sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział XLI



Poszukiwani - Kylar

     Podmuch wiatru wprawił w lot jesienne liście, pofrunęły wraz z prądem skierowanym na zachód; omijał drzewa, krzewy i inne przeszkody. Raz po raz zawracał, zabierając ze sobą kolejne liście. Ich podróż trwała aż powiew nie ustał, pozwalając im ponownie opaść na ziemię. Większość z nich znalazła się u podnóża zniszczonego wejścia masywnego budynku. Sama frontowa ściana była w ruinie, pozostał jedynie fragment i zarys bramy. Mimo to, bez problemu można było dostrzec piękno architektury. Masywne filary ozdobione falistymi żłobieniami wciąż podtrzymywały balkony. Ornamenty pokrywające ściany i sufity nadal ukazywały szlak abstrakcyjnych roślin bądź kształtów.
     Bardziej martwiącym faktem były ciała, leżące wszędzie od dość długiego czasu. Zaczęły się rozkładać i powodowały unoszący się swąd. W tym miejscu - hali wejściowej - wydarzyła się największa i najbardziej destrukcyjna walka. Gdy tylko sięgnąłem pamięcią do tych wspomnień, na nowo ujrzałem chaos i zamieszanie. Byli wojownicy Aklorii walczyli ramię w ramię z ich przywódczynią, przeciwko kamiennym golemom Wuyi. Były bezwzględne i z furią atakowały każdego, kto tylko śmiał im się sprzeciwić. Nie były to istoty inteligentne, więc tym bardziej ich główną myślą było wypełnianie swojej służby. Ostatecznie wygraliśmy bitwę, lecz byliśmy zmuszeni do ucieczki i opuszczenia pałacu.
    Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek tu wrócimy. Chodziła mi po głowie myśl: dlaczego tutaj? Jednak było to pytanie retoryczne. A gdzie indziej?
    Minąłem fundamenty wejścia i rzuciłem wzrokiem na martwych wojowników;
- Jak myślicie - zacząłem. - Oni też byli zamieszani w zdradę? - Tekin obejrzał się w moją stronę, a siostra również spojrzała na ciała.
- Prawdopodobnie byli - odparła. - Nie od samego początku, chociaż lojalnymi nie mogłam ich nazwać. Musimy sprawdzić pałac i znaleźć nienaruszone pokoje, żebyśmy mogli tu jakoś funkcjonować - zmieniła temat, ale nie zdradziła żadnych uczuć.
    Przykucnąłem przy zniszczonym golemie, a raczej jego kamiennych szczątkach. W ich środku znajdował się wygładzony kryształ, który najpewniej służył im jako ‘serce’. Jak można było się domyślić, wcześniej prawdopodobnie emanował zielonym światłem, typowym dla magii, którą posługiwała się wiedźma.
- Powinniśmy tu posprzątać… - stwierdził Tekin.
- Przynieść ci miotłę? Chociaż z gruzami możesz mieć jakiś problem - odpowiedziałem z sarkazmem w głosie.
- Chodzi mi o ciała.
- A co chcesz z nimi zrobić? - spytałem, prostując się.
- Pochowamy ich. Każdy zasługuje na porządny pochówek - Akloria potaknęła.
- Kylar, ty poszukaj dla nas bezpiecznej części, która jest zdatna do zamieszkania. - Odpowiedziałem kiwnięciem i ruszyłem w głąb pałacu.
      Przechodząc przez podniszczone korytarze przypomniała mi się moja pierwsza wizyta w tym pałacu. Był to jeszcze moment, w którym nie wiedziałem, że Akloria jest moją siostrą. Patrząc na to z perspektywy czasu, ta sytuacja wydawała mi się całkiem zabawna. Uśmiechnąłem się i utkwiłem wzrok na drewnianych drzwiach, otoczonych białym marmurem. Powoli chwyciłem klamkę i popchnąłem wejście. Znajdowała się tutaj biblioteka, której nie dane było mi wcześniej zwiedzić.
     Pokój miał kształt ośmiokąta i wznosił się na dwa piętra. Przy każdej ze ścian stały drewniane biblioteczki, ustawione bokiem do środka. Przechodząc dalej spojrzałem do góry, widząc kolorowo zdobione sklepienie i przepiękny, błyszczący srebrem żyrandol. Wszystko było skierowane w stronę centrum pomieszczenia, gdzie głównym punktem było staro wyglądające biurko. Ciemne drewno kontrastowało z jaśniejszymi częściami biblioteki. Na samym stole nie znajdowało się nic poza stertami księg, wypisanymi lub pustymi kartkami papieru, a tuż przy nich stało pióro z kałamarzem. Podszedłem do biurka i dłonią przejechałem po blacie, strącając kurz. Zapatrzyłem się w biel kartki, która z kolei przypomniała mi o bladej twarzy Av, leżącej na łóżku. Zostawiłem ją tam, nawet nie upewniając się czy przeżyje.
    Uderzyłem pięścią w biurko i pochyliłem się nad nim. Jak mogłem to zrobić? Ona mi tego nie przebaczy… o ile jeszcze żyje.
    Chciałem się jakkolwiek dowiedzieć, co się dzieje w świątyni mistrza Jao. Ponownie skupiłem swój wzrok na kartce papieru. Tym razem, bez dłuższego zastanowienia, chwyciłem czarne pióro i zamoczyłem je w atramencie. Pisałem szybko, energicznie, niestarannie. Nawet nie byłem pewien co chcę napisać, ale nie przestawałem. W końcu postawiłem ostatnią kropkę, puściłem pióro i uniosłem list do góry. Napisałem wszystko w taki sposób, żeby Av zrozumiała. Nie tłumaczyłem
mojego odejścia, ponieważ głównym powodem pisania tego listu, było spotkanie.
    Spośród wszystkich ksiąg znalazłem parę kopert, które zawierały inne listy. Jedna była pusta. Zapakowałem list i podpisałem: Do Av. Liczyłem, że jeśli nie ona, to chociaż Indy odbierze tę wiadomość i jej przekaże, lub, że to on się ze mną spotka.
Moment. Jak ja go wyślę?
- Napisałeś list? - usłyszałem głos Aklorii za swoimi plecami.
- Tak, ale… - odwróciłem się, nadal patrząc na kopertę.
- Nie masz jak go wysłać - odpowiedziała za mnie. Po chwili się uśmiechnęła. - Nie martw się. Ja to załatwię.
    Moja siostra wysunęła dłoń do przodu, a na niej pojawiła się mała, jaskrawo fioletowa kulka. Zwykła kulka, zaczęła zmieniać kształt, wyginając się i rozszerzając. Wynik przeobrażenia, przypominał dość sporej wielkości jajko, które parę sekund później zaczęło pękać. Nie mogąc odwrócić wzroku, zachwycałem się mocami, którymi władała Akloria. Na jej twarzy nadal dostrzegałem cień uśmiechu, ale i skupienie. Jajko gwałtownie pękło, a z niego wyskoczył ptak. Niezwyczajny, magiczny. Lśnił purpurowym światłem, a sam wydawał się przeźroczysty. Śpiewał wesoło, ruszając swoim łebkiem w każdą stronę.
- To… to jest po prostu niesamowite - wydusiłem z siebie, nadal patrząc z niedowierzaniem.
- Sama jestem trochę zaskoczona. Moja ostatnia próba zakończyła się stworzeniem chomika, który podpalił włosy Tekinowi - zaśmiała się. - Znajdzie Av i zaniesie jej ten list. Możesz mi zaufać.
    Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i przekazałem ptakowi list, który natychmiast przechwycił i wyfrunął przez otwarte okno. Jeszcze przez parę chwil obserwowałem niebo i fioletowy punkt na nim, który kierował się w stronę świątyni mistrza Jao, dokładnie tam gdzie była Av.


*


     Tuż za pałacem znajdował się ogromny i dziki ogród, zawierający roślinność wszelkiej maści. Znajdujące się tu drzewa i krzewy można było nazwać pikusiem w porównaniu do szalejącej tu matki natury. Zwyczajny bluszcz, który tutaj wydawał się magiczny, rozrastał się po każdym kamieniu i pniu, sięgając aż po wysokie ściany budynku. Jego liście osiągały zbyt nienaturalny kolor, lecz nie ujmowało mu to uroku. Kwiaty mieniły się blaskiem kolorów tęczy i szeroko otwierały swoje płatki do jesiennego słońca. Jednakże przez cały czas pozostawała tutaj polana, pełna bujnej trawy, której nie powstydziłby się skosić żaden ogrodnik.
    Znajdował się tu dosyć szeroki strumyk, który spokojnie płynął wzdłuż ogrodu. Od razu gdy w nim stanąłem, wyczułem jego obecność. Świadomość, że woda jest tuż przy mnie zazwyczaj mnie uspokajała. Sięgałem często w jej głąb, szukając źródła i ujścia, jakim tym razem okazało się morze, znajdujące się tuż przy świątyni Mistrza Jao. Prawdą było, że pałac Aklorii znajdował się o wiele bliżej tej świątyni, niż tej należącej do Mistrza Funga. Szybkim krokiem, dotarcie tam zajęłoby parę godzin.
     Podszedłem jeszcze bliżej, stając tuż nad strumieniem. Jego chlupotanie stało się jeszcze wyraźniejsze, tak samo jak i moje powiązanie z nim. Powolnym gestem ruszyłem wodę w przeciwnym kierunku, a ona posłuchała. Następnie ruszyła do góry, cały czas kierując się moimi ruchami. Skupiłem się tylko na niej, starając się kompletnie wyciszyć. Formowałem ją w najróżniejsze kształty, raz za razem zwiększając tępo. Refleks i płynność była bardzo ważna w panowaniu nad tym żywiołem. Woda wzburza się powoli, niczym fala zbierająca się by uderzyć w brzeg. Każdy krok musi więc zostać wykonany starannie i płynnie. Nierówne szarpnięcia, bądź zawahania mogą spowodować utratę kontroli. Zastanawiałem się nad każdą lekcją, której udzielił mi Mistrz Fung… i Akloria, która chciała przeprosić mnie za poprzedni incydent z brakiem panowania. Nauczyła mnie wielu przydatnych sztuczek. Jednak zamrażanie samego siebie - nie należało do najłatwiejszych i nie potrafiłbym nad tym zapanować. Wolałbym nie przegapić kolejnego Końca Świata.
     Zamarłem, kiedy poczułem delikatne drganie wody w pobliżu. Nie przerywając treningu, zwróciłem uwagę na kolejne drgania. Dochodziły one znad strumienia po drugiej stronie. Przypominały one ciche i powolne stąpanie po mokrej trawie. Byłem pewien, że ktoś tam stoi i bez wątpienia nie ma dobrych zamiarów. Gdy tylko wyczułem gwałtowniejsze drgnięcie, przeciągnąłem wodę dookoła siebie i zatrzymując tuż przed sobą - zamroziłem. W lodowej tarczy tkwiła strzała, a raczej bełt, który służył jako amunicja do kuszy. Znałem tylko jedną osobę, która z takowej korzystała.
     Łowca.
     Podrzuciłem strumień do góry i woda trysnęła we wszystkie strony. W tym czasie wskoczyłem szybko za najbliższą osłonę, jaką mogłem znaleźć. Pień drzewa nie był szeroki, ale wystarczający, żeby zasłonić moje ciało. Usłyszałem jak następny pocisk wbija się w drzewo, które stało się moją tarczą.
- Widzę, że Jack nie ma co robić ze swoimi sługusami! - zawołałem, powoli i lekko wychylając głowę. Ujrzałem tylko szybki ruch i schowałem się ponownie, unikając kolejnego bełtu. Przez chwilę czekałem tak w ciszy.
- Spicer? Nie pracuję już dla tego błazna. Preferuję znaleźć sobie lepszą i dobrze płatną robotę.
     Och, to wspaniale! Czy zabicie nastolatka jest w stanie utrzymać cię na resztę życia? Może sam skorzystam! Prychnąłem pod nosem i wyskoczyłem zza osłony, chroniąc swoje ciało wodną barierą. Mogłem zza niej spostrzec mężczyznę. Łowca stał teraz niedaleko ode mnie i był wystarczająco blisko strumienia. Odrzuciłem tarczę, ryzykując tym samym, że zostanę trafiony, ale wszystko zależało od jak najszybszego działania. Ze strumienia wystrzeliłem prąd wody, który wytrącił mojemu przeciwnikowi broń. Na jego twarzy pojawił się grymas, który… najprawdopodobniej oznaczał gniew. Uśmiechnąłem się nerwowo.
     Łowca teraz bez wahania ruszył przed siebie, rozpędzając się coraz bardziej z każdym krokiem. Lekko zbity z tropu, zacząłem ostrzeliwać wroga wodnymi pociskami, jednak mężczyzna postanowił się nimi zupełnie nie przejmować. Uderzały go prosto w głowę i inne części ciała, ale na tym to się kończyło. Niewzruszony pędził na mnie, niczym rozwścieczony byk. W ostatniej chwili wzniosłem wodną barierę, która niestety nie miała szans wytrzymać tego uderzenia. Jego siła rzuciła mną parę metrów dalej. Stęknąłem, próbując wstać, ale Łowca był już tuż przy mnie. Chwycił mnie za koszulkę, podnosząc mnie do góry. Próbując się uwolnić z uchwytu zdążyłem spostrzec lekki uśmieszek na jego twarzy. Po chwili po prostu mnie puścił, ale zanim zdążyłem upaść, poczułem ponowne uderzenie i wylądowałem na plecach. Znowu. Tym razem Łowca stanął tuż nade mną i położył swoją nogę na mojej klatce piersiowej, boleśnie przyciskając mnie do ziemi. Jego grymas przeobraził się w złośliwy uśmieszek. Pochylił się jeszcze niżej, podpierając się o swoje kolano, naciskając na moje ciało jeszcze bardziej. Wydusiłem z siebie stłumiony jęk, który był spowodowany trudnościami z oddychaniem. Nie byłem w stanie zaczerpnąć głębokiego wdechu.
- Najwidoczniej myśliwy złapał swojego zajączka - zadrwił.
- Kogo nazywasz zajączkiem… - odparłem, próbując z wszelkich sił podnieść nogę mężczyzny, która najwyraźniej ważyła więcej niż dorosła świnia.
     Łowca wyprostował się na chwilę i wyciągnął zza pasa mały toporek. Wyglądał na bardzo dobrze zaostrzony. Zaniepokojony, wzdrygnąłem się na jego widok.
- Pozostało pytanie - rzekł i uniósł broń nieco wyżej, jakby w geście triumfu. - Czy chcę moją zdobycz żywą czy martwą? - stęknąłem, ponownie próbując podnieść ciężar, tym razem, żeby złapać trochę powietrza i odpowiedzieć.
- Jeśli… jesteś kimś, kto poluje na ludzi, żeby ich zjeść… Raczej nie przydam ci się żywy. - Łowca uniósł kącik ust do góry. - Aczkolwiek domyślając się, że powód jest inny. Chciałbym rozpocząć negocjacje.
     Kiedy mój przeciwnik głośno się roześmiał, położyłem lewą dłoń na trawie, powoli przyciągając do siebie wodę ze strumienia. Brnęła między kępami traw i unikała napotkanych kamieni, próbując do mnie dotrzeć.
- Jest mi niezmiernie przykro, ale wystarczająco zdążyłeś mnie zirytować, żeby darować ci życie. Nie jestem ugodowym człowiekiem - uśmiechnął się i machnął toporkiem.
     W ostatniej chwili z wody uformowałem lodowy sztylet, który bez zastanowienia wbiłem w łydkę Łowcy. Wytrąciłem go z równowagi i odepchnąłem na bok, a ostrze jego broni musnęło moje ramię, pozostawiając malutkie cięcie. Syknąłem i wstając ponownie zaatakowałem wroga, tym razem udało mu się zablokować, a ja sam oberwałem pięścią w twarz. Upadłszy kolejny raz na ziemię, tym razem o wiele szybciej, odwróciłem się w stronę Łowcy i skierowałem strumień wody prosto w niego. Siła uderzenia rzuciła nim o drzewo, do którego momentalnie przylgnął, przez otaczający go lód. Widząc jego zaangażowanie by się uwolnić, dodałem kolejną warstwę - dla pewności.
     Po minięciu dobrej minuty, w końcu uspokoiłem oddech i bicie serca. Wstałem chwytając się za obolałą pierś, w którą niedawno wbijał mi swój but. Stanąłem naprzeciwko niego i głęboko westchnąłem.
- Skoro nie pracujesz dla Spicera, to dla kogo? - spytałem, masując tym samym obolałe ramię. Nieźle mnie potłukł swoim ogromnym cielskiem.
- Uważaj, bo jeszcze ci powiem - odparł z arogancją.
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć? Co w tym takiego trudnego?
     Łowca przez chwilę siedział cicho, kiedy robiłem się jeszcze bardziej zaintrygowany. Cierpliwie czekałem na odpowiedź, chociaż nie wiedziałem jakiej mogę się spodziewać. Do głowy nie przychodziły mi praktycznie żadne osoby, które mogłyby chcieć mojej śmierci. Wątpiłem bowiem w jakąkolwiek ingerencję Wuyi bądź Jacka w tej sprawie. To musiał być ktoś inny.
- Powód jest w miarę oczywisty, dlatego, jak twoja inteligentna główka się nie domyśla, powiem ci - odpowiedział po dłuższej ciszy, starając się mnie sprowokować, bądź wyprowadzić z równowagi. - Ktoś wyznaczył cenę za ciebie i twoją starszą siostrzyczkę. Ot cała prawda.
    Teraz tym bardziej byłem zaintrygowany, nie wiedząc kim jest owa osoba. I dlaczego pozbycie się mnie i Aklorii jest dla kogoś takie ważne.
- Kto? - spytałem.
- Nie wiem - odparł równie szybko.
- Jak to nie wiesz? - podniosłem lekko ton.
- Po prostu. Nie znam osoby, która chce waszej śmierci, ale znam sporo osób, które planują zamach na wasze życie, tak jak ja - wytłumaczył.
- Och - bąknąłem.
     Po chwili zastanowienia ruszyłem z powrotem do pałacu Aklorii, jednak głośne domagania się Łowcy nakazały mi się zatrzymać;
- Ej?! Nie możesz mnie tu tak zostawić! Radzę ci mnie wypuścić gnojku! - krzyczał, próbując odwrócić głowę w moją stronę. Westchnąłem głęboko i odwróciłem się.
- Próbowałeś mnie zabić, a teraz prosisz o pomoc? - spytałem zdziwiony.
- Ostrzegam cię. Jeśli ze mną…
- Już z tobą zadarłem - przerwałem mu i machnąłem ręką. Lód w parę sekund zmienił swój stan, uniosłem wodną bańkę nad powierzchnię mokrej twarzy, po czym powoli przeniosłem ją na drugą stronę ogrodu. Tym samym pozbywając się uporczywego insekta jakim był Łowca.
     Gdy tylko otworzyłem tylne wejście, ujrzałem moją siostrę rzucającą jakimś mężczyzną o ścianę. Zastałem ich obu walczących z jakąś grupką ludzi, ubranych w skórę.
- O! Widzę, że też otrzymaliście komitet powitalny! - zawołałem, po czym uchyliłem się nad nadlatującym krzesłem, które uderzyło z hukiem o ścianę.
- Nie spodziewałam się aż tylu gości! - odkrzyknęła mi, uderzając niską kobietę w twarz.
- Coś szczególnego mnie ominęło? - spytałem.
- Niezbyt - odparł tym razem Tekin, który walczył kawałek dalej i pozbawił właśnie przytomności kolejnych dwóch napastników. - Może dowiedziałeś się, dlaczego mamy taki zaszczyt ich gościć?
- Ktoś wyznaczył za nas nagrodę. Tylko tyle wiem.
     Akloria pokonała ostatniego przeciwnika i odwróciła się w moją stronę. Odetchnęła z ulgą i rozciągnęła się. Podeszła bliżej, przy okazji poprawiając potargane włosy.
- Widzę, że jesteś cały - stwierdziła z troską.
- Lekko poturbowany, to wszystko. Akloria pozwolisz, że zniknę wam na jeden dzień?
- Co masz na myśli? - spytała, pochylając się lekko nad szkodami, które sami wyrządzili.
- Spotkanie z Av. Muszę… Chcę się z nią zobaczyć. Mimo wszystko. Jeśli się wybudziła, muszę jej wszystko sprostować - odparłem, tłumacząc moje zamiary. Siostra zastanowiła się na chwilę i odparła z uśmiechem;
- I tak do niej pójdziesz, choćbym ci nie pozwoliła. Uważaj tylko na siebie. - Przytuliła mnie i oddaliła się w stronę Tekina.

     Dziękuję. Av, niedługo się zobaczymy.
_______________________________________________________________________

Hej! No i w końcu się doczekaliście, tym razem mniej niż dwa i pół miesiąca! Jak mogliście zauważyć, spokój dla naszych bohaterów nie mógł na długo pozostać. Kylar, tym razem poza świątynią, i tak wpada w tarapaty. Wątek jest początkiem do wprowadzenia w sumie dwóch nowych postaci. Jednej znanej z kreskówki (o której już było wspomniane) a drugiej zupełnie nowej. 

10 komentarzy:

  1. Ja tam czekam na moment, w którym będziecie publikować rozdziały co tydzień :D Tak btw to dawno nie było pojedynków mistrzów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście przysięgam (reszta będzie w szoku, że to piszę) że rozdziały będą częściej. Może nie co tydzień, ale częściej.

      Usuń
    2. Pojedynki Mistrzów w naszym opowiadaniu są raczej mniej ważnym aspektem. Co prawda na początku było ich dużo więcej, a teraz ich liczba zmalała, co nie znaczy, że ich zabraknie. :D

      Usuń
  2. Nie wiem czy ja mam problem z pamięcią czy Łowca jest po prostu kimś nowym? 😂🙈 Muszę Ci powiedzieć Kylar, że twój styl pisania wszedł na wiele większy poziom od czasu, kiedy dałeś pierwszy rozdział 😊 Ciekawi mnie kto jest na tyle zintrygowany istnieniem Kylara i Aklorii, że chce ich śmierci. Czekam cierpliwie na kontynuację Twojej perspektywy, ale także innych, tylko po prostu akurat teraz mnie bardzo zaciekawił 😁 To może co tydzień i jeden dzień? 😈😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łowca pojawił się bodajże raz. Aktualnie jeeest typowym randomem (Tekin, hehe.), ale w przyszłości zagra dużo większą rolę.

      Bardzo dziękuję. ❤️ Takie komentarze naprawdę się miło czyta i angażują do dalszego działania.

      Kto czycha na życie Kylara i Aklorii? Hm. Myślę, że znasz tę postać. Jednak jakie są powody? Czy plan Aklorii skrywa coś większego, niż Kylar się spodziewa? Niedługo się dowiecie. c: Następny rozdział może dać parę odpowiedzi, ale tylko parę.

      Usuń
  3. Bardzo przyjemny rozdział. Podoba mi się to bogactwo opisów (np. o liściach) oraz ironia widoczna w kilku miejscach.
    Mamy tutaj też trzy błędy, które wywołują u mnie ból oczu XD: księg --> ksiąg, tępo --> tempo, unikała napotkanych kamieni --> unikała napotkane kamienie.
    Cieszy mnie fakt szybkiej publikacji i obietnicy (Która to już jest? XDD) systematyczności. Zabieram się teraz za tworzenie fałszywych maili w wiadomym celu XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy zawsze można popełnić! xD Co do 'tempo' to sam nie wiem czemu tak zostało. Wydawało mi się, że to akurat poprawiałem - znałem ten błąd. Też lubię ten opis liści. c:

      Usuń
    2. Najmocniej przepraszam, moja wina i nie zauważyłam!
      Ale to tępo to karygodne...

      Usuń
  4. Jeżeli macie chęci oraz czas to zapraszam do konkursu zimowego 😇 http://konkurs-ks.blogspot.com Sam biorę w nim udział, a rozgłaszam tutaj, bo być może ktoś z Was zechce sprawdzić w nim swych sił lub jakiś czytelnik 😁

    OdpowiedzUsuń