła się pokornie.
- Mistrzu jeszcze jedno pytanie - wtrąciłem się. - Wiedział pan o tym, że Akloria to moja siostra?
- Tak - powiedział i odwrócił się i kierując kroki w stronę ogrodu.
Nie mogłem w to uwierzyć. Darzę naszego nauczyciela ogromnym szacunkiem, a on nie powiedział mi o tak istotnej rzeczy? Dlaczego to przede mną zataił i odszedł nie udzielając więcej informacji? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
- Widzę, że jakieś grube sprawy się tu dzieją - powiedział znienacka Indy, stając za Av. Dziewczyna szybko się odwróciła i zaczęła mówić z podniesionym głosem. Po jej skrusze nie został nawet cień.
- Ty! Jak mogłeś tak po prostu nas olać?! Kylar o mało co nie zginął! Akloria ledwo dała radę go uchronić od wiecznej postaci lodowego sopla!
- Spokojnie! Może przyjdziecie do mojego pokoju i spokojnie sobie pogadamy? - zaproponował kolega. Prawie parsknąłem śmiechem
- Spokojnie to ja ci mogę skopać tyłek!
- Przestańcie! - krzyknąłem. - Tak Indy, za chwilę do ciebie przyjdziemy.
- No i super! Przyszykuję picie i jakieś przekąski.
Przynajmniej on miał dobry humor. Spojrzałem na Av, która stała otępiała z zaciśniętymi pięściami. Jej mina była bezcenna.
     Zapukałem niepewnie do pokoju Indiego. Nadal nie dowierzałem, że nas do siebie zaprosił.
- Wchodzić!- odpowiedział mi wesoły okrzyk.
Otworzyłem drzwi i wybuchłem śmiechem. Na parapecie stało małe radyjko, które wydawało ciche dźwięki wesołej muzyki. Po środku pokoju stał, kwadratowy stolik, a na nim trzy kwadratowe szklanki i dwie miski. Jedna pełna chipsów, a druga z żelkami. Do tego wszystkiego dochodziła jakaś śmieszna lampa, która co chwilę zmieniała kolory. Nie wiedziałem, że Indy gustuje w takim stylu. Dość kiczowatym, trzeba przyznać.
- Nie przeszkadza ci to, że jestem w piżamie? - spytałem co pierwsze przyszło mi na myśl. Nie był to dobry sposób na zaczęcie rozmowy.
- Nie! Siadaj!
Usiadłem na jego łóżku, a ten rozlał jakiś słodki napój do szklanek i wręczył mi naczynie. Zawsze wolałem napoje gazowane od soków.
- Jak przyjdzie Av, to wszystko nam opowiesz - zadecydował.
- No w porządku - powiedziałem. - Indy, mam się ciebie bać? Nigdy... no wiesz… - nie wiedziałem jak w prost powiedzieć co mam na myśli. Liczyłem, że przyjaciel domyśli się ukrytego sensu mojej nie dokończonej wypowiedzi.
- Oj, no wiem - powiedział machając ręką. - Chcę z wami spędzić trochę czasu i pogadać!
- To miło - powiedziała nasza koleżanka, która właśnie wtargnęła do pokoju. Oczywiście, zdanie było przyprawione hektolitrami sarkazmu.
- O! I są wszyscy! Kylar, opowiedz tę historię o swojej siostrze.
- ...ja? - spytałem zaskoczony.
- No, a kto? Akloria to twoja siostra, nie moja - zaśmiał się.
Av bez słowa usiadła obok mnie na łóżku, a Indy na przeciwko nas. Ustawił krzesło oparciem w naszą stronę i usiadł rozkrokiem, opierając podbródek na dłoniach. Towarzysze na mnie spojrzeli. Jeden - pełen ciekawości wypisanej na twarzy. Zmęczona mina drugiej mówiła: ,,Opowiadaj szybciej, chcę już iść spać’’.
- Nie mam za dużo wspomnień związanych z moją siostrą. Miałem wtedy tylko trzy latka. Ona miała piętnaście. Rodzice musieli wysłać ją do szkoły z internatem. Bardzo ją za to przepraszali, ale nie mieli pieniędzy. Z utrzymywaniem naszego domu był ciągły problem. Nie wiedziałem nic więcej co się przydarzyło mojej siostrze. Po prostu zniknęła. Podsłuchałem kiedyś rozmowę rodziców, którzy mówili właśnie o Jess. Właśnie wtedy przypomniałem sobie, że w ogóle mam siostrę. W tej rozmowie usłyszałem, że stracili z nią kontakt. Podobno uciekła z Brazylii szukając lepszego życia, a oni nie mieli jej tego za złe. Wręcz się obwiniali. Nigdy ich o nią nie spytałem. Zapamiętałem parę wspomnień z nią, jak się mną opiekowała. A teraz... teraz ją znalazłem. Jest naszym wrogiem. Nadal nie wiem o co chodzi.
- No dobra, myślałem, że masz większe rodzeństwo. Coś kiedyś wspominałeś o jakimś bracie - rzekł Indy nie odnosząc się do opowiedzianej przeze mnie historii.
- Mam, ale przyrodnie. Do tego sporo kuzynostwa - odpowiedziałem. - Nie, skończmy ten temat. Porozmawiajmy o czymś weselszym - mówiąc to wziąłem spory łyk napoju.
- Mam karty. Możemy pograć.
- No dawaj! - zawołała Av wreszcie się ożywiając. - Ogram was!
- Już to widzę. - uniosłem brwi i uśmiechnąłem się, chcąc niewerbalnie przekazać, że ze mną nie pójdzie tak łatwo.
Dostałem z łokcia w ramię.
- Au! Kobieto! - wrzasnąłem rozcierając tworzącego się sinika. Ta odpowiedziała mi delikatnym chichotem.
     Była już piąta gra. Trzy razy wygrała Av, a raz Indy. Liczyłem, że uda mi się zdobyć jedno honorowe zwycięstwo. Nie, jednak nie. Nasza koleżanka ograła nas po raz kolejny.
- Cieniasy! - zaśmiała się.
- Znalazła się stara pokerzystka.
Spojrzałem na zegarek, ale przypomniałem sobie, że zostawiłem go w pokoju. Stawiałem, że jest około pierwszej. Mimowolnie zamknąłem powieki i zasnąłem.
     Z silnego snu wyrwał mnie dziwny dźwięk; ktoś cicho pochrapywał. Leżałem w niewygodnej pozycji na łóżku, nadal w pokoju Indiego, który smacznie spał na krześle. Nie zmienił miejsca przez całą noc. Zdecydowałem się wstać, ale uniemożliwiło mi to coś opierające się o moją nogę. Moje ruchy blokowała głowa Av, która właściwie była źródłem słodkiego chrapania. Uśmiechnąłem się pod nosem, podniosłem lekko jej głowę i podłożyłem poduszkę. Pewnie czułaby się nieswojo gdyby wiedziała w jakiej jest spała pozycji. Wstałem i przeciągając się, rozejrzałem się po pokoju, w którym panował niesamowity bałagan. Przejechałem wzrokiem na biurko Indiego. Było tam pełno notatek, rysunków i jakiś szkiców. To tym zajmował się nasz kolega w wolnym czasie? Jak najciszej uchyliłem drzwi i wyszedłem z pokoju rzucając ostatni raz spojrzenie śpiącej, a co za tym idzie, niewinnej Av. Poszedłem zrobić sobie śniadanie. Jednakże postanowiłem, że zrobię większą porcję, tak żeby najedli się wszyscy. I tak nie miałem nic specjalnego do roboty. Myślałem co przyrządzić i zdecydowałem się na naleśniki. W końcu wszyscy je lubią, zwłaszcza nasza koleżanka.
     Ciasto było już gotowe. Na stole rozłożyłem talerze, dżem porzeczkowy, cukier, czekoladę oraz świeże owoce w misie i zacząłem smażyć naleśniki. Po chwili, do kuchni przyszedł Indy i Dojo.
- Dzień dobry! - powiedziałem.
- Dzień dobry! - odpowiedzieli razem przyglądając się talerzom i moim poczynaniom. Chwilę później weszła Av. Spojrzała na naleśniki a potem na mnie i szeroko się uśmiechnęła.
- Uwielbiam cię! Zostań moim prywatnym kucharzem!
Zacząłem się śmiać i spojrzałem przez okno. To co ujrzałem, spowodowało, że mój uśmiech znikł. Kawałek drogi od nas, na niebie, szalała burza mająca jaskrawy, zielonym odcieniem. Grzmot, spowodował, że wszyscy podbiegli do okna. Domyślaliśmy się co może być przyczyną burzy. A raczej kto.


niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział XXVI

Z deszczu pod rynnę 


     Widok, który ukazał się Aklorii, był bardzo bolesny. Gdy zobaczyła lodowy posąg, poczuła zbierające się w oczach łzy. Nie myśląc za wiele, szybko podbiegła i mocno przytuliła swojego brata. Brata, który był zamrożony. Wojowniczka zaczęła łkać i dopiero po jakimś czasie zdołała się otrząsnąć. Obok niej klęczała Av ze zrezygnowaną i stroskaną miną. Dało się zauważyć łzy na policzkach dziewczyny. Zaczęła coś mówić, ale się jąkała.
- Czy... czy on.... nie żyje...?
- Nie wiem. Nie spodziewałam się, że jego moc jest tak potężna - odpowiedziała Akloria przyglądając się zamrożonemu ciału brata.
- To twoja wina! Ty go nauczyłaś tego cholernego lodu!
- MOŻE I MOJA! - krzyknęła zdenerwowana. - Teraz nie ma sensu się o to kłócić - dopowiedziała spokojniej i położyła rękę w miejscu gdzie znajdowało się lodowate serce Kylara, puszczając magiczny impuls.
- Co ty mu robisz?
- Sprawdzam czy żyje.
Gdy impuls wrócił, Akloria odetchnęła z ulgą.
- Żyje! - zawołała uradowana. - Najwyraźniej przypadkiem uratował sam siebie.
- Nie rozumiem.
- On by naprawdę umarł, lecz gdy emocje wzięły u niego górę, jego moc postanowiła go, tak jakby, zahibernować. Albo sam to zrobił. W sumie to nie mam pojęcia.
- Może pójdę po Indiego by go rozmroził?
- Nie! Mógłby mu zrobić krzywdę.
- To co zrobimy?
Obie kobiety były bardzo zdesperowane i za wszelką cenę chciały uratować Kylara.
- Nie wiem ile mi zajmie odnalezienie metody na uwolnienie go. Niestety, nie mamy za wiele czasu.
- Jak to?!
- Żyje, ale na razie. Dzień wytrzyma na pewno. Nie wiem ile dłużej.

Przyjaciółka spuściła głowę.
     Chwilę później, cała trójka - Akloria, Av i Dojo, siedziała nad księgami i zwojami, dotyczącymi Kryształu Purpuru. Akloria szukała głównie informacji dotyczących odczarowywania, chociaż nie wiedziała czy można to nazwać zaklęciem.
- Macie coś? - spytał Dojo
- Nie - odpowiedziała zrezygnowana Av.
- Przydałby się tu Mistrz Fung.
- Nie za bardzo. Też wie o tym tak mało, jak ja - wtrąciła wojowniczka walcząca purpurową mocą.
Smok wydawał się na obrażonego tymi słowami.
    Mijały kolejne godziny, Akloria próbowała różnych czarów, ale nic nie zadziałało. Jeszcze raz dotknęła Kylara i poczuła jego spowolniony oddech.
- Umiera. Powoli, ale umiera.
- Nie da się nic zrobić? - Av całą sobą starała się walczyć z poczuciem bezsilności.
- Jest jedna rzecz - westchnęła siostra pokrzywdzonego. Liczyła, iż nie będzie musiała korzystać z tego sposobu. - Może skończyć się dobrze, albo...
- Albo...?
- Albo ja i mój brat umrzemy.
Dziewczyna w warkoczu przeraziła się i spojrzała na swoją, do niedawna przeciwniczkę, ze smutkiem, ale i prośbą. Jej nadzieja nie gasła.
- Zrobię co w mojej mocy. Nie chcę stracić swojego brata - zapewniała.
Kobieta stworzyła w rękach mały portal i w dłoniach pojawił się Kryształ Purpuru. Stanęła na przeciwko Kylara, a magiczny artefakt pojawił się między nimi.
- Lepiej się odsuń.
Av odsunęła się o parę kroków. Akurat do pomieszczenia wszedł Tekin i oparł się o jedną z kolumn. Dało się czuć magiczną więź jaka powstała między rodzeństwem. Akloria oddawała bratu część energii. Nagle, dach sufitu runął, a do pomieszczenia wpadł Jack Spicer w towarzystwie swoich robotów.
- Czego tu chcesz Spicer! - Akloria przerwała proces odmrażania wojownika wody.
- Twojego Wu!
Jackboty szybko otoczyły całe towarzystwo i wycelowały bronią we wszystkich obecnych w sali.
- Ty sukinsynu! Ani się waż! - warknęła Akloria.
- Spokojnie! Oddasz mi całe Wu a was zostawię w spokoju - zaręczał Spicer. - O! Jaka ładna rzeźba!
- Spierdalaj! - krzyknęła uczennica Mistrza Funga.
- Czy to nie przypadkiem Kylar?! - kontynuował Młody Geniusz Zła.
Właścicielka zamku westchnęła.
- Tekinie, przynieś Shen Gong Wu.
Mężczyzna wyszedł z sali. Wszystkich ogarnęło ogromne poczucie bezsilności. Akloria wiedziała, że nie może przerwać oddawania mocy, bo wszystkich by to zabiło. Tekin szybko znalazł się w pomieszczeniu, przynosząc artefakty.
- Oddaj je mu.
- Teraz Wuya będzie miała i Odwracające Lustro, i Ogon Węża! - krzyknęła Av. - Nie możesz tego zrobić!
- Za późno, moja droga.
Kiedy Jack Spicer odleciał, powszechną wiadomością stało się to, że Wuya w dość szybkim czasie uzyska ciało. Jednakże, w tej chwili nie było to najważniejsze.
Akloria kontynuowała rytuał, a lód otaczający wojownika zaczął pękać. Po chwili, kobieta znalazła się na drugim końcu sali, odrzucona przez niewidoczny wybuch magicznej energii. Kiedy tylko Akloria zdołała wstać, przed sobą zauważyła swojego brata, już nie w postaci dużego sopla. Właścicielka Kryształu Purpuru podbiegła do swojego brata, który bez sił opadł jej w ramiona.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziała ocierając z policzka kilka łez radości.
Av uśmiechnęła się widząc tę jakże wzruszającą scenę.

***

- NO DAWAJ JAAACK!
- NO JUŻ, JUŻ.
Jack Spicer stanął na przeciwko Wuyi, która jeszcze lewitowała w powietrzu. Za nią, oparte o drzewo, ustawione było lustro.
- Ogon Węża!
- Odwracające lustro!
W jednej chwili, wszystko oblał zielony blask. Głośny huk zatrząsł wszystkim co znajdowało się blisko przemiany. Jack podniósł się z ziemi. Przed nim, w blasku zielonego światła, stała teraz kobieta. Była boso, miała podartą suknię i długie bordowe włosy w nieładzie.
- Nareszcie wróciłam! Tym razem nie czekałam tysiąca lat, ale kto by to zliczył! - zaśmiała się, powodując drgawki u Młodego Geniusza Zła.

***


Kylar otworzył oczy i zobaczył nad sobą Aklorię, Av i Doja. Wszyscy promiennie i szczerze się do niego uśmiechali.
- Czy ty naprawdę jesteś moją siostrą? - spytał uczeń Mistrza Funga.
Kiwnęła głową na tak
- Jess?
Chłopak poczuł na policzku łzę, ale wiedział, że nie należała do niego, tylko do Aklorii. Właściwie to już nie do niej. Łza należała do Jess; do jego zaginionej siostry. Kylar mocno ją przytulił. Już nie obchodziły go wydarzenia z przed kilku dni. Ponownie poczuł na policzku łzę, tym razem należała do niego.


______

W podziękowaniu za pilnowanie mnie i motywację do poprawiania rozdziałów, razem z ekipą dedykujemy rozdział Wiki, Marceli, oraz Gosi, której dziękujemy za systematyczne komentowanie naszych wypocin. <3 
Mamy teraz wstęp do okropnych wydarzeń, które przerwą słodką sielankę naszych bohaterów. >:) Miłej lektury!