piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział XLIII


Zaginiony żywioł - Kylar


     Krople deszczu, które jeszcze przed chwilą gwałtownie spadały na nasze przemoczone ubrania, stopniowo zanikały, aż ostatnia kropla spadła na moją twarz i nie zatrzymując się - spłynęła mi po policzku, nawilżając mokry już piasek.Wiatr, który towarzyszył ulewie, przeobraził się w lekki jesienny powiew, który wprawiał włosy Av w lekkie drganie. Przyjrzałem się jej, obserwując poruszające się zielone oczy. Jej postawa sprawiała wrażenie niepewnej siebie, a mina zdradzała pewien niepokój i zmęczenie. Pomimo tego uśmiechnąłem się pod nosem. Preferowałem taki widok, niż wizji śpiącej Av. Bałem się, że mimo mojej pomocy nie obudzi się. Udało jej się przebudzić i przezwyciężyć krążącą w niej wcześniej truciznę, przez którą zapadła w śpiączkę.
     Wciąż trzymałem jej dłoń, jakbym nigdy nie zamierzał jej więcej puścić. W przeciwieństwie do moich planów. Delikatnie puściłem uścisk, a ona po chwili pozwoliła na wypuszczenie mojej dłoni. Staliśmy wpatrzeni w siebie, nie przerywając narastającej ciszy. Jedynym źródłem dźwięku było morze, które przyjemnie szumiło w uszach. Ten odgłos działał kojąco.
- Dlaczego nie mogę pójść z tobą? - spytała, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. Słońce wyróżniło jej piegi, które tylko dodawały jej jeszcze więcej urody.
- To… to niebezpieczne - odpowiedziałem, wracając myślami do słów Łowcy.
- Co masz na myśli? - zaśmiała się. - Właśnie przeżyliśmy koniec świata, a ty mówisz mi o niebezpieczeństwach.
     Nie byłem pewien czy zadrwiła z mojego stwierdzenia, czy po prostu zażartowała. Chciała wiedzieć co się dzieje, a ja nie byłem pewien co zdecydować. Mógłbym opowiedzieć jej wszystko, ale czy po tym nie chciałaby pójść ze mną jeszcze bardziej?
- Z Aklorią nie dowiedzieliśmy się wiele - zacząłem. - Oprócz faktu, że ktoś wyznaczył za nasze głowy nagrodę. - Av otworzyła oczy szerzej. - Dowiedziałem się tego wczoraj, kiedy zaatakowała nas grupa łowców nagród i Łowca. Niestety nie wiemy kto jest zleceniodawcą, ani nie znamy powodu.
- To tym bardziej nie powinniście działać na własną rękę - stwierdziła. Wiedziałem, że spróbuje mnie przekonać do powrotu. - Mistrz Fung nie…
- Mistrz Fung nie musi wiedzieć, chociaż wątpię, żeby jego uszu nie dotarła owa nowina. Ale nie to jest powodem mojego odejścia.
- W takim razie co?
- Akloria i jej plany - odparłem tajemniczo, a dziewczyna spojrzała pytająco. - Głupio to zabrzmi, ale sam ich nie znam. Szczerze to nawet nie mieliśmy czasu, żeby poważnie o nich porozmawiać. Ufam mojej siostrze i wiem, że działamy w dobrej sprawie.
     Bałem się reakcji Av. To wszystko musiało wyglądać fatalnie z jej perspektywy. O mało co nie zginęła, a jej chłopak postanawia chwilowo ją opuścić, żeby zająć się czymś, o czym nie ma bladego pojęcia. Od początku nie byłem pewien uczuć, których do mnie czuła, ale coś istniało między nami, a ja nie chciałem tego zniszczyć. Po dłuższej ciszy, tym razem to ona chwyciła mnie za dłoń i poprowadziła wzdłuż plaży. Nie wiedziałem czy powinienem kontynuować moje tłumaczenie się. Skupiłem się na spacerze, który mi zaoferowała. Wczułem się w spokój, starając się nie myśleć o innych sprawach. Oddychałem rytmicznie, co jakiś czas naciskając palcami na gładką dłoń Av. Ukradkiem zerkałem, by ujrzeć jej twarz, ale tylko kilka razy pojawił się na jej twarzy przymuszony uśmiech. Gdy dotarliśmy do końca wybrzeża, a pod naszymi stopami znalazła się trawa, a nie piasek, zatrzymaliśmy się. Usiadła przy malutkim zielonym kopczyku i poklepała ziemię obok niej. Posłusznie zająłem miejsce, a ona gwałtownym ruchem pociągnęła mnie za ramię. Teraz oboje leżeliśmy na plecach, obserwując niebo, po którym płynnie frunęły chmury.
- Zostaniesz jeszcze chwilkę? - spytała szeptem, odwracając głowę w moim kierunku. Poszedłem w jej ślady.
- Dobrze, jeszcze chwilkę - odpowiedziałem i ponownie zbliżyliśmy się ustami.
     Nie spostrzegłem kiedy zamknąłem oczy i zasnąłem. Ostatnie dni, mimo względnego spokoju, były męczące. Nie powinny. W przeciwieństwie do tego, co przeżyliśmy w zamku Wuyi, mogę spokojnie nazwać je wakacjami, urlopem.
     Poczułem ramię Av, które obejmowało mnie w pasie. Będąc jeszcze w półśnie, dotknąłem jej dłoni i uśmiechnąłem się. Czułem jej ciepło, bijące tuż za moimi plecami. Ziewnęła i przywitała się:
- Dzień dobry, śpioszku.
     Dopiero co obudzony, wydałem z siebie zduszony pomruk, po którym dziewczyna się tylko delikatnie uśmiechnęła. Obróciłem się gwałtownie i tym razem to ja objąłem ją ramieniem w talii, a nasze nosy stykały się.
- Która godzina…? - spytałem, wciąż nie otwierając oczu.
- Patrząc na słońce, które jest praktycznie nad nami… Prawdopodobnie koło południa, może troszkę wcześniej - te słowa zadziałały na mnie jak budzik.
     Błyskawicznie wstałem i otrzepałem się z ziemi. Przespaliśmy całą noc na trawie, tuż przy piaszczystej plaży. W głowie planując już powrót, zwróciłem się do Av;
- Muszę już iść. Będziemy w kontakcie - dodałem.
- Co masz na myśli mówiąc ‘w kontakcie’? - spytała, również się podnosząc.
- Masz nieodebraną pocztę. - Uśmiechnąłem się i objąłem ją na pożegnanie.
     Przez to pożegnanie czułem się źle. Znowu ją zostawiłem samą w świątyni. Może nie samą, zawsze jest tam jeszcze Indy, ale nie uspokoiło to moich wyrzutów sumienia. Odrzucając to od siebie, skupiłem się na drodze, którą tu wczoraj przyszedłem. Szedłem pomiędzy drzewami, które wydawały się znajome, więc nie zatrzymywałem się. Jeszcze trochę i powinien zakończyć się las. Ale... Pojawił się jeden malutki problem. Zgubiłem się, kiedy napotkałem parę rozwidleń leśnej ścieżki.
     Rozglądając się dookoła, próbowałem wypatrzyć znajome mi drzewa, których liście szeleściły teraz chórem. Pośród tych samych dźwięków, wyróżnił się świst powietrza, przelatujący koło mojego ucha. Kawałek za mną w ziemię została wbita strzała. Kierując się torem jej lotu, na gałęziach drzew mogłem dostrzec trzech ludzi. Ubrani w beżowe i szare stroje, zakrywali swoje twarze chustami i kapturami. W dłoniach dzierżyli długie, drewniane łuki.
- Zechcielibyście wskazać mi właściwą drogę? - spytałem, cofając się o krok. Jeden z nich naprężył cięciwę, będąc gotów,
by wystrzelić strzałę.
- Nie? To ja już pójdę - zawołałem puszczając się biegiem w gęsty las.
     Za sobą usłyszałem nadlatujące strzały. Trafiały to w pień drzewa, to wylądowały gdzieś w krzakach. Nie zatrzymywałem się. Dopóki jesteśmy pośród drzew, nie miałem z nimi większych szans. Przy mnie nie znajdowało się źródło wody, więc nie miałem możliwości walki z nimi na odległość. Liczyłem na to, że ich zgubię lub wybiegnę na bardziej otwartą przestrzeń. Nie wiedziałem kim byli ci ludzie, ale mogłem się spodziewać dodatkowych kompanów podróży, odkąd jestem poszukiwany.
     Obejrzałem się do tyłu, próbując zlokalizować mój pościg. Dostrzegłem dwójkę z nich, biegnących za mną. Jeden po lewej, drugi po prawej. Zmartwił mnie brak trzeciego łucznika. Drogę zagrodziła mi zbliżająca się skalna ściana, bez dłuższego namysłu skręciłem w prawo, gdzie znajdowało się wąskie przejście między drzewami. Przebiegając tędy, miałem większe szanse na spowolnienie pościgu. Na to wskazywało, kiedy ponownie odwróciłem wzrok. Nie cieszyłem się na długo, kiedy zauważyłem brakującego łucznika. Przeskakiwał właśnie z jednej gałęzi na drugą, zahaczając liną o kolejną. Rozhuśtał się i zanim zdążyłem zareagować poczułem jego buty i straciłem równowagę. Zarzuciło mną do tyłu, ale zamiast płaskiego podłoża, zastałem nierówne. Niekontrolowanie sturlałem się po twardej ziemi, obijając się dodatkowo o kamienie. Napotkałem upragniony koniec trasy, w postaci ogromnego stawu. Ponownie przemoczony do suchej nitki, podniosłem się i stanąłem w wodzie po kolana. Czułem jak obolałe części ciała dają się we znaki, powodując uciążliwy ból. Obecność wody pozwoliła mi się uspokoić i odetchnąć, żeby za chwilę mógł stanąć do walki z trzema przeciwnikami, którzy właśnie mnie otaczali z każdej strony. Skarpa za mną odgradzała mi drogę ucieczki, a pozostałe trzy strony blokował każdy z nich.
- Nie dacie mi spokoju, prawda? - zadałem pytanie retoryczne. Każdy z nich wycelował we mnie swoim łukiem. - Uznam to za nie.
     Gestem odepchnięcia, pchnąłem falę wody, która zaatakowała całą trójkę. Nie spodziewali się tak gwałtownego ataku i stracili równowagę. Wykorzystałem to, żeby przebiec kawałek do przodu i wyprowadzić atak na jednym z nich. Chwyciłem za jego łuk, próbując mu go wyszarpać, jednak on kurczowo się go trzymał. Chlusnąłem w niego wodą, a ten ostatecznie puścił broń. Odrzuciłem ją na bok i w momencie kiedy miałem zaatakować wręcz, uchyliłem się przed jego szarżą. Miał w dłoni jedną ze strzał, którą próbował mnie dźgnąć. Wymierzyłem kopnięcie w jego ramię, przez co stracił kolejną broń. Zerknąłem za siebie. Pozostała dwójka ponownie we mnie celowała, więc wskakując na ramiona trzeciego z nich, wzbiłem się w powietrze. W locie poczułem jak jedna ze strzał drasnęła moje ramię, z którego kapnęła krew, zabarwiając lekko wodę. Wylądowałem na brzegu stawu, odwracając się do przeciwników. Wypuścili kolejne strzały, które zablokowałem wodną ścianą. Machnąłem ręką i kolejna fala wody popłynęła na nich. Nie patrząc już na efekty mojego ataku, pobiegłem dalej przed siebie.
     Nie zdążyłem daleko przebiec, kiedy dotarły do mnie odgłosy sprintu innej osoby. Miałem wrażenie, że zaraz mnie jeden z nich dogoni, jakby biegał trzy razy szybciej niż ja. Nim się obejrzałem, potknąłem się i przewróciłem się na plecy. Tuż nade mną stał jeden z nich i błyskawicznie przyłożył mi sztylet do mojej szyi. Ciężko oddychając, starałem się nie drgnąć, by ‘przypadkiem’ łucznik nie zatopił stali swojej broni. Chwycił za swój kaptur, by zdjąć go z głowy, a chusty same opadły. Do ziemi przygwoździła mnie młoda kobieta o średniej długości, rudych włosach. Jej szare oczy przyciągnęły moją uwagę, tak samo jak piękna i gładka cera. Na moje oko nie miała więcej niż dwadzieścia parę lat. Uśmiechnęła się szeroko.
- Moi przyjaciele będą zazdrośni, że to mi udało się ciebie zatrzymać - stwierdziła, chwytając mnie za koszulę, zmuszając mnie do wstania.
     Popchnęła mnie na drzewo i nadal trzymała ostrze tuż przy mojej skórze. Podniosłem w geście powoli ręce do góry, zatrzymując je na wysokości ramion.
- Och, to nie próbowaliście mnie właśnie zabić?
- Próbowaliśmy - odpowiedziała krótko.
- Było próbować bardziej - odparłem i chwyciłem za jej ramię, nim zdążyła popchnąć sztylet dalej.
     Do jej uchwytu dołączyła druga dłoń, tak samo jak moja. Siłowaliśmy się przez chwilę, nim oboje straciliśmy równowagę. Opadłem na ziemię, podpierając się rękoma. Broń z brzękiem upadła na pobliski kamień, a kobieta już podnosiła się z ziemi. Ruszyłem w jej ślady i odepchnąłem ją kopnięciem, ale ta nie wzruszyła się. Zaatakowała mnie wręcz, a ja parowałem każdy jej cios. Zdecydowanie była szybsza i zwinniejsza ode mnie. Rozproszył ją jednak szelest zza jej pleców, który wykorzystałem i odskoczyłem na bok. Tym razem biegnąc jeszcze szybciej niż wcześniej, uciekałem od pozostawionych z tyłu przeciwników. Kobieta zaskoczyła mnie tym, że nie kwapiła się do kontynuowania pościgu. Przebiegając wystarczająco wiele metrów, by czuć się bezpieczny, zwolniłem. Nie przestawałem jednak iść.
     Wędrowałem po uliczce małego miasteczka. Ludzie przepychali się, trącając mnie co chwila barkami. Nie reagowałem. Zbyt zmęczony i poturbowany zwyczajnie nie miałem na to sił i energii. Odkąd uciekłem rudej kobiecie i dwóm innym łucznikom nie zatrzymałem się. Nie ścigali mnie, ale nie odczuwałem bezpieczeństwa. Przetarłem zmęczone oczy, które zamykały się wbrew mojej woli. Kolorowe budynki  i drewniane stragany przestały mnie otaczać, tak samo jak i ludzie, którzy zerkali na moje zabrudzone i nie do końca suche ubranie. Tłum został w tyle i teraz byłem jednym z nielicznych, którzy tutaj spacerowali. Chciałem odpocząć, usiąść chociaż na chwilę. Skierowałem się w stronę granicy miasteczka zakończonego stromym urwiskiem. Oparłem się o jedno z drzew rosnących tuż przy krawędzi. Usiadłem i zamknąłem oczy, starając nie myśleć o dalszej drodze.
     Otworzyłem je, gdy w ciszy rozległy się kroki. Ciche stąpnięcia po trawie. Skupiając się na dźwięku, domyśliłem, że ktoś się do mnie zbliża. Stanął jednak w miejscu i przez parę chwil nie słyszałem kolejnych kroków. Obejrzałem się w inną stronę, gdzie teraz siedział inny chłopak. Na oko był w moim wieku; miał lekko potargane, blond włosy. Miał na sobie zwyczajną bluzę, spod której rysowały się mięśnie. Porównując je do moich - na pewno wiele mi brakowało. A jednak pomimo postury sprawiał wrażenie spokojnego. Z ciekawości podniosłem się, opierając się ramieniem o pień drzewa. Wtedy otworzył oczy i ujrzałem błękit, który aż zabłysnął. Stanął na równe nogi i przyglądał się mnie. Rozprostował ramiona, aż usłyszałem pstrykające kości. Uśmiechnął się pod nosem. Miałem wrażenie, że to nie skończy się najlepiej.
     Usłyszałem pękające skały i grunt pod moimi nogami zaczął osuwać się po skarpie. Cóż, miałem rację. Wyskoczyłem szybko, chwytając się gałęzi drzewa, które teraz trzymały tylko wystające korzenie. Wylądowałem miękko na trawie. Stanąłem teraz naprzeciwko chłopaka. Jego twarz zmieniła grymas, który prawdopodobnie oznaczał szydzenie ze mnie. Upewniłem się, że pobliski zbiornik wody będzie zdatny. Odetchnąłem z ulgą i stawiając pierwszy krok, skierowałem się w jego stronę. Nastolatek postanowił zareagować i wzniósł ramiona do góry, a ziemią potrząsnęło. Następnie wskazał na mnie i spostrzegłem głaz lecący w moją stronę.
     Odskoczyłem na bok; głaz uderzył z hukiem w ziemię. Spojrzałem na niego, nie ukrywając zaskoczenia, które ogarnęło mnie w całości. Co on właśnie zrobił…?
- Kim ty jesteś?! - spytałem.
- Brett - odpowiedział. Jego głos nie był niski, ani wysoki. Pomimo tonu i zachowania, nadal wydawał mi się spokojny. - Tyle powinno ci wystarczyć zanim cię zabiję.
     Kolejny głaz poleciał w moją stronę. Tym razem wytrąciłem go z toru lotu potężnym strumieniem wody, którą przywołałem z pobliskiego stawu. Brett uniósł nieznacznie brew do góry.
- Władasz ziemią - stwierdziłem, nie wierząc w swoje słowa.
- Gratuluję spostrzegawczości - odparł z ironią.
- Miałeś…
- Być po tej słabszej stronie? - Poruszył nogą, wprawiając podłoże w ruch.
     Fałda ziemi ‘wbiegła’ pode mnie, wyrzucając mnie w powietrze. Upadłem twardo na plecy. Syknąłem z bólu, przeciągając się na ziemi. Podparłem się, a Brett zbliżał się powoli w moją stronę. Tego mu nie daruję. Przyciągnąłem do siebie wodę i skierowałem ją przed siebie. Mój przeciwnik zdołał zablokować strumień skalną ścianą. Zaatakowałem ponownie, tym samym ruchem, ale ściana po prostu przemieściła się w stronę nadlatującej wody. Zmieniłem szybko jej tor i tym razem trafiła w Bretta. Odrzuciła go do tyłu i uderzył plecami o drzewo. Wyglądał na nieco zdenerwowanego. Obejrzał się dookoła, a ja zrobiłem to samo.
     Pojawiła się mała grupka gapiów, którzy obserwowali pojedynek. Wszyscy wyglądali na zszokowanych i jednocześnie zaintrygowanych. Na twarzy Bretta pojawił się uśmiech, który nie zwiastował niczego dobrego. Szybkim ruchem skierował kamienie w stronę ludzi. Gwałtownie wytrąciłem wodę ze stawu, żeby w ostatniej chwili uratować obserwujących. Fala wzniosła się ku górze, stopniowo zamarzając, zatrzymując kamień za kamieniem, dopóki ostatni nie uderzył i z hukiem nie rozbił lodowej przeszkody. Kryształki lodu opadły i ponownie się stopiły. Nikt nie ucierpiał, ale nie zdążyłem nawet odetchnąć z ulgą, kiedy poczułem miażdżący cios z boku. Ponownie upadłem, a mój wzrok stał się niewyraźny. Próbowałem się otrząsnąć, ale zbyt bardzo kręciło mi się w głowie. Nie wiedziałem nawet czym dostałem, ale wątpiłem, żeby to było tak ciężkie do odgadnięcia.
     Ktoś, a raczej Brett, chwycił mnie za koszulkę i lekko podciągnął do góry. Skupiłem się na osobie, która mnie trzymała i jego niebieskie oczy stały się wyraźne. Uderzył mnie z pięści w twarz, wciąż trzymając mnie za ubranie, a błękit ponownie stał się zamazany. Po raz drugi poczułem uderzenie i wyplułem krew, która zebrała mi się w ustach od rozciętej wargi. Brett zamachnął się już trzeci raz, ale trzeciego uderzenia nie było. Poczułem tylko jak moja głowa dotyka ziemi.
     Nie miałem pojęcia ile zajęło mi czasu, żeby zacząć odbierać wszelkie komunikaty, które jakiś mężczyzna mi przekazywał. Patrzył na mnie, czasami potrząsając. Wyglądał na przejętego całą sytuacją, ale w końcu usłyszałem jego głos:
- Obudź się! Słyszysz? - wołał do mnie, chociaż byłem tuż przy nim.
- Co… co się stało? - spytałem, łapiąc się za głowę. Przetarłem również moją własną krew z twarzy.
     Usiadłem, żeby rozejrzeć się dookoła. Cały czas byłem na skraju miasteczka, tuż przy drzewie. Obok mnie klęczał mężczyzna, który teraz się uśmiechnął. Rozpoznałem w nim jednego z gapiów. Przypomniałem sobie o moim pojedynku z Brettem i spojrzałem przed siebie. Leżał kawałek dalej.
- Ten blondyn by cię zabił - powiedział. - A ty nas uratowałeś.
- Pomogłeś mi - wydusiłem z siebie. Mężczyzna się lekko zaśmiał.
- Był tak pochłonięty atakowaniem ciebie, że nie zauważył, kiedy go ogłuszyłem.
      Brett był po prostu nieprzytomny. Co oznaczało, że jak tylko się obudzi, czekała mnie powtórka z rozrywki. Podniosłem się gwałtownie, pomimo tego, że mężczyzna chciał mnie powstrzymać. Zakręciło mi się w głowie, a moje poturbowane ciało dało o sobie znać. Musiałem wrócić do pałacu mojej siostry.

- Zostawcie go tu i odejdźcie - nakazałem i nie czekając na odpowiedź i zacząłem odchodzić. - Dziękuję - dodałem.

Kolejny rozdział za nami! Ten na pewno da się we znaki Kylarowi :> Część zagadki, dotyczącej osoby, władającej ziemią, została rozwiązana. Teraz wystarczy tylko połączyć fakty... :D

7 komentarzy:

  1. Czy Brett jest po stronie heylinu? Fajnie że się wreszcie pojawił :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś czuję, że ta kobieta ala "Łowca" będzie miała swoje 5 minut, choć mogę się mylić 🙈 Ej no, co tak często Kylar dostaje po twarzy? 😂 I ogólnie wpierdziel xD Hmm według mnie nawet w lesie miał on "zbiorniki", z których mógł pobrać wodę, ale to może Omi później go o tym uświadomi 😀 Czemu Brett zaczął z nim walkę? Być może Kylar jakoś na niego źle spojrzał? Bo jeśli nie to chyba szuka on bójki na każdym kroku xd Wracając do Bretta.. Ciekawi mnie jak skończy on po stronie Xiaolinu, czy będzie to coś bardzo ważnego czy też zupełnie odwrotnie. Tak w ogóle, kiedy będą rozdawane nagrody czy coś za konkurs? Bo 21 miejsce na tyle uczestników to wielkie wyróżnienie, które według mnie wymaga nagrodzenia 😄 Czekam na następne rozdziały!
    P.S. W poniedziałek zaczynają Ci się ferie, wiesz co to oznacza? 😂😈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, miło, że pytasz o konkurs i śledisz go :D Ostateczne wyniki są 27 lutego, więc jeszcze miesiąc muszę poczekać.

      Co do tej kobiety... Hm. Masz dobre przeczucie. Niby postać, która nic nie wnosi do fabuły, a jednak coś może się pojawić.

      Co do Bretta... Pozostawię odpowiedź jego autorowi. xD Raczej nie odpisze dzisiaj, ale go poinformuję! :D

      Usuń
    2. Już mam ferie. XD Ale oficjalnie od poniedziałku. Tak wiem co to oznacza! :D

      Usuń
  3. Coś byś zrobił, jakbyś spotkał kogoś niewartego z przeciwnej strony? Powiedzmy, że nie na każdym kroku szukam sprzeczki, ale za to na każdym kroku trzeba pokazać kto kim jest. A co do strony. No po tej słabszej stronie nie stoi. ;)

    OdpowiedzUsuń