wtorek, 6 grudnia 2016

Zachęcam do głosowania!

Hejka Czytelnicy!

Z tej strony autor perspektywy Kylara - tym razem w bardziej prywatnej sprawie.
Jako, że swoje hobby wykorzystuję nie tylko na tym blogu, to wziąłem udział w konkursie, wraz ze znajomymi ze szkoły, który polegał na napisaniu krótkiej książki.
Dlatego chciałbym poprosić zajrzenie, przeczytanie i zagłosowanie. c:

https://ridero.eu/pl/books/serce_zimy/

Dziękuję z góry za wszelką pomoc!


środa, 30 listopada 2016

Rozdział XL

Nowe miejsca, nowi ludzie - Indy
    Mijając otwartą bramę świątyni mistrza Jao, przyglądałem się liście, którą wręczył mi Mistrz Fung. Na kartce znajdowały się wszystkie potrzebne produkty, jakie były potrzebne w świątyni. Wręczono mi listę i poproszono żebym się po nie wybrał do pobliskiej wioski.
     Sam kompleks świątynny umiejscowiony był na wzgórzu, które kończyło się wysoką skarpą tuż obok plaży. U podnóża góry znajdowała się wioska, do której właśnie się wybierałem. Kiedy tylko na nią patrzyłem, przypominała mi miejsce z mojego dzieciństwa. Ze szczególną uwagą przyglądałem się chińskiej, niestety łatwopalnej, architekturze.
    Dotarłem do małego rynku, gdzie tłumy ludzi udawały się w tym samym celu co ja. Rozglądałem się dookoła za celami z listy zakupów. Wyraźną większość na liście stanowiły artykuły spożywcze, dlatego zmuszony byłem podchodzić do straganów, przy których było najwięcej ludzi. Mimo kolejek i targujących się, upartych sprzedawców, zakupy szły mi całkiem szybko.
     Obładowany w torby pełne różnej zawartości, spostrzegłem stragan, przy którym krzątało się wielu ludzi. Zaciekawiony podszedłem i ujrzałem piękne, aż nienaturalnie czerwone jabłka. Wyglądały na bardzo smaczne i soczyste, więc nie sposób było mi się powstrzymać, by ich nie skosztować. Ustawiając się w kolejkę, stwierdziłem, że czas oczekiwania będzie godzien spróbowania owocu. Wędrowałem wzrokiem po jabłkach i kiedy wybierałem które kupię, mignęła mi przed oczami jakaś postać. Zaciekawiony odwróciłem się i ujrzałem coś pięknego. Obok mnie stanął właśnie ósmy cud świata, który był właściwie młodą dziewczyną, wyglądającą mi na mój wiek. Miała długie blond włosy i przecudowne, błękitne oczy. Zatrzymałem spojrzenie na postaci i z uwagą obserwowałem jak hipnotyzująco poprawia swoje anielskie włosy. W końcu zauważyła, że jakiś osobnik, którym byłem ja, się na nią gapi. Przekręciła lekko głowę i przeniosła spojrzenie na mnie. Uśmiechnęła się, a kiedy wybuchła śmiechem, zastanawiałem się jak głupią muszę mieć teraz minę. Stanęła przede mną i skrzyżowała ręce. Kiedy usłyszałem jej głos, wypuściłem jabłko z dłoni;
- Heeej! - Dziewczyna strzeliła palcami przed moją twarzą. - Nigdy nie widziałeś płci żeńskiej? - zaśmiała się.
- H-hej - wybełkotałem. - Widziałem, ale nigdy takiego pięknego przedstawiciela. Nazywam się Indy Shen - poczułem rumieńce piekące moją twarz. Nie były one spowodowane ani promieniami słońca, ani moim nie panowaniem nad mocami.
- Susan Seatler. Miło mi i jak mniemam tobie również - odparła, a ja znowu wsłuchałem się w jej piękny głos.
     Nie wiedząc dokładnie co robię, chwyciłem owoc i wyciągnąłem dłoń w jej stronę, tym samym oferując jej jabłko.
- Proszę. To dla ciebie.
- Och, jaki z ciebie romantyk! - Chwyciła jabłko i oddaliła się. Bez zastanowienia ruszyłem za nią, ale po chwili ktoś złapał mnie za ramię.
- Najpierw pan zapłaci.
    Pobiegłem za nowo spotkaną znajomą, która bez wątpienia mnie oczarowała. Kiedy znalazłem się obok niej, zwolniłem idąc tym samym tempem co ona. Spojrzałem na nią i szczerze się uśmiechnąłem.
- Zaciekawiłeś mnie, Indy. Muszę ci to przyznać.
- Do usług! - zasalutowałem.
- Dlatego chciałabym się czegoś o tobie dowiedzieć. - Przystanęła równicześnie mnie zatrzymując. - Kim jesteś, jeśli nie jest to jakaś intrygująca tajemnica! - Zaśmiała się krótko, po czym przeszyła mnie swoimi oczami. Zrobiło mi się gorąco; kilka razy odsunąłem szybko kołnierz koszulki.
- Słyszałaś o mnichach z Xiaolin? - spytałem.
- Słyszałam. To ci co strzegą tego swojego spokoju i biegają w piżamkach? Czy ci, którzy są nieco bardziej tajemniczy?
Zamyśliłem się, zaskoczony wiedzą Susan. Miała świadomość, że istnieją wojownicy nad zwykłymi mnichami.
- Ci bardziej tajemniczy również biegają w piżamkach - oboje się zaśmialiśmy. - Skąd tyle wiesz?
- Ach, z różnych książek. - Uniosłem brew. - Moja rodzina zna Mistrza Jao i zdążyłam już usłyszeć o ‘nowych tymczasowych mnichach’. Jeśli dobrze zakładam… jesteś jednym z nich?
- Trafiony zatopiony - uśmiechnąłem się. -  Owszem, to ja. Przyłapałaś mnie i co teraz?
- mrugnąłem prawym okiem.
- Co w was jest takiego tajemniczego? Tego nie zdołałam się dowiedzieć. - Wyglądała na coraz bardziej zaciekawioną.
     Nie byłem pewien, czy moje zachowanie zostałoby pochwalone przez Kylara i Av, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać przed opowiedzeniem jej tych rzeczy, których była ciekawa. Mogłem przyznać z ręką na sercu, że mnie zauroczyła.
- Poza sztukami walk - zacząłem - uczymy się czegoś innego. - Susan ponownie skrzyżowała ramiona, nadal na mnie patrząc. - Jesteśmy wyjątkowi, bo potrafimy władać żywiołami. Mnie przypdł ogień.
- I potrafisz z ogniem zrobić wszystko, co tylko byś chciał? - zadała pytanie, które zabrzmiało jak prowokacja.
- Tak - odparłem szybko. - Znaczy nie… nie całkiem. Dopiero się uczę. To wszystko nie jest takie łatwe. Jestem człowiekiem, a żywioł to żywioł. Musimy zdążyć go opanować, zanim on opanuje nas.
- Musimy?
- Oprócz mnie, w świątyni są jeszcze dwie osoby - skłamałem, nie wspominając o Kylarze, który dokładnie wczoraj opuścił świątynie wraz ze swoją siostrą i Tekinem. - Moi… przyjaciele. Kylar i Av. On włada wodą, ona powietrzem.
- A ziemia? - zadała kolejne pytanie.
- To dłuższa historia.
   Susan chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Nie miałem nic przeciwko, że tak piękna dziewczyna trzyma moją dłoń. Minęliśmy kolejny budynek i wskoczyliśmy w malutką uliczkę. Znaleźliśmy się w niewielkim ogródku, gdzie rosły naprawdę bardzo duże rośliny. Ktoś tu chyba był zbytnim miłośnikiem florystyki.
    Stanęliśmy w miejscu, a Susan obróciła się w moją stronę. Było tu ciemniej, ale i tak doskonale widziałem jej piękne jasne włosy.
- Skoro twierdzisz, że władasz ogniem - udowodnij to! - powiedziała podnosząc ręce do góry i szeroko się uśmiechnęła.
- Wiesz, nie ma sprawy, ale wybrałaś niezbyt odpowiednie miejsce - powiedziałem rozglądając się dookoła. Z wszystkich stron otaczały nas rozmaite rośliny, z czego spora część była wyschnięta. - Chyba, że jesteś jakąś szurniętą piromaniaczką.
- Nic z tych rzeczy. Dasz radę!
    Spojrzałem niepewnie na Susan, a potem na swoje dłonie, które uniosłem na wysokość klatki piersiowej. Wyraźnie podekscytowana dziewczyna się odsunęła. Poczułem jak się stresuję. Indy, od kiedy ty się czymkolwiek przejmujesz?
- Wierzę w ciebie - szepnęła uśmiechając się do mnie.
W tym momencie, już bez dłuższego zastanowienia, rozpaliłem płomień pomiędzy dłońmi i uniosłem go nieco wyżej. Manipulowałem nim i zaczął skakać dookoła, wokół roślin i dziewczyny. Patrzyła z podziwem na wesoło iskrzący ogień, który odbijał się w jej oczach. Krótkim gestem przywołałem do siebie płomień i kiedy znalazł się przede mną, zamknąłem go w swoich dłoniach.
- To było po prostu niesamowite - uśmiechnąłem się, a dziewczyna zaczęła klaskać. - Mówiłam, że dasz radę!
- Wiesz… to nie był pierwszy raz, kiedy coś takiego robiłem. Nie chciałem tylko wywołać pożaru.
    W końcu, w okolicy nie było Kylara, który jak zwykle martwiąc się o wszystko, zgasiłby ten ogień bez problemu. Nie było go w okolicy, ani w świątyni.
    Czas mijał nam bardzo szybko. Susan była bardzo podekscytowana każdą opowieścią, jaką ją uraczyłem. Dopytywała często o szczegóły, które ja często omijałem, bo uważałem je za niewarte uwagi. Ta sytuacja nauczyła mnie, że każdy drobiazg ma znaczenie; obiecałem jej, że następną akcję zapamiętam z najmniejszymi szczegółami, aby móc wszystko jej opowiedzieć. Uśmiechnęła się wtedy promiennie.
    Zdarzało się jej zbiegać na temat rodziny lub powodu mojego pobytu w świątyni mistrza Jao. Omijałem ten pierwszy, chociaż nigdy nie bolało mnie opowiadanie o ataku na moją wioskę. Po prostu stwierdziłem, że opowiem jej o tym innego dnia.
     Rozmawiało nam się przyjemnie, byłem naprawdę zadowolony z możliwości porozmawiania z osobą, która żyła w beztrosce. Niestety, zrobiło się późno, więc musiałem wracać do świątyni, wraz z zakupami, które całkiem wypadły mi z głowy. Dotarliśmy do końca wioski, skąd prowadziła droga, którą wcześniej tu przyszedłem. Po prawej stronie znajdował się malutki las z jednym charakterystycznym elementem, jakim był pień ściętego drzewa.
- Susan - ponownie zwróciłem się do mojej towarzyszki - naprawdę, ale to naprawdę, przecudownie było cię poznać. A z racji, że jeszcze stąd nie uciekam, to chcę zaproponować kolejne spotkanie.
- Randkę.
- Em? - zmieszałem się.
- Miałeś na myśli randkę, nie owijaj w bawełnę - zachichotała mrużąc oczy.
- No tak… racja - odchrząknąłem.
- Jutro. Po południu pod tamtym ściętym dębem. - Wskazała na ten sam punkt, który wcześniej przyciągnął moją uwagę. Do zobaczenia! - pożegnała i odwracając się, pobiegła w stronę wioski.
- Do zobaczenia… - powiedziałem cicho do siebie z uśmiechem. - Do zobaczenia.

   Otworzyłem oczy i ujrzałem siebie samego. Odchodziłem właśnie od Av, która nadal klęczała na środku placu. Obok niej kucał Raimundo, któremu na ramieniu, położyła swoją głowę. Nie wiedziałem co ma miejsce. Nie podobało mi się to. Wszystko działo się tak samo jak wczorajszego wieczoru. Potężna wichura i silny deszcz. Tylko kolory nie takie. Wszystko było przygaszone, szarawe. Chciałem wiedzieć czy to sen, iluzja, czy wizja. Chociaż od razu wykluczyłbym ostatnią możliwość. Przecież to wszystko się już wydarzyło. Oczekując odpowiedzi ruszyłem za samym sobą, który minął mnie, jakbym nie istniał.
    Wślizgnąłem się do środka pomieszczenia, zanim je zamknąłem. Przypominając sobie co działo się dalej, pomyślałem o Omim, który właśnie pojawił się znikąd. Zupełnie jak wczoraj.
- Co tam się dzieje? Nagle zerwało się ogromne wiatrzysko - stwierdził Omi, wyglądając przez okno. Oboje weszli do pokoju obok i usiedli przy stoliku.
- To emocje Av… - stwierdziłem siadając przy biurku. - Nie rozumiem jak można nad nimi, aż tak nie panować!
    Przyglądałem się całej sytuacji z zupełnie innej perspektywy. Byłem właśnie świadkiem wczorajszej rozmowy, w której sam brałem udział.
- Co się dokładnie stało? - spytał Smok Wody.
- Dramat! Tragedia i komedia! Istny dramat romantyczny! Av wydzierała się jak w większości z nich - zaśmiałem się, po chwili przyjmując poważną minę, aby dobrze zacytować słowa koleżanki. - ‘On odszedł! On odszedł!’ - teatralnie lamentowałem, po czym znowu wybuchłem śmiechem. - Nie przypomina ci to czegoś? - Omi uśmiechnął się i schylił głowę. - Rozumiem, Kylar odszedł, ale to nie jest koniec i aż taki wielki powód do histerii.

- Z tym akurat zgodzić się mogę. Panować nad sobą trzeba.
    Czułem się dziwnie, tak jakbym oglądał powtórkę odcinka serialu, który już widziałem. Jakbym czytał ten sam fragment książki, który już przeczytałem. Indy - to znaczy ja - wraz z Omim zmieniliśmy temat, ponownie zaglądając do moich notatek. Smok Wody był nimi zafascynowany, a nawet podzielał wiele mych spostrzeżeń. Wypełniało mnie to jeszcze większą energią i motywacją do działania, niż kiedy siedziałem nad nimi sam, w ciszy. Ja wraz ze sobą z przeszłości pochyliliśmy się nad nimi, zwracając uwagę na rysunek tajemniczej postaci. Była dziwnie zamazana, jakby krople deszczu na nią spadały. Po chwili sobie przypomniałem - kto tak naprawdę był tam narysowany i dlaczego jego podobizna zniknęła. Obróciłem się, a jasna postać we mnie wleciała.
- Buuu! - krzyknęła.

wtorek, 13 września 2016

Rozdział XXXIX

To nie koniec? - Av



     Jeżeli ktoś kiedykolwiek zapytałby mnie jak pachnie wolność, odpowiedziałabym, że jest to jeden ze wspanialszych zapachów na świecie. To zupełnie tak jakby po dłuższym czasie walki o każdą godzinę życia, móc ponownie oddychać powietrzem, które nie niesie za sobą woni krwi i rozkładających się ciał. To aromat, który jednocześnie emanuje spokojem, rutyną i bezpieczeństwem.
     Napawałam się każdym zapachem jakie niosły ze sobą prądy wiatru. Czułam, że w końcu znalazłam się w powietrzu, nie jestem już w dusznych lochach. Poddałam się miarowemu kołysaniu, słyszałam głos Doja i reszty moich przyjaciół. Mimo, że oczy miałam cały czas zamknięte i nie mogłam się ruszyć, byłam świadoma wszystkiego co działo się wokół mnie. Raimundo cały czas mocno trzymał mnie przy sobie; wyniósł mnie z rozpadającego się zamku. Wiedziałam, że to on, zdążyłam poznać jego zapach. Wśród towarzystwa poznałam jeszcze głosy Aklorii i jej towarzysza, Indego i mężczyzny o identycznym akcencie, oraz Mistrza Funga. Martwiłam się o Kylara, nie słyszałam go i nie czułam jego zapachu. Wolałam nie myśleć o tym, że mógł nie ujść z życiem.
     Wylądowaliśmy, a ja usłyszałam szum morza; zupełnie jakbym była w domu, nieważne którym. Ten dźwięk zawsze mnie uspokajał. Aż żałowałam, że nie mogę otworzyć oczu, żeby podziwiać ten wspaniały krajobraz.
     Poczułam, że wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia. Tu pachniało zdecydowanie inaczej, ale nie mniej przyjemnie. Przede wszystkim czułam spokój wśród znajdujących się tu ludzi. Rozpoznałam woń świeżo wypranej pościeli, usłyszałam trzeszczenie sprężyn i delikatne drżenie jakiegoś szkła. Zaraz potem poczułam jak ramiona Raimunda kładą mnie na materacu łóżka. Mężczyzna, w geście czułości, odgarnął mi włosy z czoła i najprawdopodobniej wyszedł z pokoju.
Zupełnie straciłam poczucie czasu, ale wsłuchując się we wszystkie otaczające mnie odgłosy wiedziałam, że Kylar żyje i leży na łóżku obok mnie. Akloria trwała przy nim praktycznie cały czas; czułam jak się o niego martwi. Kiedy wreszcie się obudził poczułam niesamowitą ulgę, bo wiedziałam, że wydobrzeje i kiedy tylko wrócę do zdrowia, będziemy mogli porozmawiać. Wręcz nie mogłam doczekać się chwili kiedy będę mogła go objąć i powiedzieć jak wiele mu zawdzięczam. Byłam pełna pozytywnego nastawienia, bo przecież udało nam się przetrwać takie piekło, nic innego nie będzie w stanie nas złamać.
-
     Cierpliwie czekałam aż w końcu poczuję się lepiej. Przez cały ten czas kiedy leżałam, w sali przewijało się sporo ludzi. Wiem, że dawali mi jakieś lekarstwa i opatrywali rany, ale nie czułam żadnego z wykonywanych na mnie zabiegów. W zasadzie to przestałam czuć cokolwiek. Nie było żadnego bólu czy dotyku. Szczęście spowodowane odzyskanym poczuciem wolności, znikło tak szybko, jak się pojawiło.
- Ona umiera. - Usłyszałam pewnego razu słowa Raimunda, który akurat z kimś rozmawiał.
Było mi wszystko jedno. Wszelkie wydarzenia odbyły się z mojej winy i tak naprawdę, jak nikt, zasługiwałam na śmierć. Chociaż wiedziałam, że osoba, na której zależało mi najbardziej żyje, to i tak byłam pogodzona ze swoim losem. Obecność Kylara za każdym razem przynosiła mi ulgę, mimo, że i tak cały czas sobie wyrzucałam, że nie zasługuję na miano xiaolińskiego mnicha. Cóż ze mnie wojownik, który za pomocą swojej głupoty i nadprzyrodzonego pecha, ściąga na swoich przyjaciół same kataklizmy?
     Pogodzona ze swoim losem wprawiłam się w stan bezwzględnej obojętności. Nie mogłam znieść faktu, że jedynymi bodźcami jakie odbieram są zapachy i dźwięki. Wszelka siła walki mnie opuściła, a ja chciałam żeby to wszystko wreszcie się zakończyło. Stwierdziłam, że nie mam powodów żeby żyć i pozostaje mi tylko oczekiwanie.
- Chciałbym ci jakoś pomóc, wiesz? - powiedział Kylar, który znowu mnie odwiedził. Był u mnie częstym gościem, ale nie mówił zbyt wiele, a szkoda. Chociażby miał gadać o nagim tyłku Jacka Spicera i tak słuchałbym go z przyjemnością. - Może mnie słyszysz, może nie. Po prostu chciałem z tobą porozmawiać. Martwię się o ciebie i jestem gotów poświęcić dla ciebie wszystko, nawet i życie - powiedział pociągając nosem. Słyszałam jak szlocha, robił to przy mnie dosyć często, a ja za każdym razem denerwowałam się, że nie mogę wstać i otrzeć jego łez, których tak naprawdę byłam powodem. - Ale zamiast ci jakoś pomóc i ulżyć, stoję tu jak zamartwiający się wszystkim idiota.
Monolog Kylara został przerwany przez dźwięk otwierających się drzwi. Do sali weszła kobieta, poznałam to po delikatnych krokach.
- Kylar, chciałabym z tobą porozmawiać. - Obstawiłam dobrze, bo postacią, która również pojawiła się obok mojego łóżka, była Akloria.
Powiedziała, że ona i Tekin jutro odchodzą, a zaraz potem rodzeństwo wyszło z sali. Nie miałam ani ochoty, ani siły żeby podsłuchać ich rozmowę.
     Już dawno straciłam poczucie czasu, więc nie mam pojęcia, ile Kylar rozmawiał z siostrą, ale gdzieś w głębi siebie liczyłam, że wróci i pomówi do mnie, jeszcze chociaż przez chwilę.
Moje ostatnie życzenie zostało spełnione, usłyszałam ponownie otwierające się drzwi i kroki Kylara.
- Uzdrowię cię. Wiele razy słyszałem, że woda symbolizuje płynące życie, więc dzięki niej można je naprawić - powiedział i na dodatek miał zdecydowaną rację. W większości zwojów jakie przestudiowałam jeszcze w ośrodku przygotowawczym, było wiele o wodzie jako symbolu życia. Zastanawiałam się co on próbuje zrobić, ale gorzej i tak już być nie mogło, więc wróciłam do typowej dla Indego obojętności.
     Słyszałam niespokojny oddech Kylara i wręcz czułam jego zdenerwowanie. Byłam dosyć sfrustrowana tym, że nie wiem co robi, a bezapelacyjnie jego działania dotyczyły mojej postaci. Usłyszałam jakiś plusk, a po chwili zrobiło mi się zimno. Poczułam mrowienie w okolicach szyi. Nie było to przyjemne przeżycie, ale uświadomiłam sobie, że to dokładnie odczułam. Nie wiedziałam co mój przyjaciel robił, ale to działało. Od mojej szyi przeszedł chłodny impuls; powoli zaczynałam czuć ból. Nie mogłam się jeszcze ruszyć, ale zaczęłam odzyskiwać zmysł dotyku. W tym momencie Kylar zrobił coś, czego po prostu bym się nie spodziewała. Poczułam, że zbliża głowę do mojej twarzy i delikatnie dotyka moje usta swoimi. Ze wszystkich sił chciałam oddać mu ten nieśmiały pocałunek i dodać odwagi, ale nie mogłam nic zrobić.
- Av, kocham cię - powiedział, a ja poczułam jak bardzo mam ochotę wykrzyczeć mu w twarz jakim jest idiotą. Narobiłam tyle złych rzeczy, a ten mówi mi, że mnie kocha. Byłam dla niego taka chamska, a jemu i tak na mnie zależało. - ale muszę odejść. - Miałam szczerą nadzieję, że się przesłyszałam. - Wrócę. Obiecuję. Wiem, że będziesz na mnie zła, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Chcę odkryć po co tu jestem i moja siostra może mi w tym pomóc. Wybacz mi - poprosił i w ciszy opuścił salę, w której leżałam. Znowu zostałam sama, tym razem dotarło to do mnie o wiele brutalniej. Poczułam zbierające mi się pod powiekami łzy, zaraz potem zadrżałam i delikatnie ruszyłam palcami. Przesunęłam opuszkami po materiale pościeli, delikatnie ruszyłam stopą. Chciałam odnaleźć w sobie wystarczająco dużo siły żeby wstać. Musiałam zdążyć dogonić Kylara, powiedzieć mu wszystko, co chciałam przekazać. Podziękować.
     Poczułam jak po moim policzku spływa samotna łza. Nie spiesząc się, delikatnie gładziła moją skórę, zostawiając mokry ślad. Kiedy znikła, ja gwałtownie otworzyłam oczy. Promienie słońca brutalnie drażniły moje źrenice. Leżałam bez ruchu dobre kilka minut, bo musiało dotrzeć do mnie wszystko, co miało miejsce. Czułam ogromny ból, wróciły wszelkie wspomnienia z zamku. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że muszę porozmawiać z Kylarem. Gwałtownie poderwałam się z miejsca, ale zaraz potem padłam na ziemię. Zdeterminowana, tym razem wolniej, podniosłam się i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
     Szlam przy chłodnej ścianie i najszybciej jak tylko umiałam, kierowałam się do wyjścia. Korzystałam ze swojego Instynktu żeby je znaleźć i już kilka minut później stałam na zewnątrz. Kiedy wiatr odgarnął mi sklejone włosy z ramion, uświadomiłam sobie, że bardzo dawno nie byłam na dworze. Morze szumiało nieopodal, a na dotychczas błękitnym niebie, zaczęły zbierać się chmury.
- Kylar - zawołałam docierając do bramy ogrodu. Przed sobą nie widziałam nawet niczyjej sylwetki. - Kylar! - Tym razem zawołałam głośniej. Złapałam się płotu i wypatrywałam jakiejkolwiek postaci.
- Av! Na litość boską! - Usłyszałam czyjś głos, ale nie odwróciłam się. Cały czas wpatrywałam się w linię horyzontu. Wiatr wiał coraz to mocniej, drzewa zaczęły uginać się pod wpływem jego siły, ale ja nawet nie chciałam mrugnąć. Poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i próbuje odciągnąć od świątynnego ogrodzenia. - Proszę cię, kontroluj się.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Raimunda, obok którego stał Indy. Posłusznie puściłam się bramy, ale cały czas patrzałam przed siebie.
- Co się stało? - zapytał Indy, zupełnie jakby go to obchodziło.
- Odszedł - powiedziałam, nie odwracając się. - On odszedł - powtórzyłam. Ukrywając twarz w dłoniach, rozpłakałam się jak małe dziecko. Upadłam na ziemię i poczułam jak zaczyna kropić. Podniosłam głowę, spoglądając w niebo. Zaczęło padać dużo mocniej, a ja miałam nieoparte wrażenie, że to moja wina. Zmieszany Raimundo mnie przytulił, a Indy położył rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na mojego kolegę z drużyny; jego mina jak zawsze była spokojna. Bądź co bądź - był moim przyjacielem. Tęskniłam za nim.
______

No proszę, wyrobiliśmy się szybciej niż 'Jesień 2016', bo ta zaczyna się 23 września! Prosimy o szampana! Kippller - odpowiemy na Twoją 'zaczepkę' jak tylko się ogarniemy. Ciężko zintegrować cztery zbłąkane duszyczki. Tymczasem ja wracam do pisania Rozdziału 90. Szczęśliwego Nowego Roku Szkolnego, Rybcie!

piątek, 26 sierpnia 2016

Informacyjnie #3

Szybka i krótka informacja o dodanych właśnie ciekawostkach! Znajdują się one po prawej stronie naszego bloga! Koniecznie zajrzyjcie! 

Wasza ekipa! 

sobota, 13 sierpnia 2016

Rozdział XXXVIII część II

Przebudzenie - Kylar



     W powietrzu unosił się przyjemny i znany mi zapach, którego nie czułem już od paru tygodni. Kiedyś był dla mnie tajemnicą, a teraz należał do tych najprzyjemniejszych. Otworzyłem oczy i ujrzałem swoją siostrę. Siedziała na małym stołku. Jedną ręką trzymała moją, a drugą się podpierała. Przyjrzałem się i zobaczyłem piękną, ale i wyczerpaną kobietą. Wyglądała na zaniedbaną. Jej oczy były podkrążone, a włosy potargane.
     Podpierając się na prawym łokciu, spróbowałem podnieść się wyżej. Zasyczałem, kiedy poczułem ból w boku. Na moment powróciły moje wspomnienia. Przed oczami miałem Wuyę, która bez wahania wbiła sztylet w moje ciało. Mój wizerunek odbijał się w jej błyszczących oczach. Wyglądałem na przerażonego, jednak nie chciałem się wtedy poddać. Walczyłem.
     Otrząsnąłem się, kiedy poczułem uścisk w prawej dłoni. Odwzajemniłem go.
- Cześć brat - powiedziała ze spokojem uśmiechająca się Akloria. - Hej - odparłem cichym i zachrypniętym głosem. Byłem wykończony i czułem się słabo. - Długo już tak leżę? - Trochę. Ponad tydzień. Dość sporo cię ominęło. - Tak? Przecież uciąłem sobie tylko krótką drzemkę - odwzajemniłem jej uśmiech, a siostra zachichotała. - Dobrze, że poczucie humoru nadal jest z tobą. Jak poczujesz się lepiej, wszystko ci opowiem.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było umeblowane w zupełnie innym stylu niż budynki w świątyni Mistrza Funga. Nie dominowała tu biel i błękit, a bardziej ciepłe kolory. Bordowe zasłony, ozdobne dywany w najróżniejszych odcieniach pomarańczowego oraz meble z jasnego drewna. - Gdzie jesteśmy? - spytałem ciekawy; przecież kiedy ostatni raz widziałem naszą świątynię, to stała w płomieniach. Aktualnie pewnie nie wyglądała najlepiej. - W świątyni Mistrza Jao. Jest przyjacielem Funga i zaoferował nam pomoc. Zostaniecie tutaj, dopóki nie odbudują waszej. Prawdopodobnie potrwa to dość długo, ze względu na ilość zniszczeń - wytłumaczyła. - Wszyscy są cali? Jak z Indym i Av? - zacząłem się martwić o swoich przyjaciół. - Indy jest cały i zdrowy. Z Av… Jest gorzej. - Odsunęła się. Za nią znajdowało się drugie łóżko, gdzie leżała właśnie ona. Przełknąłem ślinę i przyjrzałem się jej. Wyglądała jakby spała. Oddychała bardzo powoli, nienaturalnie powoli. - Będzie z nią dobrze? - spytałem z nadzieją w głosie. - Nie wiemy. Nie potrafimy jej pomóc, ani nie potrafimy jej wybudzić. Jest w jakieś dziwnej śpiączce. Wezwanie lekarzy również nie pomogło. - Ona umiera, prawda?
Akloria nie odpowiedziała, ale tylko na mnie spojrzała. Jej wzrok potwierdził moje obawy. Nie cieszyłem się już z przebudzenia. To dzięki mojej przyjaciółce wytrwałem w celi i przeżyłem to wszystko. Razem to przeżyliśmy.


***


Kobieta usiadła na łóżku, tuż obok jej przyjaciela. Utkwiła swój wzrok w podłodze. Nie miała pojęcia co powinna dalej zrobić. Kylar nie był jeszcze gotowy, a ostatnie wydarzenia dodatkowo wszystko opóźniły. Czuła, że jej obowiązkiem jest go chronić. Tak bardzo kochała swojego młodszego brata, że jeśli sytuacja by do tego zmuszała, byłaby gotów oddać za niego życie.
Tekin chwycił Aklorię za rękę. Otrząsnęła się i spojrzała w jego stronę. Przytuliła go. Po jej policzkach spływały łzy. Przez cały czas była pewną siebie kobietą, a po wizycie w zamku Wuyi straciła to poczucie. Kobieta puściła przyjaciela. - A co jeśli to ja jestem nie gotowa, a nie Kylar? - spytała, ocierając łzy. - Kiedy nadejdzie właściwy czas, oboje będziecie. Nie musisz się o to martwić. Powinnaś z nim szczerze porozmawiać. - Wiem, że muszę to zrobić, ale nie tutaj. Chcę, żeby z nami poszedł, on musi wiedzieć czego chce. Musi odkryć dlaczego go potrzebuję. - Przekonasz go, żeby z nami poszedł? - spytał, znając już odpowiedź. - Tak, ale dam mu jeszcze parę dni. Należy mu się odpoczynek.
W pokoju rozległo się pukanie, a Tekin otworzył drzwi Fungowi. Na jego twarzy znajdował się szeroki uśmiech. Stanął naprzeciwko Aklorii. Ona natychmiast wstała. Chciała mu przedstawić, jej plan, który obejmował chwilowe odejście Kylara. Bała się, że im na to nie pozwoli, a ona nie chciała tego robić wbrew woli opiekuna drużyny. - Fung. Chcę, żeby Kylar dalej się u ciebie szkolił, tak jak ja kiedyś. Jesteś wspaniałym nauczycielem, ale znasz przepowiednię i wiesz jak duża jest szansa. Dobrze wiesz, że potrzebuję pomocy mojego brata. Chcę mu przekazać wszystko co wiem i zrobię wszystko, żeby nam się udało. Zg… - Zgodzę się - przerwał Aklorii. - Podróż u boku siostry nauczy go wiele. Prędzej czy później i tak powrócicie. Będę was oczekiwał - uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyszedł z pokoju.
Młoda kobieta odetchnęła z ulgą i z powrotem opadła na miejsce obok Tekina.


***


Minęły dwa dni odkąd się obudziłem. Odzyskałem już większość sił i bez większych problemów mogłem chodzić. Akloria opowiedziała mi wszystko co się wydarzyło, z pomocą naszych dwóch gości specjalnych. Omi i Raimundo mieli bardzo duży udział we wszystkim. Spotkanie dwóch Smoków Xiaolin było dla mnie zaszczytem.
Zawdzięczałem życie Indemu, więc czym prędzej mu podziękowałem za jego nieocenioną pomoc. Gdyby nie on i Omi pewnie bym zginął, a Av teraz pewnie leżałaby martwa gdzieś w kącie lochu. Na szczęście wiedźma straciła większość swojej mocy. Odebrał ją mężczyzna, który nazywał się Chase Young. Nie wiedziałem o nim zbyt wiele i nigdy o nim nie słyszałem. Jedynie Omi i Raimundo powiedzieli mi, że jest on niezwykle niebezpiecznym, heylińskim księciem ciemności.   
     Na szczęście opowieść Funga i Doja znacznie różniła się od naszych przeżyć. Podczas ataku, zdołano ewakuować większość mnichów i zabrać ich w bezpieczne miejsce, a oni sami dotarli tutaj, do świątyni Mistrza Jao.
     Zamyślony ruszyłem w stronę budynku szpitalnego. Od dwóch dni bardzo często odwiedzałem tam naszą przyjaciółkę, która nadal się nie wybudziła; mało tego, z dnia na dzień było coraz gorzej. Była dla mnie teraz najważniejszą osobą i martwiłem się o nią. Nie chciałem jej stracić.
     W drodze do budynku rozproszył mnie Indy. Znajdował się na okrągłym placyku, gdzie porozstawiane były kukły ze słomy i drewna. Chłopak wykonał trzy ruchy do przodu i z jego pięści wystrzelił ognisty pocisk, który trafił najbliższy cel. Odwrócił się szybko i skierował ramię w stronę kolejnej “ofiary”. Przez jego ciało przebiegły żółte iskry, skaczące i biegnące w różne strony. Zatrzymały się na ramieniu i skumulowały w jedność. Świetlista błyskawica ruszyła do przodu. Nie trafił. Na ścianie została ciemna plama. - To coś nowego, a dodatkowo nie jest ogniem - powiedziałem, patrząc ze zdziwieniem. - Nie jestem do końca pewien jak tego używać. Pierwszy raz był przypadkiem; instynktownie podczas pojedynku z Wuyą. Wtedy udało mi się trafić - odparł, przeciągając się. - W końcu ci się uda to opanować. Podobnie jest z moimi mocami. Nadal mam problemy, żeby zapanować nad lodem i śniegiem. Z wodą poszło mi o wiele łatwiej, sam nie wiem dlaczego. - Ja nie mam problemów z ogniem i mi to nie przeszkadza. Jednak chciałbym opanować te błyskawice jak najszybciej - odparł lekko zirytowany. - Chciałem powiedzieć, że powinieneś być bardziej cierpliwy, ale zabrzmiałbym jak Mistrz Fung - powiedziałem ze śmiechem. - Po prostu powodzenia! - Dzięki - odparł unosząc wargi i zaraz wrócił do treningu.
Bez dłuższego zastanowienia ruszyłem do pokoju, gdzie leżała Av. Zamknąłem za sobą drzwi i stanąłem tuż przy jej łóżku. Spędzałem z nią tutaj sporo czasu. Po prostu siedziałem obok niej i czekałem na cud, który tak naprawdę mógł się nigdy nie wydarzyć. Czułem się bezsilnie, patrząc na nią jak umiera. Nie potrafiłem tego znieść. - Chciałbym ci jakoś pomóc, wiesz? - odezwałem się do śpiącej dziewczyny. - Może mnie słyszysz, może nie. Po prostu chciałem z tobą porozmawiać. Martwię się o ciebie i jestem gotów poświęcić dla ciebie wszystko, nawet i życie. - Rękawem koszuli przetarłem mokre od łez oczy. - Ale zamiast ci jakoś pomóc i ulżyć, stoję tu jak zamartwiający się wszystkim idiota.
Drzwi do pokoju się otworzyły, a obok mnie znalazła się Akloria, która złapała mnie za rękę i powiedziała:
- Kylar? Chciałabym z tobą porozmawiać. - O co chodzi? - odwróciłem wzrok od nieprzytomnej Av. - Jutro odchodzimy z Tekinem. - Co? Dlaczego? - spytałem, lekko podnosząc głos. Nie chciałem tego. Czułem się dobrze, mieszkając z siostrą w tym samym miejscu. - Akloria chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła z pomieszczenia.
Stanęła przede mną i nerwowo machała rękoma. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę, ani co mi powiedzieć. Po chwili odetchnęła i zwróciła się do mnie.
- Posłuchaj mnie, Kylar. Wiem, że chcesz zostać tutaj, z przyjaciółmi, ale widzę twoją nieufność do Mistrza Funga. Chciałabym… - A co, może tobie powinienem ufać?! - przerwałem jej i podniosłem głos. - Oboje to ukrywaliście. Nikt z was nie powiedział mi, że jesteś moją siostrą. Nie wiem czemu nie chcieliście mi nic powiedzieć, a zamiast tego, tworzyliście jakieś bezsensowne scenki! - Ja rozumiem co czujesz i próbujesz mi… - NIE! NIE ROZUMIESZ! Wiesz dlaczego postanowiłem ci zaufać? Bo jesteś moją siostrą! Uratowałaś mnie i moich przyjaciół. - Masz rację… Nie mam pojęcia jak się czujesz. - Powiem ci jak się czuję. Czuję się okropnie, fatalnie, beznadziejnie. Moja przyjaciółka umiera, ja również omal nie zginąłem. Dwa tygodnie spędziłem w mokrej i brudnej celi, będąc torturowany, niszczony psychicznie. Nigdy nie zapomnę, jak pomagałem tej kobiecie w jej chorych zabawach. Robiłem wszystko żeby ratować Av. Zabiłem jeszcze paru ludzi, zgadza się, złych ludzi, ale to nie ma różnicy, skoro pozbawiłem ich życia! Nie mam pojęcia co teraz robić! To wszystko…
Akloria położyła dłoń na moim ramieniu, a z moich oczu leciały łzy, jedna za drugą. Siostra uśmiechnęła się. - Kylar… Jesteś wystraszony. Masz zaledwie siedemnaście lat, a już przeżyłeś więcej, niż niejeden człowiek. Doświadczyłeś bólu i cierpienia, ale przetrwałeś. Przetrwałeś dzięki temu, że jesteś silny. Może nie jesteś najodważniejszy, ale jednak twoja miłość i przyjaźń do bliskich osób sprawia, że potrafisz pokonać wszystkie przeszkody. Jesteś naprawdę najlepszym człowiekiem, jakie moje oczy widziały. Do tego jesteś moim bratem. Bratem, którego kocham - powiedziała przyciągając mnie do siebie i przytuliła najmocniej jak potrafiła. Odwzajemniłem jej tym samym; nie wypuszczałem jej z objęć przez długi czas. - Też cię kocham.


Wróciłem do Av. Rozmowa z Indym i Aklorią w pewnym sensie mi pomogła. Wpadłem na pewien pomysł i wiedziałem, co chcę spróbować zrobić. - Uzdrowię cię. Wiele razy słyszałem, że woda symbolizuje płynące życie, więc dzięki niej można je naprawić.
Nie byłem pewny, czy to prawda i czy w ogóle mam jakiekolwiek szanse, ale musiałem podjąć próbę uratowania jej. Przyciągnąłem wodę z pobliskiego dzbana. Przyjrzałem się ranom Av. Wszystkie, które zostały przymrożone lodem prawie się zagoiły, poza jedną raną obok szyi. Uformowałem wodę w rękawiczki i przyłożyłem otoczone płynem dłonie do rany. Wyglądała źle. Opuchnięta, miejscami pokryta zielonym kolorem.
Poczułem dziwne uczucie i przez moment ujrzałem wnętrze ciała Av. Mięśnie, narządy, wszystko. Przestraszyłem się i odsunąłem, a woda rozlała się na podłodze, Zszokowany stałem z uniesionymi rękoma. Nie potrafiłem powiedzieć, co właśnie zrobiłem, ale wiedziałem, że jestem na dobrej drodze. Ponownie chwyciłem wodę i przyłożyłem do jej rany. Znowu ujrzałem organizm przyjaciółki. Wszystko wyglądało jakby było na swoim miejscu. W końcu natrafiłem na niepasujący element. Razem z krwią, płynęła inna, zielona ciecz. Domyśliłem się, że jest to jakaś trucizna. Starałem się ją odgrodzić od krwi i pociągnąć ze sobą. Udało mi się to, a woda pochłonęła płyn i zabrała go ze sobą. Odsunąłem się, a trucizna wypłynęła z jej ciała. Szybko odsunąłem ją za pomocą wody i wlałem do małego naczynia.
Wiedziałem, co teraz muszę zrobić, ale chciałem się jeszcze pożegnać. Zbliżyłem się do niej i nieśmiało ją pocałowałem. - Av, kocham cię, ale muszę odejść. Wrócę. Obiecuję. Wiem, że będziesz na mnie zła, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Chcę odkryć po co tu jestem i moja siostra może mi w tym pomóc. Wybacz mi.
*
Odwróciłem się ostatni raz, żeby jeszcze raz spojrzeć na świątynię Mistrza Jao. Z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Z sekundy na sekundę, było ich coraz więcej. Akloria położyła dłoń na moim ramieniu.  Spojrzałem na nią. - Wiem, że dla ciebie to nie jest łatwe, ale musimy iść.
Odwróciłem się i ruszyłem dalej drogą wraz z siostrą i Tekinem.


_______

Zaczynamy księgę drugą! XD A w pakiecie do tego krótkiego rozdziału dołączamy nową wersję rozdziału pierwszego (przejście tutaj). Miłego czytania! Zachęcamy do zostawienia komentarza!

Przejście do Rozdziału XXXIX

czwartek, 11 sierpnia 2016

Informacyjnie #2

Hejka! Z tej strony Wasza ukochana ekipa! 

Jak Wam minęła połowa wakacji? 
Ale teraz nie o tym. Pora na parę słów wyjaśnień, które Wam się należą. Mamy zamiar przekazać informacje o nadchodzących zmianach. 

Pierwsza z nich to zupełnie nowy prolog, więc radzimy się z nim zapoznać! Takim zmianom ulegną jeszcze pierwsze rozdziały. Będą one stopniowo edytowane, a my o tym wtedy poinformujemy. 

W wakacje powinna pojawić się nowa zakładka, a mianowicie - ciekawostki. Będą one dotyczyć bohaterów naszej opowieści oraz ich historii. Będą one dodawane wraz z zakończeniem danej Księgi. Więc, pierwsze jakie się ukażą, będą przeważnie dotyczyły Księgi Pierwszej. Ostrzegamy przed potencjalnymi spojlerami, które mogą się w nich znaleźć, dlatego najpierw lepiej zapoznać się z treścią danej Księgi!

Kolejna rzecz, czyli opisy bohaterów. Nadrobimy zaległości w tej sekcji, a zarazem dodamy parę nowych. 

Rozdział będzie może nieco szybciej niż w 2024. XD

Podsumowując. Nasz blog nadal żyje i będzie żył, pomimo wszelakich przerw i kłopotów z nim związanych. Mamy nadzieję, że zostaniecie z nami pomimo wszystko! No i dziękujemy za Waszą obecność! <3 

wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział XXXVIII

Koniec czy początek? - Pan nr 4, Av, Indy, Kylar


    Mrok, który panował dookoła i głucha cisza dzwoniąca Aklorii i Tekinowi w uszach, stały się szpiegami tejże pary wojowników. Ich jedynym towarzystwem były liczne gwiazdy ozdabiające niebo, własne oddechy oraz ich cienie tańczące na korze iglastych drzew. Spokojnie szli przez las, nie rozmawiając ze sobą przez większą część czasu. Nie mieli pojęcia ile zostało im jeszcze drogi i jak długo będzie im konieczne iść przez tę naprawdę ciemną krainę, ale zielona poświata, która spowiła wszystko co spotkała na swojej drodze, cały czas uświadamiała ich, że są coraz bliżej swojego celu.
     Akloria, jako siostra Kylara, była bardzo zdeterminowana aby go uratować i bez problemu pokonywała kolejne przeszkody, jakie stawiał jej ciemny las. Kochała swojego brata i nie mogła pozwolić na to, żeby teraz to on ją opuścił, zwłaszcza, że udało im się niedawno zacieśnić rodzinne więzi. Wiedziała, że musi go obronić za wszelką cenę.
     Mimo znużenia, jej najbliższy przyjaciel nie śmiałby prosić kobiety o chwilę przerwy. Tekin był pełen zrozumienia dla całej sytuacji, chociaż jego wytrzymałość została daleko w tyle za Aklorią. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, a pragnienie palące przełyk wcale nie pomagało w drodze. Para, oprócz pustych butelek po zatrutej wodzie, niczego ze sobą nie miała. Tekin, który był na skraju wytrzymałości, jednak postanowił zaryzykować i zadać przyjaciółce pytanie, chociaż wiedział, że i tak pożałuje swoich słów.
- Czy zatrzymamy się na jakiś odpoczynek?
- Nie! - wrzasnęła Akloria, a jej zielone oczy przez sekundę błysnęły fioletem. Po chwili zdecydowanie posmutniała i usiadła zrezygnowana pod jednym z drzew. - Przepraszam - powiedziała łamiącym się głosem. - Tak, zatrzymajmy się.
Tekin przysiadł obok niej i w geście pokrzepienia pogłaskał ją po ręce, którą zakrywała twarz.
- Rozumiem cię, ale dobrze wiesz, że zmęczeni nie zdołamy pokonać Wuyi i odbić Kylara.
Kobieta objęła kolana rękami i położyła głowę na ramieniu towarzysza.
- Wiem, masz rację. Tylko, że nie potrafię siedzieć bezczynnie, kiedy gdy tylko zamykam oczy, widzę martwego Kylara, leżącego przed tronem Wuyi.
Brzmiała jakby za chwilę miała się rozpłakać, ale dzielnie udało się jej uspokoić. Poderwała się z miejsca i przez chwilę uważnie obserwowała linię horyzontu. Po kilku minutach ponownie zdecydowała się usiąść przy Tekinie.
- Nie jest za późno prawda? On żyje? - spytała patrząc prosto w oczy towarzysza.
- Jestem tego pewien. Chłopak jest twardy, da sobie radę - odparł natychmiastowo, tak jakby to była jedna z najbardziej naturalnych spraw na świecie.
- Twardy? W dzieciństwie płakał przy każdej możliwej okazji - powiedziała ze śmiechem, ale zaraz potem zmarkotniała. - Żałuję, że ich opuściłam.
- Nie żałuj swoich decyzji, które podjęłaś w przeszłości. Jest tu i teraz. Niedługo znowu będziecie razem.
- To prawda, ale nie na długo. Przecież gdy tylko uda nam się pokonać Wuyę, to on wróci do swoich. Wiem, że do mnie przyjdzie, ale na ten moment muszę jeszcze trochę poczekać.
-
     Słońce jeszcze nie wstało, ale Akloria już budziła swojego przyjaciela, potrząsając jego ramionami.
- Wstawaj, szybko! Musimy dotrzeć do zamku przed południem! - krzyknęła sfrustrowana wojowniczka.
- A śniadanie? - spytał zasmucony mężczyzna przetarłszy oczy. Przeciągając się, spojrzał na stojącą przed nim kobietę, która przeszywała go wzrokiem. Tekin wstał mimo ogromnej niechęci, a przyjaciółka wręczyła mu butelkę wody.
- Chcesz mnie uśpić?
- Niedaleko stąd jest rzeczka - powiedziała wskazując palcem fragment lasu. - Były tam ślady ogniska, golemów i ludzi. Wlałam tu wodę z potoku, nie martw się.
- Dzięki. - Wziął parę łyków.
     Para wojowników ruszyła dalej.

***
(Av)


     Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna i nie wiem co się działo wokół mnie. Cały czas znajdowałam się w tym samym miejscu, a jedynymi moimi uczuciami była pustka i ból. Było mi strasznie zimno, bo Kylar opatrzył moje rany lodem, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. Gdyby nie on, jestem pewna, nie byłabym w stanie normalnie oddychać. Nie znam słów aby opisać to, jak się czułam po tym, jak Wuya potraktowała moje ciało i ducha.
     Cały czas leżałam na brzuchu, bo moje plecy nie byłyby w stanie znieść najdelikatniejszego smyrnięcia najlżejszego z wiatrów. Czułam, że zaschnięta krew z ciętych ran przylepiła się do koszuli należącej do mojego przyjaciela, którą dziwnym trafem miałam na sobie. Podjęłam próbę podniesienia się z ziemi. Nogi miałam jak z waty, a pokaleczone ręce uniemożliwiały odpowiednie podparcie się. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam jak wiedźma zabija wszystkie osoby na których mi zależy. Po kolei, cięcie po cięciu, Ostrze Zawieruchy pozbawia życia mojej rodziny i przyjaciół. Miecz tak bardzo z moją osobą związany, ma za mną jeszcze silniejszą więź niż kiedykolwiek, bo jest zbroczony moją krwią. Krzyk bliskich ogłusza mnie swoją ciszą.
     Zaczęłam powoli spacerować po celi. Chodziłam całkiem dobrze; cieszyło mnie to, że nigdzie nie zauważyłam śladów świeżej krwi. Sięgnęłam do kieszeni zniszczonych spodni po pamiętnik Kimiko. Nie zastałam go tam, gdzie powinien być. Rozejrzałam się po celi i zauważyłam, że moje porwane ubrania były złożone w kącie. Na nich spoczywał notes. Chwiejnym krokiem podeszłam po zgubę. Musiałam zająć czymś umysł; byłam bliska paranoi. Wolałam myśleć o głupich drobiazgach, niż wszechobecnej śmierci, a oddech, który czułam na karku i słodki szept, chciały mnie przybić do końca. Chociaż, w ogólnym rozrachunku, śmierć była w tym momencie mniej straszna od Wuyi.
Delikatnie usiadłam na ziemi i próbowałam oprzeć się o ścianę. Syknęłam z bólu i krzyżując nogi, pochyliłam się nad notatkami. Kimiko pisała bardzo zawiłym językiem i często wstawiała japońskie zwroty, których nie mogłam zrozumieć. Jedyne co udało mi się zauważyć, że dziewczyna bardzo dużo pisała o Raiu, ale we wszystkich opisanych przygodach przedstawiała go jako niedojrzałego błazna. Nie wiedziałam jak będzie dalej, bo byłam dopiero w połowie historii. Przecież musiał się zmienić. Według mnie, sprawiał wrażenie rozważnego, opiekuńczego i utalentowanego Smoka Wiatru.
     Nie miałam sił aby czytać dalej, więc zaczęłam kartkować notatnik. Nagle, jedna ze stron wypadła na kamienną podłogę lochu. W nikłym świetle dało się dostrzec, że kartka została brutalnie wyrwana. Podniosłam ją, a moim oczom ukazała się przyklejona do niej fotografia przedstawiającą dwójkę młodych ludzi siedzących na drzewie. Od razu skojarzyłam miejsce, w którym zrobiono zdjęcie; było to na terenie świątyni Mistrza Funga. Bez problemu poznałam wtulone w siebie osoby. Na zdjęciu zatrzymano sytuację gdzie Kimiko spokojnie obserwuje ciemne niebo, a Raimundo delikatnie głaszcze czarne włosy ukochanej. Westchnęłam i włożyłam wydartą stronę w losowe miejsce pamiętnika.
     Zamknęłam notes i w tym samym momencie usłyszałam zgrzyt zamka. Do celi wszedł odprowadzony przez obstawę Kylar. Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, spytał głosem pełnym troski:
- Jak się czujesz?
- Dobrze. - Starałam się uśmiechnąć. Co innego mogłam mu odpowiedzieć? ‘Nigdy nie było gorzej’ albo ‘Mam ochotę umrzeć’, czy może: ‘Właśnie jakaś wiedźma pocięła mnie moją własną bronią, a ty pytasz jak się czuję’? Spojrzałam na przyjaciela. Kylar właśnie był zajęty zmywaniem krwi z rąk i rękawów bardzo zniszczonej, granatowej koszuli, którą zapewne dała mu Wuya. Wszystko przez to, że oddał mi swoje ubrania, które dostał od siostry.
- Powiedz mi, gdzie byłeś?
- Zrobiła sobie ze mnie sługę - powiedział bez owijania w bawełnę.
- To znaczy? - spytałam, chociaż nie chciałam tego wiedzieć.
- Wszystko. Od gotowania, zamiatania i robienia herbaty do... - zawahał się - do towarzystwa w jej wszystkich zabawach. - Spuścił głowę, a włosy zasłoniły mu oczy. Wolałam nie wyobrażać sobie Kylara torturującego ludzi. To nie mogła być prawda, nie mogłam, nie chciałam w to wierzyć. Stąd ta krew na rękach.
- Jesteś na mnie zła? N-nie miałem wyjścia - powiedział, jąkając się.
Spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami, które w tym momencie były zaszklone.
- Oczywiście, że nie jestem. Zrobiłeś to żeby się ratować. - Otarłam mu łzę z policzka.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk otwieranej celi. W przejściu stanęło kilku strażników w towarzystwie Wuyi. Nie miałam odwagi na nią spojrzeć i utkwiłam wzrok w ziemi.
- Wstawać - rzucił strażnik.
Delikatnie podniosłam się z ziemi i spojrzałam na sylwetkę Wuyi. Miała przerażający uśmiech.
- Zwiążcie ją.
Dwóch strażników do mnie podeszło.


***
(Indy)

     Podczas drogi rzadko się do siebie odzywaliśmy. Czasami ktoś rzucił jakieś suche zdanie, ale głównie panowała cisza. Z każdym krokiem zbliżaliśmy się do celu, a informowała nas o tym stopniowo pogarszająca się pogoda. Panował niesamowity mrok, a mgła gęstsza niż mleko rozprzestrzeniała się we wszystkie strony. Ledwie mogliśmy dostrzec samych siebie. Po kolejnych chwilach wędrówki usłyszałem jakiś odgłos i ostrożnie spojrzałem za siebie. Omi również zaniepokoił się dziwnym dźwiękiem dochodzącym zza krzaków, ale zanim któryś z nas zdążył zareagować, coś z dużą siłą popchnęło mnie w bok. Odsunąłem się o parę kroków, żeby złapać równowagę, ale przeszkodził mi w tym kamień, o który się potknąłem. Z impetem upadłem na twarde podłoże. Osoba, która mnie staranowała, klęczała teraz przed moim towarzyszem.
- To ty, Omi? - spytał człowiek, który przerwał naszą wędrówkę. Rozpoznałem akcent, z którym mówił. Był identyczny jak ten Kylara.
- Raimundo? - Chińczyk uśmiechnął się zdziwiony.
- Jak ja dawno cię nie widziałem! Ty mała, żółta piłeczko! - mężczyzna przytulił po przyjacielsku niższego od siebie. Policzki Omiego delikatnie się zaróżowiły.
- A ty nadal śmiejesz się z mojej głowy! - wrzasnął mój kompan, ale po chwili dodał: -  Ech, też mi ciebie brakowało. - Obydwoje uśmiechnęli się jeszcze raz, a przybysz podniósł się z ziemi i utkwił we mnie swoje spojrzenie. Wyglądał na dosyć zmieszanego i podenerwowanego. Podszedł do mnie i podał rękę, aby pomóc mi wstać.
- Witaj. Nazywam się Raimundo Pedrosa - powiedział uśmiechnąwszy się tajemniczo.
- Po waszym przywitaniu - gestem wskazałem na dwóch Smoków Żywiołów - domyśliłem się. Jestem Indy Shen.
- Indy? - Raimundo zmrużył oczy. - Kojarzę cię. Jesteś przyjacielem Av?
- Tak - odpowiedziałem bez zbędnych opisów. Nie interesowało mnie skąd mężczyzna znał moją koleżankę z drużyny, ale byłem dosyć ciekawy gdzie ona teraz jest i co się z nią dzieje. - Widziałeś ją?
- Była u mnie przez jeden dzień, ale potem odeszła z jakimiś wojownikami, którzy powiedzieli, że znaleźli jednego z was. Nie wiem co się z nią teraz dzieje, a przez swoje złe przeczucia postanowiłem ją odnaleźć, tylko, że przez tę cholerną mgłę zgubiłem jej ślad.
- Do tego jeszcze powrót Wuyi - wtrącił się Omi. - Zmierzamy właśnie w jej stronę. Podejrzewam, że to był podstęp, a Kylar i Av są w zamku wiedźmy.
- Widzę, że nie tylko ja tak myślę… - Brazylijczyk przeczesał palcami włosy. - Musimy ich uratować.
- Nie ma co zwlekać - zakończyłem rozmowę spokojnym głosem.
     Powróciliśmy do podróży, która ponownie odbywała się w ciszy. Raimundo i Omi wykorzystali część naszej wędrówki na cichą rozmowę. Szeptali między sobą, a ja nie słyszałem o czym mówią. Domyślałem się, że wspominają swoją przeszłość, bo co jakiś czas cicho chichotali. Smoki zaprzestały rozmowy dopiero, gdy dotarliśmy na miejsce.   
     Sam widok zamku zapierał dech w piersiach. Masywna konstrukcja w otoczeniu zielonej poświaty budziła wątpliwości w to, że Wuya stworzyła wszystko jednego dnia. Mgła, która była naszym towarzyszem w podróży, nie docierała w okolice murów, co sprawiało wrażenie, jakby chciała ukryć to miejsce. Oczywiście było to niemożliwe, bo strzeliste wieże wychodziły poza linię drzew. Do tego wszystkiego nad zamkiem wisiała ogromna burzowa chmura. Czułem wiszącą w powietrzu elektryczność.
     Znajdowaliśmy się między dwoma wzniesieniami, więc nie byliśmy wystawieni jak na tacy. Niemożliwym było aby ktoś zdołał nas dostrzec.
- Sprawa nie wygląda za ciekawie - zaczął Raimundo. - Wszędzie są strażnicy i golemy. Praktycznie każdy punkt muru jest pilnie strzeżony. Będzie ciężko się dostać do środka, ale chyba wymyśliłem plan - powiedział i skierował głowę w stronę zamku, a palcem wskazującym pokazał zakratowane okna. - Odwrócę uwagę strażników, którzy znajdują się nad okienkiem. Wy w tym czasie musicie się dostać do środka. Potem do was dołączę.
- To może się udać, tylko jak mamy przedostać się przez kraty? - spytałem, wątpiąc, że uda mi się je przetopić. To zajęłoby zbyt dużo czasu.
- Mam pewien pomysł - odparł Omi. - Nie przejmuj się. Najważniejsze, żeby Raimundo w dobrym czasie odwrócił ich uwagę.
- Podkradnijcie się dopiero, jak strażnicy odejdą od muru. Widzimy się w środku. - Uśmiechnął się w swoim łobuzerskim stylu.

***
(Av)


- Obiecałaś, że zostawisz ją w spokoju! - krzyknął Kylar w tym samym czasie, kiedy strażnicy wiązali mi ręce. Nie opierałam się; wiedziałam, że walka nie ma sensu. Byłam zbyt osłabiona, żeby się stawiać.
- No proszę, kłamałam – syknęła. Utkwiwszy wzrok ziemi lochu, przeklinałam brak swojej odwagi, aby spojrzeć wiedźmie w twarz. W ciszy wyprowadzono mnie i Kylara z celi. Strasznie się bałam, że to znowu się powtórzy. Mimo wszystko, większe przerażenie budziło we mnie przypuszczenie, że mój przyjaciel stanie się częścią piekła.
     Zostaliśmy wprowadzeni do sali tronowej, a pierwsze co mnie uderzyło to unosząca się woń krwi i znajdująca się na ziemi szkarłatna plama. Zacisnęłam powieki, a wszystkie wspomnienia i strach minionych wydarzeń powróciły na nowo. Strażnicy ustawili mnie niedaleko tronu i kazali uklęknąć. Spokojnie poddałam się rozkazowi. Sprzeciw nie miałby sensu. Nic nie miało sensu, a myśl, że Kylar jest obok mnie, nie dodawała mi otuchy.
- Panie Stern, wiernie mi pan służył przez miniony tydzień – zaczęła Wuya krążąc między nami. Kylar zacisnął wargi i spuścił głowę. Cały czas go obserwowałam.
- Mam dla pana jeszcze jedno zadanie – kontynuowała wiedźma.
Przyjaciel spojrzał pytająco na swojego oprawcę.
- Uderz ją – syknęła wskazując na mnie.
- Co? - spytał z niedowierzaniem.
- To co słyszałeś! Uderz ją.
- Nie zrobię tego.
Wuya podeszła do niego i uderzyła go w twarz z otwartej dłoni. Zacisnął pięści, gdy wiedźma chwyciła za jego podbródek. Poczułam jak łzy zbierają mi się w oczach.
- W takim razie ja to zrobię – szepnęła mu prosto w usta, wystarczająco głośno abym ją usłyszała.
Podeszła do mnie i spojrzała na mnie swoimi jadowicie zielonymi oczami; miały zupełnie inny odcień niż moje. Wzięłam oddech i spokojnie zamknęłam oczy.
- Nikt nigdy nie błagał mnie o litość, w tak słodki sposób.
Poczułam wymierzony mi policzek.
- Teraz twoja kolej.
- Nie zrobię tego! - krzyknął Kylar.
Spojrzałam mu w oczy i bez głosu, samym ruchem ust, powiedziałam:
- Zrób to.
- Nie! - Zauważyłam jego łzy.
- W takim razie, ja to zrobię – powtórzyła drugi raz to samo zdanie, wyciągając sztylet.
Złapała mnie za włosy i pociągnęła tak, że moja broda znajdowała się w górze. Poczułam zimno na szyi. Ból sprzed kilku dni powrócił.
- Dobrze, zrobię to.
Nie miałam możliwości kontrolować łez zbierających mi się w oczach i lecących ciurkiem po rozpalonych policzkach. Wuya puściła moje włosy i stawiając kilka kroków do tylu, usunęła się w cień.
Kylar spojrzał mi w oczy. Jego niezabandażowane oko, również było załzawione. Kiwnęłam głową, chcąc dodać mu otuchy. Nie wyszło to tak jak planowałam, bo przy geście zapiekła mnie świeżo zrobiona rana i jeszcze więcej łez poleciało po moim policzku. Kylar wziął głęboki oddech i drżącą ręką delikatnie mnie spoliczkował. Było to zupełnie inne uczucie niż gdy robiła to Wuya. Wiedziałam, że muszę grać, więc zasyczałam.
- Ona udaje! Tak naprawdę nawet jej nie dotknął! - Usłyszałam głos jednego ze strażników.
- Przecież wiem.
Kylar odwrócił się w stronę wiedźmy, która trzymała Ostrze Zawieruchy.
- Zostaw ją - krzyknął i rzucił się na Wuyę. Broń wypadła jej z rąk i wylądowała niedaleko mnie.
- Kylar! - pisnęłam.
Zauważyłam jak z trudem stwarza lodowy miecz i próbuje zaatakować wiedźmę. Wiedziałam, że jest mu bardzo ciężko. Atak prawie się udał, ale Wuya chwyciła jego dłoń, a jego ostrze rozpadło się na maleńkie kryształki lodu, które rozprysły po całej sali. Kylar dzielnie spoglądał w oczy kobiety, w których płonął ogień wściekłości. Wiedźma szybkim ruchem wyjęła sztylet zza swojego pasa i wbiła go w ciało Kylara. Chłopak złapał się za ranę i upadł na kolana w miejscu, w którym przed chwilą stał. Trzymając kurczowo krwawiące miejsce, zachwiawszy się, upadł na prawy bok.   
     Działałam pod wpływem impulsu. Przecięłam więzy za pomocą Ostrza Zawieruchy i z trudem podbiegłam do Kylara. Nie myślałam o bólu. Uklękłam przy nim, ignorując Wuyę. Trzymał dłonie na ranie, która bardzo obficie krwawiła.
- Proszę cię nie rób mi tego - błagałam przez łzy.
Chciał coś powiedzieć, ale przeszkodził mu głos wiedźmy.
- A co to za nieposłuszeństwo?
Ostatnie co poczułam to silne uderzenie w plecy. Potem straciłam przytomność.


***


     Widok był niesamowicie przerażający. Przed Aklorią i Tekinem rozciągała się panorama skalnego zamku heylińskiej wiedźmy. Mnóstwo strzelistych wież nadawało temu miejscu upiornego charakteru, a wypalony las, znajdujący się wokół posiadłości pokazywał, bezwzględność czerwonowłosej kobiety. Z pagórka, na którym kucał Tekin, było widać ogromną bramę, której luk posiadał wiele finezyjnych zdobień. Teren dookoła zamku patrolowali wojownicy upodobani sobie przez Wuyę. Mężczyzna rozpoznał w niektórych z nich byłych sprzymierzeńców swojej przyjaciółki. Prawdę mówiąc, bardziej obawiał się konfrontacji z właścicielką zamku, niż wszystkimi strażnikami na raz.
Tekin spojrzał na Aklorię, siedzącą na gałęzi drzewa. Dokładnie obserwowała każdy element fortecy, która wydawała się niemożliwa do zdobycia dla kogokolwiek. Jednak kobieta była bardzo zdeterminowana aby uratować swojego brata i wierzyła, że dwóm osobom uda się tam zakraść.
Towarzysz wojowniczki wskoczył na gałąź obok tej, na której siedziała Akloria.
- I co? Masz jakiś pomysł? - spytał.
- Po tamtej stronie muru - Akloria wskazała palcem miejsce - jest tylko dwóch strażników. Myślę, że dalibyśmy sobie z nimi radę.
- Potem musimy dostać się do środka.
- Nawet jeśli będę miała wejść głównym wejściem, w towarzystwie fanfar i fajerwerków, to i tak to zrobię. Muszę się odwdzięczyć tej szmacie - powiedziała, a Tekin kiwnął głową w geście zrozumienia. - Idziemy. Kylar może nie mieć dużo czasu.
     Jak najdelikatniejszym krokiem, para podkradła się pod mur. Tekin podsadził swoją towarzyszkę, a Akloria podała mu rękę i podciągnęła mężczyznę do góry. Strażnicy stali w odległości zaledwie kilku metrów. Wojownicy nie mogli ich zaatakować zbyt gwałtownie, bo ich pozycja zostałaby zdradzona. Chcieli mieć w rękawie element zaskoczenia, dlatego bez zbędnych krzyków, Tekin skręcił jednemu ze strażników kark, a Akloria dźgnęła sługusa jego własną bronią. Kobieta z pogardą patrzała na ciała byłych żołnierzy jej armii, którzy ośmielili się ją zdradzić.
     Spokojnie zeszli po masywnych schodach i znaleźli się na sporym dziedzińcu. Ukrywając się w cieniu, udało im się minąć patrolujących wojowników i dotrzeć pod bramę prowadzącą do zamku. Tekin nie miał pojęcia czego mógł się spodziewać po swojej towarzyszce, która stała się zdolna praktycznie do wszystkiego. Akloria była nieprzewidywalna na co dzień, a w nastroju jaki miała teraz, była w stanie spełnić każdą myśl, jaka tylko przeszłaby jej przez głowę. Zwłaszcza, jeżeli w grę wchodziło życie jej brata. Determinacja świeciła jej w oczach; żeby ocalić Kylara była gotowa stanąć do walki z całą armią, a zwłaszcza jej generałem, którym była Wuya.
     Akloria wolnym gestem zakreśliła koło za sobą, a w powietrzu dało się czuć delikatne wibracje. Tekin nie zdążył zadać pytania, a już usłyszał odpowiedź:
- Nikt nie usłyszy huku, który zaraz zrobię.
     Otwartymi dłońmi wycelowała w stronę zamkowych drzwi, których nie można było już tak nazwać po salwie pocisków, jakimi uraczyła je Akloria. Wejście runęło u stóp wojowników, a drzazgi i elementy metalu padły bezwładnie wokół nich. Bariera spełniła swoją funkcję i nikt na zewnątrz zamku nie usłyszał żadnego dźwięku. W przeciwieństwie do sług znajdujących się na dziedzińcu zamku, straż, która była wewnątrz, nie żyła w błogiej nieświadomości. Przyciągnięta hałasem dwójka wojowników, przybiegła w miejsce, w którym jeszcze kilka sekund temu stały drzwi. Zirytowana Akloria posłała falę energii w nieproszonych gości, a ci ogłuszeni padli na ziemię. Jednemu z nich wypadł z rąk wyszczerbiony miecz i znalazł się pod nogami Tekina, a ten bez zastanowienia sięgnął po broń. Doskonale wiedział, że walka na pewno ich nie ominie.

***
(Kylar)


     Nie potrafiłem już kontrolować moich łez, które płynęły równie obficie, co krew płynąca z zadanej mi rany. Ból był przeokropny, a ja leżałem na ziemi i starałem się nieudolnie zatamować krwawienie. Obok mnie leżała Av, którą Wuya ponownie pozbawiła przytomności. Kiedy patrzyłam na jej sklejone krwią włosy, czułem ogromną bezradność. Próbowałem walczyć, ale nie starczyło mi sił. Ten kto powiedział, że do wygranej wystarczy tylko wola walki, był w przeogromnym błędzie. W mojej głowie cały czas rodziły się pomysły wyjścia z tej sytuacji, lecz za każdym razem wszystko kończyło się fiaskiem, przy próbie podniesienia się. Z każdym ruchem ponownie czułem wbitą w mój bok stal, chociaż widziałem stojącą przede mną Wuyę bawiącą się nożem.
- Jak się czujesz, Kylarze? Czy rozpacz już cię pochłonęła? - pytała spacerując między nami. - Twoje życie zależy ode mnie, ale o tym zdążyłeś się już dowiedzieć. Umierasz, a pomimo to widzę w tobie nadzieję. Wiesz, że ta nadzieja doprowadziła miliony ludzi… - Po chwili milczenia dokończyła. - Do zguby? - Uśmiechnęła się i ukucnęła. - Nadzieja, że przeżyjesz i powstrzymasz mnie przed zamordowaniem Av. Żałosne.
Wuya szybkim ruchem zdarła mi opatrunek z oka, które zaczęło piec. Wszystko stało się z jednej strony zamglone.
- Wygląda okropnie - stwierdziła. - Może je trochę poprawię? - Spojrzała na sztylet.
W mojej głowie pojawiły się zupełnie inne myśli niż były wcześniej. Chciałem, żeby to zrobiła. Żeby wzięła sztylet i pozbawiła mnie życia. Marzyłem, chociaż doskonale wiedziałem, że będzie mi zadawać ból jak najwolniej tylko się da. Nie dobije mnie od razu, poczeka aż się wykrwawię.
     Zbliżyła ostrze ku mojemu oczodołowi, a moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Chciałbym być w stanie cokolwiek zrobić. Z każdą sekundą, stal noża była coraz bliżej mnie. W ostatniej chwili, w momencie gdy miała wbić sztylet i pozbawić mnie oka, jej zabawę przerwał huk. Wiedźma podniosła się i spojrzała na wejście do sali tronowej.
- Straż! Sprawdzić to! - krzyknęła.
Spojrzała na mnie ze wściekłością, bo musiała sprawdzić co było źródłem hałasu i nie mogła dokończyć swojej zabawy. Wstała i o mało co nie zdeptawszy mojej twarzy, odeszła do drzwi.   
     Moja przyjaciółka leżała niedaleko mnie, włosy przykrywały jej twarz. Swoją zakrwawioną ręką chwyciłem zimną dłoń Av. Skupiłem się tylko na niej. Starałem zapomnieć o bólu i patrzyłem, dopóki nie zrobiło mi się ciemno przed oczami.

***

Kolejne wrota zatrzymujące Aklorię i Tekina legły w gruzach. Ostrze Tekina zdążyło zabrudzić się krwią. Para znalazła się w ogromnej sali, której wyposażenie wskazywało na salę tronową. W centrum sali znajdowało się podwyższenie, na którym stała Wuya wraz ze bandą swoich strażników. Pomieszczenie było urządzone w bardzo surowym stylu i niczym nie przypominało pięknych sal z baśni dla dzieci. W tym koszmarze, na środku stał kamienny tron, a na ścianach i podłodze była rozbryźnięta krew.
- Och, panowie! Chyba mamy gości! - powiedziała do straży, po czym zwróciła się do Aklorii i Tekina: - Spóźniliście się.
     Szyderczy śmiech czerwonowłosej wiedźmy wypełnił salę, ale wojownicy nie mieli zamiaru dać się zastraszyć. Akloria, nie przestając iść dalej, bez słowa uderzyła w przeciwniczkę potężnym fioletowym pociskiem. Pod wpływem ataku, Wuya odleciała tuż pod swój tron. Widząc zaistniały incydent, jej wojownicy ruszyli do ataku. Tekin przyjął większość z nich na siebie. Ciął szybko, parując i unikając ciosów ze wszystkich stron. Wiedział, że on i jego kompanka nie mają wiele czasu, więc musiał pozbyć się ich jak najszybciej. Wyłączył z walki kolejnych mężczyzn, odcinając jednemu rękę, a drugiego przebijając znalezionym mieczem na wylot. Szybkim pchnięciem chciał zakończyć życie następnego, ale przeciwnik okazał się szybszy. Na szczęście Tekinowi udało się uniknąć obrażeń, bo w ostatnim momencie uskoczył przed bronią przeciwnika. Szybko wykonał atak, pozbawiając strażnika przytomności. Przyjaciel Aklorii dobrze radził sobie z unicestwianiem sługusów, chociaż przy kolejnym z nich, poczuł jak zaczynają się pod nim uginać nogi. Walkę przerwała mu Akloria, która falą energii przycisnęła strażników do ziemi.
- Zabierz stąd Kylara i Av! Teraz! - krzyknęła na tyle głośno, żeby jej głos mógł przedrzeć się przez bitewny hałas.
     Tekin bez zastanowienia ruszył w ich stronę. Mnisi leżeli na okrągłym żłobieniu, trzymając się za ręce. Przyjaciel Aklorii skupił się głównie na jej bracie, który był cały blady i zakrwawiony. Mężczyzna szybko zlokalizował miejsce, z którego ciągle wypływała czerwona posoka. Odrywając kawałek materiału z własnej koszuli, starał się zatamować krwawienie. Upewniwszy się, czy oboje jeszcze oddychają, podniósł się i razem z nastolatkami na barkach ruszył w stronę wyjścia.
     Akloria stanęła tuż przed podnoszącą się z ziemi Wuyą i podarowała jej uśmiech, jakiego nie powstydziłby się żaden heyliński wojownik. - On umrze. Stracił za dużo krwi - szepnęła do niej Wuya i z gracją podniosła się z parkietu.  
Siostra Kylara uderzyła prosto w twarz, szydzącą z niej Wuyę.
- A więc tak chcesz to rozegrać. Niech tak będzie - powiedziała.
     Wuya nie mogła sobie pozwolić na to aby ktokolwiek uwłaczał jej królewskiej godności, więc uderzyła w przeciwniczkę zielonym błyskiem, który rzucił cień na całe pomieszczenie. Akloria nie pozostała dłużna i strzeliła purpurowymi pociskami. Niestety, każdy z nich został pochłonięty przez zielony ogień, który paląc wszystko na swojej drodze, manewrował po całej sali tronowej. Płomień powoli otaczał siostrę Kylara, uniemożliwiając jej przy tym jakąkolwiek ucieczkę. Nie przestraszona sztuczką wojowniczka, skupiła się i wypuściła z dłoni fale energii, które odgoniły ogień. Pomieszczenie zaczęło drżeć od nadmiernej ilości mocy, a na ścianach zaczęły malować się duże pęknięcia. Zdenerwowane kobiety stały na przeciw siebie, a na ich twarzach malowała się wściekłość i dozgonna nienawiść. Akloria i Wuya jednocześnie wystrzeliły potężne promienie, które zderzyły się ze sobą na środku drogi. Na łączeniu dwóch fal zaczęły lecieć fioletowe i zielone iskry, odbijając się od kamiennej posadzki. Żadna z pań nie miała zamiaru odpuścić. Obydwie starały się wydobyć z głębi siebie jak najwięcej mocy, aby pokonać przeciwniczkę. Niestety, zła królowa tej opowieści, jak na Heylin przystało, posunęła się do podstępu. Najpierw dała przeciwniczce złudną przewagę, a potem zaatakowała ją z dwa razy silniejszą mocą. Osłabiona Akloria została odrzucona aż do frontowego wejścia, gdzie spotkała Tekina, który starał się walczyć z całą armią strażników.

***
(Indy)

     - Musimy działać - powiedział Omi, kiedy znaleźliśmy się na miejscu, a Rai zajął się strażnikami po drugiej stronie. Niestety, nie wszyscy wojownicy opuścili miejsce swojej warty, więc potrzebny był plan awaryjny. - Indy - zwrócił się do mnie - rzuć czymś. Czas na małe zamieszanie.
Z uśmiechem na ustach podniosłem nieopodal leżący kamień wielkości pięści i rzuciłem w mały posążek.
     Zdezorientowani wojownicy powoli podchodzili do leżącego przedmiotu. Wzbudził on również zainteresowanie golemów, więc mogliśmy niezauważeni przemknąć się do środka budynku. Nie mogłem uwierzyć, że słudzy Wuyi są takimi kretynami.
     Ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę okna, a po pozbyciu się metalowych krat, wskoczyliśmy do środka jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Było tam mrocznie i wilgotno, a od ścian odbijały się jęki torturowanych ludzi. Najprawdopodobniej znajdowaliśmy się w jakiś lochach. Zapaliłem w lewej dłoni ledwie tlący się płomień; miał oświetlać tylko tyle, ile było nam konieczne widzieć, aby bezpiecznie dotrzeć do naszego celu. Ogień rozświetlał nam drogę, która była dość kręta i wąska. Po jakimś czasie cichego manewru między korytarzami, dotarliśmy do masywnych, drewnianych drzwi. Omi stwierdził, że z pewnością prowadzą do sali tronowej, a Tygrysi Instynkt podpowiadał mu, że właśnie tam powinniśmy się znaleźć. Obydwoje spojrzeliśmy przez niewielką szparę w drzwiach. Mimo, że widok był bardzo okrojony, udało mi się spostrzec pojedynkującą się Aklorię i Wuyę. W przedsionku sali stał Tekin, który próbował ocucić moich nieprzytomnych przyjaciół.  
- Akloria nie daje już rady - powiedziałem do kompana, kiedy zauważyłem jak siostra Kylara ponownie pada obok swojego przyjaciela. - Właściwie to mam pewien pomysł, tylko muszę pójść na wieżę, gdzie urzędują łucznicy.
- Idź, ja nie mam zamiaru dłużej czekać - powiedział i szarpiąc drzwi, wtargnął do pomieszczenia.


***


     Zdziwiona Wuya na moment przerwała pojedynek i spojrzała przez swoje lewe ramię na postać, która śmiała wtargnąć do jej sali tronowej. Wejście Omiego obudziło w Aklorii resztki nadziei i ta podnosząc się z ziemi, wykorzystała moment rozkojarzenia wiedźmy i trafiła ją jednym ze swoich fioletowych pocisków. Omi bez słowa dołączył do walczącej Aklorii i rzucił Wuyę gigantyczną falą na jedną ze ścian.
     Koło Tekina zaraz pojawił się Raimundo, który pomógł mężczyźnie zająć się nieprzytomnymi adeptami. Wiedział on jednak, że bardziej jest potrzebny podczas walki, więc zapewniwszy Tekina, że będzie się starał ochraniać zarówno jego, jak i mnichów, dołączył do brygady walczącej z Wuyą.  
- Widzę, że pojawiło się wsparcie pod postacią moich starych znajomych! - krzyknęła między zadawanymi atakami. - I tak nie dacie mi rady!
     Walka była bardzo zacięta. Dwa Smoki bez problemu, wspólnie wykonywały ataki, których nauczyły się podczas szkolenia w świątyni. Panowie dawno nie mieli okazji wspólnie walczyć, ale dzięki jedności przeciw Wuyi, przypomnieli sobie młodzieńcze lata. Mimo mniejszego doświadczenia w boju, Akloria wcale nie zostawała w tyle, za xiaolińskimi wojownikami i dzielnie atakowała Wuyę. Niestety, jak na tysiąc pięćset lat praktyki, wiedźma z łatwością, jednocześnie wykonywała zarówno uniki jak i ataki, w stronę młodych wojowników. W powietrzu świstały zielone i purpurowe iskry, oraz co rusz podnoszone przez moc wody i powietrza, losowe przedmioty. Mimo liczebnej przewagi, heylińska wiedźma nadal była na prowadzeniu.
     W tym samym czasie Indy wcielał w życie swój plan, który nie był specjalnie przemyślany. Instynkt mówił mu, że musi zdobyć luk, który prawdę mówiąc, był jego ulubionym rodzajem broni. Cicho wślizgnął się do wieży strażniczej i pozbawiając sługę przytomności, zabrał to, po co przyszedł. Naciągając cięciwę ze strzałą, zaczął skradać się do sali tronowej, gdzie właśnie sądziła się przyszłość jego i jego przyjaciół.
     Indy wrócił w miejsce gdzie rozstał się z Omim, ale drzwi do sali leżały kilka metrów dalej, wyrwane zapewne za pośrednictwem wiatru. Chłopak nie przejął się tym i delikatnie wychylił się zza futryny.
     Sytuacja w sali zrobiła się gorąca; Wuyi udało się skrępować walczących z nią wojowników i uwięzić ich w zielonym polu energii. Indy ani drgnął; wstrzymał oddech kiedy wiedźma opowiadała pokonanym wrogom co ma zamiar z nimi zrobić.
- Pokaż się, gówniarzu! Wiem, że gdzieś tam jesteś - wykrzyczała Wuya. Zdziwiony chłopak delikatnie się wychylił i kiedy zobaczył jak Raimundo skinieniem głowy daje mu znak, wyskoczył zza futryny i spokojnie odpowiedział na zaczepkę:
- Zbliża się twój koniec.
Wojownik ognia od początku wiedział co musi zrobić. Doskonale znał scenariusz rozmowy ze złymi charakterami, więc teraz postanowił nieco zmienić konwencję wszelkich opowieści o walce dobra ze złem. Wszystko działo się niby w zwolnionym tempie. Chłopak nie wiedział do czego doprowadzi jego ruch, ale był świadom, że nie może odmówić sobie tego posunięcia.
- Słyszałam to już tyle razy, że te słowa to melodia…
Wuya nie zdążyła dokończyć zdania, bo głos uwiązł w jej gardle. Uklękła i kaszląc wyjęła wbitą w jej brzuch strzałę, którą uraczył ją Indy.
- Tego się nie spodziewałaś, wiedźmo - powiedział odgarniając pojedyncze kosmyki włosów opadające na spocone czoło.
- Jesteś głupcem jeżeli myślałeś, że możesz zabić mnie w tak prymitywny sposób! - zaśmiała się wyciągając strzałę i rzuciła ją na ziemię.
     Wuya również postanowiła zmienić schemat walki i aby udowodnić swoją potęgę, zaatakowała zieloną błyskawicą, będących w przedsionku Tekina i nieprzytomnych mnichów. Widzący to mężczyzna szybko ustawił się z mieczem, aby odbić błyskawicę, a widzącej całe zajście Aklorii, łzy napłynęły do oczu. Jednak Indy poczuł, że jego wątek się jeszcze nie zakończył i mimowolnie wyciągając dłoń do przodu, poczuł od błyskawicy dziwną energię. Postanowił pójść za instynktem i stykając dłoń z elektrycznością, z łatwością wchłonął energię błyskawicy. Jego ciało przeszedł dreszcz i ponownie wyciągnąwszy rękę, wystrzelił jasnym prądem w stronę przeciwniczki. Trzask pioruna był ogromny; kiedy wojownicy odważyli się otworzyć oczy zobaczyli Wuyę leżącą pod jedną ze ścian. Każdy z jej czerwonych włosów naelektryzowany odstawał w inną stronę. Wściekła Wuya szybko podniosła się z ziemi.
- Indy Shen! Pożałujesz tego czynu! - wysyczała zmienionym głosem i jednym ruchem rąk powołała do powstania swoje kamienne sługi. Każdy z nich był dwa razy większy od golemów, z którymi wcześniej przyszło walczyć dobrej stronie. Wuya podzieliła sługi na dwie grupy; jedni mieli się zająć Indym, a inni skierowali się w stronę Tekina.
     Indy stanął do pojednyku, który z góry był skazany na klęskę. Golemów było naprawdę dużo, a jemu nie udało się powtórzyć sztuczki z błyskawicą.
      Kiedy xiaoliński mnich czuł, że zaraz polegnie, wszystko zatrzymało się w miejscu. Golemy zastygły, nie było słychać niczego oprócz śmiechu. Nie był to bynajmniej śmiech Wuyi, ale innej również czerwonowłosej postaci. Indy delikatnie odwrócił się w stronę wejścia do sali. Ujrzał śmiejącego się Jacka Spicera w towarzystwie długowłosego mężczyzny. Raimundo cicho zaklął, a Omi z przerażeniem spojrzał na przyjaciela ze swojej byłej drużyny.
- Chase! - zaczęła wiedźma, a w jej głsosie było słychać niemałe zdenerwowanie. - Miałam cię odwiedzić, kiedy tylko się czegoś dorobię!
- Nie pogrążaj się.
- Chase, nie rób tego! - zaskomlała właścicielka zamku.
Mężczyzna jedynie się zaśmiał i wypowiając słowa w starożytnym języku nakreślił w powietrzu jakiś znak.
Wuya padła na ziemię, a przyglądający się z boku wojownicy usłyszeli ciche wybuchy z drugiej strony zamku. Zielone pole energii, w którym byli uwięzieni Akloria, Raimundo i Omi znikło, a pałac zaczął się burzyć. Nieznajomy mężczyzna zniknął tak niespodziewanie jak się pojawił, a Jack Spicer wybiegł z budynku w towarzystwie pisku.
- Szybko! Musimy uciekać - krzyknęła Akloria, podbiegając do Tekina.
     Wyczerpany Indy stracił przytomność, ale Omi podtrzymał go aby nie upadł. Raimundo wziął Av na ręce, a Tekin podniósł Kylara. Wszyscy biegiem zaczęli opuszczać zamek.


KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ


______

Pojawił się, nareszcie! Nawet nie macie pojęcia jak bardzo mamy dosyć (no dobra, ja mam) tego rozdziału. Dedykujemy go sobie, bo uznaliśmy, że musieliśmy być naprawdę chorzy psychicznie, żeby go napisać. Wszystkim, którzy jeszcze tutaj są, dziękujemy za wytrwałość i przepraszamy za taką długą przerwę. Teraz będzie jeszcze dłuższa, nie martwcie się. XD Pozdrowienia od całej ekipy, życzymy Wam miłych wakacji! Tak pani Manager, interpunkcja woła o pomstę do nieba.

Przejście do Rozdziału 38 część II