Zaszczyt - Indy
Mimo, że byliśmy pośrodku katastrofy związanej z końcem świata, zacząłem dostrzegać pozytywne treści w tych wszystkich wydarzeniach. Gdyby nie to, że Wuya zachciała zaatakować miejsce gdzie się uczyliśmy, nigdy nie spotkałbym jego. Mojego wzoru do naśladowania, mojego idola. Tyle słyszałem o poprzedniej czwórce i miałem nadzieję kiedyś ją spotkać. Nie sądziłem, że ten potężny i sławny wojownik jest tak blisko mnie.
- Ty jesteś mnichem Omim? - zapytałem głosem wręcz przepełnionym ciekawością. Wewnętrznie odczuwałem ogromną ekscytacje, ale lata treningów sprawiły, że nie miałem problemów z ukryciem wszystkich wewnętrznych odczuć.
- Masz rację, to ja - uśmiechnął się drapiąc po swojej łysej głowie. - Ale kim jesteś ty i co robisz w moim domu?
- Tak jak ty kiedyś, szkolę się na Smoka, ale musiałem szybko opuścić świątynię. Kilka godzin temu zostaliśmy zaatakowani przez Wuyę i jej kamienne stwory. Nie miałem innego wyjścia - tłumaczyłem się ze stoickim spokojem.
- Wuya znowu się pojawiła? To niemożliwe! Przecież ją pokonaliśmy! - Widać było, że Omi się zaniepokoił. Zignorował też fakt, że jestem przypadkowym obcym, który trafił do miejsca, w którym mieszkał Smok Wody. Usiadł obok mnie na kanapie i patrząc w przestrzeń, poprosił:
- Opowiedz mi, co się teraz dzieje w świątyni.
- No to wypadałoby zacząć od początku. Pozwól, że Ci się przedstawię. - Zacząłem dość teatralnie. - Nazywam się Indy Shen i wielkim dla mnie zaszczytem jest, że mogłem cię poznać - powiedziałem, a ten uśmiechnął się do mnie i skinieniem dłoni przekazał abym kontynuował. - Pochodzę z pewnej chińskiej wioski, która przed laty została spalona przez naszego władcę. Wszyscy ludzie, którzy mnie otaczali zginęli, a ja musiałem uciekać by się ocalić. Na szczęście udało mi się przeżyć, co widać, - nie mogłem się powstrzymać i zachichotałem - ale przez długi czas wędrowałem i nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Wreszcie dotarłem do świątyni gdzie rozpoczęłem szkolenie. Zostałem przyjęty na ucznia i razem z Kylarem i Av założyliśmy drużynę. - Omi uważnie słuchał każdego wypowiedzianegi przeze mnie słowa. Starałem się dostrzec czy go nie zanudzam, ale nie dostrzegłem żadnych wskazujących na to objawów. - Idąc w ślady poprzedniej, wielkiej czwórki, uczymy się panować nad siłami żywiołów. Av jest jedyną dziewczyną i uczy się posługiwać wiatrem, natomiast Kylar uczy się panowania nad wodą, tak jak ty. Mnie przypadła władza nad ogniem. Ciekawą sprawą jest fakt, że w naszej grupie nie mamy czwartego wojownika, który władałby ziemią. Mistrz Fung nie chce nam powiedzieć, dlaczego nie ma z nami czwartego wojownika.
- Ty jesteś mnichem Omim? - zapytałem głosem wręcz przepełnionym ciekawością. Wewnętrznie odczuwałem ogromną ekscytacje, ale lata treningów sprawiły, że nie miałem problemów z ukryciem wszystkich wewnętrznych odczuć.
- Masz rację, to ja - uśmiechnął się drapiąc po swojej łysej głowie. - Ale kim jesteś ty i co robisz w moim domu?
- Tak jak ty kiedyś, szkolę się na Smoka, ale musiałem szybko opuścić świątynię. Kilka godzin temu zostaliśmy zaatakowani przez Wuyę i jej kamienne stwory. Nie miałem innego wyjścia - tłumaczyłem się ze stoickim spokojem.
- Wuya znowu się pojawiła? To niemożliwe! Przecież ją pokonaliśmy! - Widać było, że Omi się zaniepokoił. Zignorował też fakt, że jestem przypadkowym obcym, który trafił do miejsca, w którym mieszkał Smok Wody. Usiadł obok mnie na kanapie i patrząc w przestrzeń, poprosił:
- Opowiedz mi, co się teraz dzieje w świątyni.
- No to wypadałoby zacząć od początku. Pozwól, że Ci się przedstawię. - Zacząłem dość teatralnie. - Nazywam się Indy Shen i wielkim dla mnie zaszczytem jest, że mogłem cię poznać - powiedziałem, a ten uśmiechnął się do mnie i skinieniem dłoni przekazał abym kontynuował. - Pochodzę z pewnej chińskiej wioski, która przed laty została spalona przez naszego władcę. Wszyscy ludzie, którzy mnie otaczali zginęli, a ja musiałem uciekać by się ocalić. Na szczęście udało mi się przeżyć, co widać, - nie mogłem się powstrzymać i zachichotałem - ale przez długi czas wędrowałem i nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Wreszcie dotarłem do świątyni gdzie rozpoczęłem szkolenie. Zostałem przyjęty na ucznia i razem z Kylarem i Av założyliśmy drużynę. - Omi uważnie słuchał każdego wypowiedzianegi przeze mnie słowa. Starałem się dostrzec czy go nie zanudzam, ale nie dostrzegłem żadnych wskazujących na to objawów. - Idąc w ślady poprzedniej, wielkiej czwórki, uczymy się panować nad siłami żywiołów. Av jest jedyną dziewczyną i uczy się posługiwać wiatrem, natomiast Kylar uczy się panowania nad wodą, tak jak ty. Mnie przypadła władza nad ogniem. Ciekawą sprawą jest fakt, że w naszej grupie nie mamy czwartego wojownika, który władałby ziemią. Mistrz Fung nie chce nam powiedzieć, dlaczego nie ma z nami czwartego wojownika.
- A co z przeciwnikami? Z kim mieliście do czynienia?
- Najpierw poznaliśmy Jacka Spicera, którego na pewno pamiętasz i z nim toczymy ciągłe spory o Shen Gong Wu. Poznaliśmy też czarownicę Wuyę, która niedawno znów odzyskała ciało i zaczęła snuć kolejne plany na podbój świata.
- Gdzie są teraz twoi przyjaciele?
- Av i Kylar zostali aby walczyć, a ja uciekłem i bardzo tego żałuję. Może nie mieliśmy idealnych relacji, ale w końcu są moimi jedynymi przyjaciółmi. A teraz Bóg jeden wie co się z nimi dzieje - wszystko powiedziałem jednym tchem, bez żadnych emocj w głosie. Jestem pewien, że moje słowa brzmiały bardzo sztucznie. - Po kilku godzinach ucieczki znalazłem twoją chatkę i wszedłem do niej, bo musiałem odpocząć. Wybacz, że wtargnąłem na twoją prywatność, ale myślałem że dom jest opuszczony. - Tymi słowami skończyłem swoją opowieść.
-Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłem ci pomóc, Indy - powiedział Omi bez żadnego zbędnego komentarza dotyczącego mojej historii.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach. Po kilku minutach mój ciekawy wszystkiego towarzysz przerwał ciszę.
- Wspominałeś coś o Mistrzu Fungu... Szkoli was?
- Dokładnie tak. Ma już swoje lata, ale w całej świątyni nie ma osoby mądrzejszej od niego.
- Jeżeli to on się wami zajmuje to z pewnością staniecie tak potężni jak ja! To znaczy my! - powiedział i nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju. - A co z Dojo? - zmienił temat.
- Dojo… On trzyma się całkiem dobrze, jak na smoka - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Opowiedz mi może trochę o swoich przyjaciołach, o tej dziewczynie najpierw - zagaił. Nie byłem przyzwyczajony do długich rozmów z kimkolwiek, ale widziałem jak Omi z przyjemnością chłonie każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Domyśliłem się, że doskwierał mu brak towarzystwa.
- Av… - zamyśliłem się przez chwilę. - Nie dość, że jest opryskliwa i ma cięty język, to nieźle potrafi przywalić kiedy się ją zdenerwuje. Umie walczyć, trzeba przyznać, chociaż ma problemy ze swoim żywiołem. W wolnym czasie lubię ją denerwować - powiedziałem i zachichotałem przypominając sobie naszą ostatnią kłótnię.
- A Kylar? Jak walczy? - spytał mój niski przyjaciel. Z pewnością go to interesowało, bo Kylar miał taki sam żywioł co on.
-Wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie, ale on jest po przejściach. Ostatnio zachowuje się dość dziwnie, ale widać, że nieźle idzie mu panowanie nad wodą. A tak to zawsze wszystkim chce pomóc i widać, że przykłada się do szukania Shen Gong Wu. Tak ogólnie to dobry z niego kumpel - podsumowałem, a Omi się do mnie uśmiechnął. Domyśliłem się, że chciałby podtrzymać rozmowę, ale brakowało mu pytań, dlatego licząc, że Smok Wody mnie zrozumie, zacząłem kolejny temat.
- Mam jeszcze jedną dziwną sprawę, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że bardzo dziwną. Jest związana z niejakim Billem...
- Delboa?! Billem Delboa? - przerwał mi z przerażeniem w oczach. - Gdy uciekłem od wszystkich poznałem właśnie jego - powiedział podniesionym głosem.
- Nie sądziłem, że możesz mieć z nim coś wspólnego. Porozmawiajmy o nim, może będziesz w stanie mi pomóc - z nadzieją spojrzałem w jego małe oczy, a ten z grobową miną kiwnął głową.
Wtajemniczenie Omiego we wszystkie sprawy związane z tym szatańskim trójkątem zajęło trochę czasu. Wszystko było dość skomplikowane, ale wydawało się, że Omi jest takim samym intelektualistą co ja i wszystko z łatwością zrozumiał.
- No to mamy poważny problem przyjacielu… - Omi opuszkiem kciuka pogłaskał swoją brodę. - Tylko jak go teraz rozwiązać?
- Może byśmy wrócili do świątyni i spróbowali poszukać jakichś śladów? - zapytałem.
- Nie mamy szans we dwoje - słusznie stwierdził. - Masa przebrzydłych golemów i wojowników tej wiedźmy. Co z Mistrzem Fungiem? Mógłby nam pomóc?
- Nie mam pojęcia gdzie się udał, ale Wuya z pewnością wysłała za nim list gończy.
- Ciężka sprawa… Najpierw coś zjedzmy i zastanówmy się co robić - zaproponował Chińczyk.
- Naturalnie - odparłem z uśmiechem. Mój żołądek już dawno zdążył zapomnieć o zjedzonej rybie.
Bardzo miło nam się rozmawiało. Omi nie zadawał żadnych zbędnych pytań na temat Billa i nie doszukiwał się niczego, co chciałbym ukryć. Odkryłem, że jesteśmy tacy sami i oznajmiłem mu to przy śniadaniu. Śmialiśmy się z tego pijąc bawarkę. Po posiłku zaczęliśmy rozmawiać o naszych zdolnościach. Mimo tego, że nasze żywioły były przeciwstawne, dostałem kilka cennych rad dotyczących walki.
Jedną z form wspólnego spędzania czasu było przygotowywanie się do nieuniknionej walki poprzez medytację. Kiedy raz siedzieliśmy tak do późnego wieczora, z transu wyprowadził nas grzmot, który uderzył niedaleko domku Omiego. Szybko udaliśmy się przed dom. Widok otoczenia w zielonej poświacie sprawił, że od razu wiedzieliśmy co należy zrobić.
- No to co przyjacielu, ruszamy w drogę - powiedział Omi.
- Tak jest, ruszamy - odpowiedziałem.
- Najpierw poznaliśmy Jacka Spicera, którego na pewno pamiętasz i z nim toczymy ciągłe spory o Shen Gong Wu. Poznaliśmy też czarownicę Wuyę, która niedawno znów odzyskała ciało i zaczęła snuć kolejne plany na podbój świata.
- Gdzie są teraz twoi przyjaciele?
- Av i Kylar zostali aby walczyć, a ja uciekłem i bardzo tego żałuję. Może nie mieliśmy idealnych relacji, ale w końcu są moimi jedynymi przyjaciółmi. A teraz Bóg jeden wie co się z nimi dzieje - wszystko powiedziałem jednym tchem, bez żadnych emocj w głosie. Jestem pewien, że moje słowa brzmiały bardzo sztucznie. - Po kilku godzinach ucieczki znalazłem twoją chatkę i wszedłem do niej, bo musiałem odpocząć. Wybacz, że wtargnąłem na twoją prywatność, ale myślałem że dom jest opuszczony. - Tymi słowami skończyłem swoją opowieść.
-Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłem ci pomóc, Indy - powiedział Omi bez żadnego zbędnego komentarza dotyczącego mojej historii.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach. Po kilku minutach mój ciekawy wszystkiego towarzysz przerwał ciszę.
- Wspominałeś coś o Mistrzu Fungu... Szkoli was?
- Dokładnie tak. Ma już swoje lata, ale w całej świątyni nie ma osoby mądrzejszej od niego.
- Jeżeli to on się wami zajmuje to z pewnością staniecie tak potężni jak ja! To znaczy my! - powiedział i nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju. - A co z Dojo? - zmienił temat.
- Dojo… On trzyma się całkiem dobrze, jak na smoka - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Opowiedz mi może trochę o swoich przyjaciołach, o tej dziewczynie najpierw - zagaił. Nie byłem przyzwyczajony do długich rozmów z kimkolwiek, ale widziałem jak Omi z przyjemnością chłonie każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Domyśliłem się, że doskwierał mu brak towarzystwa.
- Av… - zamyśliłem się przez chwilę. - Nie dość, że jest opryskliwa i ma cięty język, to nieźle potrafi przywalić kiedy się ją zdenerwuje. Umie walczyć, trzeba przyznać, chociaż ma problemy ze swoim żywiołem. W wolnym czasie lubię ją denerwować - powiedziałem i zachichotałem przypominając sobie naszą ostatnią kłótnię.
- A Kylar? Jak walczy? - spytał mój niski przyjaciel. Z pewnością go to interesowało, bo Kylar miał taki sam żywioł co on.
-Wszyscy jesteśmy na tym samym poziomie, ale on jest po przejściach. Ostatnio zachowuje się dość dziwnie, ale widać, że nieźle idzie mu panowanie nad wodą. A tak to zawsze wszystkim chce pomóc i widać, że przykłada się do szukania Shen Gong Wu. Tak ogólnie to dobry z niego kumpel - podsumowałem, a Omi się do mnie uśmiechnął. Domyśliłem się, że chciałby podtrzymać rozmowę, ale brakowało mu pytań, dlatego licząc, że Smok Wody mnie zrozumie, zacząłem kolejny temat.
- Mam jeszcze jedną dziwną sprawę, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że bardzo dziwną. Jest związana z niejakim Billem...
- Delboa?! Billem Delboa? - przerwał mi z przerażeniem w oczach. - Gdy uciekłem od wszystkich poznałem właśnie jego - powiedział podniesionym głosem.
- Nie sądziłem, że możesz mieć z nim coś wspólnego. Porozmawiajmy o nim, może będziesz w stanie mi pomóc - z nadzieją spojrzałem w jego małe oczy, a ten z grobową miną kiwnął głową.
Wtajemniczenie Omiego we wszystkie sprawy związane z tym szatańskim trójkątem zajęło trochę czasu. Wszystko było dość skomplikowane, ale wydawało się, że Omi jest takim samym intelektualistą co ja i wszystko z łatwością zrozumiał.
- No to mamy poważny problem przyjacielu… - Omi opuszkiem kciuka pogłaskał swoją brodę. - Tylko jak go teraz rozwiązać?
- Może byśmy wrócili do świątyni i spróbowali poszukać jakichś śladów? - zapytałem.
- Nie mamy szans we dwoje - słusznie stwierdził. - Masa przebrzydłych golemów i wojowników tej wiedźmy. Co z Mistrzem Fungiem? Mógłby nam pomóc?
- Nie mam pojęcia gdzie się udał, ale Wuya z pewnością wysłała za nim list gończy.
- Ciężka sprawa… Najpierw coś zjedzmy i zastanówmy się co robić - zaproponował Chińczyk.
- Naturalnie - odparłem z uśmiechem. Mój żołądek już dawno zdążył zapomnieć o zjedzonej rybie.
Bardzo miło nam się rozmawiało. Omi nie zadawał żadnych zbędnych pytań na temat Billa i nie doszukiwał się niczego, co chciałbym ukryć. Odkryłem, że jesteśmy tacy sami i oznajmiłem mu to przy śniadaniu. Śmialiśmy się z tego pijąc bawarkę. Po posiłku zaczęliśmy rozmawiać o naszych zdolnościach. Mimo tego, że nasze żywioły były przeciwstawne, dostałem kilka cennych rad dotyczących walki.
Jedną z form wspólnego spędzania czasu było przygotowywanie się do nieuniknionej walki poprzez medytację. Kiedy raz siedzieliśmy tak do późnego wieczora, z transu wyprowadził nas grzmot, który uderzył niedaleko domku Omiego. Szybko udaliśmy się przed dom. Widok otoczenia w zielonej poświacie sprawił, że od razu wiedzieliśmy co należy zrobić.
- No to co przyjacielu, ruszamy w drogę - powiedział Omi.
- Tak jest, ruszamy - odpowiedziałem.
Ruszyliśmy prosto w ogromną, zieloną burzę.
______
Indy spotkał bratnią duszę i razem idą siać zamęt w zamęcie końca świata...:)