niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział XXX

A może by rzucić to wszystko i pójść na ryby?  - Indy




     Zamknąłem drzwi przed Kylarem; sam nie wiem czemu nie miałem ochoty z nim rozmawiać. Nie wiedząc nawet co chciałem narysować, usiadłem przy biurku. To moja wyobraźnia dyktowała mi każdą pociągniętą na papierze linię. Niestety, nie było mi dane naszkicowanie jakiejkolwiek rzeczy. Moje zajęcie zostało przerwane przez huk, który prawdopodobnie został spowodowany jakimś wybuchem. Zaniepokoiłem się i szybko wybiegłem z pokoju. W jednej chwili, dookoła mnie zapanował chaos. Budynki stały w płomieniach i wszędzie leżały gruzy. Przestraszony tym faktem, szybko wróciłem do pokoju. Nie byłem jednak pewien co mam zrobić. Po chwili zastanowienia, rzuciłem się po plecak. Wrzuciłem do niego dosłownie wszystko, co trzymałem w miejscu moich przemyśleń. Połowa się przy tym rozsypała na podłogę, ale w tym momencie przestałem dbać o porządek. Wiedziałem, że nie miałem wiele czasu. Z łóżka zabrałem leżącą Gwiazdę Hanabi oraz czapkę baseballówkę, która jedyna potrafiła okiełznać moje włosy. Wybiegłem raz jeszcze i ponownie się rozejrzałem. Między dróżkami terenu świątyni spostrzegłem ogromnego, skalnego potwora. W jego okolicy ujrzałem dwie postacie, które z nim walczyły, a raczej nieporadnie broniły się przed atakami. Mogłem się założyć, że byli to Kylar i Av. Nie miałem pojęcia co począć. Ciężko przyznać, ale spanikowałem i pobiegłem w drugą stronę aby ocalić swoje życie. Gdy byłem już za murami naszego domu, który właśnie legł w gruzach, usłyszałem wołanie mojej przyjaciółki. Obudziły się wtedy we mnie dziwne emocje i uczucia. Źle się z nimi czułem, więc wszystko starałem się od siebie odrzucić. Ignorując wszystko, po prostu biegłem dalej przed siebie.
     Po godzinie ucieczki byłem na polnej drodze. Nie było widać ani jednej żywej duszy, tylko ogromne pola upraw. Zewsząd otaczały mnie różne rodzaje kwiatów - badyli, jak to miała w zwyczaju nazywać Av te piękne kwiaty. Powolnym i spokojnym krokiem ruszyłem przed siebie i rozglądałem się po drodze, szukając jakiegoś schronienia. Podczas wędrówki towarzyszyła mi masa dziwnych myśli związanych z zagadką, która dręczyła mnie od dłuższego czasu, ale głównie myślałem o Billu i jego planach. Nie byłem pewien po co przyszedł, czego tak bardzo pragnął i dlaczego to ja miałem w tym jakoś pomóc. Moje myśli przerwał krzyk Av, który ponownie rozniósł się w mojej głowie. W tym samym momencie przed oczyma pojawiał mi się obraz płonącej świątyni. Otrząsnąłem się i starałem odgarnąć od siebie wszystkie negatywne myśli. Wędrowałem dalej i podziwiałem krajobraz, który wznosił się dookoła mnie. Rzadko zwracałem uwagę na otaczającą mnie przyrodę, ale w  tym momencie po prostu wolałem myśleć o drzewach kołyszących się na wietrze, niż o niebezpieczeństwie w postaci Wuyi. Dzięki obserwacji zbóż, udało mi się odnaleźć wewnętrzną równowagę i z powrotem stałem się wypełniony beztroską.
     Po kilku godzinach maszerowania usiadłem nad jednym ze strumyczków. Swój wzrok skupiłem na małym kamieniu i zastanawiałem się jak to jest egzystować pod postacią takiej rzeczy. Leżysz sobie przez lata, oddany naturze. Nie przejmujesz się niczym, nikt cię nie nawiedza.
     Nawet się nie zorientowałem kiedy zaczęło zachodzić słońce. Niebo było częściowo zachmurzone, ale prawdziwe chmury i burza znajdowały się spory kawałek za mną. Podniosłem się z nieukrywaną niechęcią i ruszyłem na dalsze poszukiwania schronienia. Mrok powoli zaczął otulać wszystko dookoła, więc zapaliłem płomyczek w prawej dłoni. Ciepło ognia poczułem od razu w całym ciele. Dziwne, ale gdy korzystałem z mojego żywiołu, czułem w sobie dziwny, dość specyficzny gorąc. Nie przeszkadzał mi on, ale czasami to uczucie powodowało, że czułem się niekomfortowo.
     Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w lesie. W oczy od razu rzucił mi się zadbany, drewniany, mały domek. Miał mały ogródek i poletko uprawne. Nie myśląc za wiele, wszedłem do środka. Moja podświadomość spytała gdzie są moje maniery i aby naprawić swą winę, zapukałem już w zamknięte za sobą drzwi. Nikt nie odpowiedział. Rozejrzałem się dookoła. Była to ciepła i przytulna chatka. Ogień w kominku wygasał, stąd wiedziałem, że ktoś jeszcze nie dawno tutaj był. Byłem zbyt zmęczony, żeby przejmować się włamaniem do czyjegoś domu. Korzystając z cudzej kuchni przygotowałem sobie rybę, którą złowiłem nad strumykiem. Po posiłku, szybko posprzątałem i usiadłem na kanapie. Stwierdziłem, że chyba wypada poczekać, aż właściciel domu wróci. Lecz oczy zaczęły mi się zamykać, a ogień w kominku, który rozpaliłem, pomagał mojemu zmęczeniu i zasnąłem. Zostałem obudzony przez żółty blask, który na sekundę rozświetlił pomieszczenie. Przede mną ukazała się trójkątna postać Billa.
- Proszę, proszę! Indy Shen we własnej osobie, w cudzym domu. Nie sądziłem, że stchórzysz i uciekniesz przed walką w obronie świątyni. Zostawiłeś swoich przyjaciół. Spodziewałem się po tobie innego obrotu spraw. - w pokoju rozległ się złowieszczy śmiech.
- Chcesz wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia? Po to przyszedłeś?
- Nie, nie - zaprzeczył. - Chciałbym zamienić z tobą parę słówek na temat twojej przygody w szkole, gdyż dojrzałem w niej klucz do jednej z zagadek. Przejdźmy do konkretów. Przyśniło ci się ostatnio, że byłeś w klasie pytany przy tablicy, a twój wzrok utkwił  na obrazku. Tak, właśnie o ten obrazek mi chodzi. Jeśli go pamiętasz narysuj go i mu się przyjrzyj, a dowiesz się co mam na myśli.
Rozpłynął się tak szybko jak się pojawił. Zaskoczony wydarzeniami sprzed chwili, przypomniałem sobie tę scenę. Ten obrazek również zacząłem kojarzyć. Niestety nie byłem pewien, czy ujrzałem go w śnie, czy w realnym świecie. Odwróciłem się by sięgnąć po notes i ołówek z plecaka. W tym momencie, w miejscu gdzie leżał mój bagaż, stał również mały człowiek, ze sporą, żółtą głową. Oboje patrzeliśmy sobie przez chwilę w oczy. Nie znałem tego człowieka osobiście, ale podświadomość mówiła mi, że go kojarzę. Po chwili mnie olśniło. Przecież była tylko jedna osoba, która tak wyglądała. Dobrze ją znałem z opowieści Mistrza Funga i Doja.
- Omi…? - spytałem.
- We własnej osobie - odparł z szerokim uśmiechem.



4 komentarze:

  1. Fajny wpis. Szkoda że Indy stchórzył bo mógł się postarać i trochę powalczyć :P. Ale Omi w drewnianej chatce? No tego jeszcze nie było XD Mam wreszcie pomysł na swoje opowiadanie/komiks. Zrobie połączenie Galactik football z Pokemonami (nie ma to jak wyobraźnia ale chce też coś orginalnego :) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic tylko życzyć powodzenia! <3 Muszę tylko powiedzieć, że ciekawe połączenie :3

      Usuń
  2. Tak chyba nie do końca wiem co się dzieje. Akcja pędzi tak szybko, że chyba chwile poczekam, by zostawić jakaś konstruktywną opinię. Zostane przy wytykaniu błędów (XD) ale do tego rozdziału się nie przyczepie. Nie ma do czego, gratuluję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziały Indiego! Nigdy nie wiesz do końca o co chodzi! XD Taki jego urok :')) W najbliższych rozdziałach, akcja nabierze lekko tępa... Cóż powinno być ciekawie c:

      Usuń