czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział XXXII

A ten z pogardą wiał mi w oczy - Av


    - Moje rzeczy! - krzyknęłam do tych obrzydliwych  kreatur kiedy były zajęte niszczeniem naszych pokoi. Rzuciliśmy się w ich stronę. Przecież Indy nadal był u siebie! Co jak nic nie usłyszał?! - myślałam.
Wszędzie panował chaos, a świątynia już prawie była zrównana z ziemią. Potworów Wuyi przybywało, a my nie umieliśmy się przed nimi bronić. Gdy byliśmy już blisko pokoju Indiego, mój towarzysz potknął się o wystającą z ziemi część byłej świątyni.
- Kylar!
Gdy tylko chciałam zawrócić żeby mu pomóc, skalny potwór rzucił mną w drugą stronę. W tym samym czasie kolejna część świątyni wybuchła. Wszystko otuliło się ogniem. Poczułam straszny ból na przedramieniu, ale nie miałam czasu się tym zainteresować. Cały czas liczyłam, że odnajdę kolegów.
- Kylar! Indy! - nieudolnie wołałam jednocześnie kaszląc.
Kiedy rozwiałam dym, cudem uniknęłam zmiażdżenia przez potwory. Spoglądając za siebie zauważyłam walkę między golemami a mnichami ze świątyni. Szybko odwróciłam głowę i zaczęłam uciekać tak jak kazał Mistrz. Cały czas wołałam przyjaciół. Strasznie się o nich martwiłam. Chciałabym chociaż wiedzieć czy żyją.
    Biegłam przed siebie nie odczuwając zmęczenia. Adrenalina utrzymywała mnie przy życiu. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam. Nikogo za mną nie było, ale w oddali szalała ogromna burza. Ruszyłam przed siebie, ale już nie biegłam. Zimny deszcz moczył mi szatę. Spojrzałam na swoje przedramię. Byłam poparzona, a w stroju była wypalona dziura. Gdy tylko zwróciłam uwagę na zranienie, te zaczęło piec jeszcze bardziej. Na szczęście deszcz ochładzał mi skórę. Sięgnęłam do kieszeni aby sprawdzić czy nie mam czegoś przydatnego. Załamałam się gdy znalazłam jedynie przemoczony pamiętnik Kimiko i kilka monet. Liczyłam chociaż na zapalniczkę.
    Po kilku godzinach wędrówki w deszczu zauważyłam dym wydobywający się zza drzew. Zaciekawiona ruszyłam w jego stronę i znalazłam się w centrum jakiegoś miasteczka. Dzieciaki w kaloszach skakały przez kałuże, a rodzice siedzieli pod parasolami. Cóż za sielanka. Wokół stało kilka straganów. Nie przejmujący się deszczem sprzedawcy zachęcali mnie do obejrzenia towarów. Wiedziałam, że nie mam za dużo pieniędzy i starczyłoby mi tylko na jabłko, które było jednym z owoców jakie uwielbiałam. Zauważyłam fontannę stojącą w centrum. Podeszłam do niej i przejrzałam się. Na twarzy miałam kilka szram i krew, która nie należała do mnie. Postanowiłam jak najszybciej odejść z miasta i przestać straszyć ludzi. Musiałam znaleźć jakieś wysokie drzewo, na którym bezpiecznie mogłabym spędzić noc.
    Idąc uliczką zastanawiałam się jak najszybciej i najbezpieczniej skontaktować się z Kylarem i Indym. Brutalne zderzenie z mężczyzną, który znikąd stanął mi na drodze sprawiło, że wylądowałam tyłkiem w sporej kałuży.
- Przepraszam - powiedział nieznajomy odgarniając z oczu oklapnięte przez deszcz ciemne włosy. Spojrzał na mnie, a w jego zielonych oczach czaiło się zaskoczenie.
- Patrz gdzie chodzisz co? - warknęłam. Przez te wszystkie wydarzenia nie byłam w najlepszym humorze. Mężczyzna wyciągnął rękę aby pomóc mi wstać. Trafiło mnie kilka kropel, które zostały strącone ze skórzanej kurtki przez gwałtowny ruch. Nie przyjęłam pomocy, podniosłam się i odeszłam bez słowa.
- Niezłe wdzianko! - krzyknął za mną.
Miałam ochotę wrócić się i dać mu w twarz ale zrezygnowałam. To wdzianko, jak nazwałeś, przeszło więcej niż ty w całym swoim życiu - pomyślałam.
    Wyszłam z miasta i skierowałam się w stronę lasu. Wreszcie przestało padać, ale nadal było zimno. W powietrzu dało się czuć jesień; dni robiły się coraz krótsze. Niebo poszarzało, a gęsta mgła pokryła ziemię. Westchnęłam, wspięłam się na drzewo i ułożyłam się na gałęziach. Próbowałam zasnąć, ale za każdym razem gdy zamykałam oczy widziałam zburzoną świątynię i martwych mnichów. Do tego oparzenie i liczne otarcia dały się we znaki. Może być gorzej?
Nagle poczułam silny powiew wiatru. Powietrze strąciło mnie z drzewa. Nie zdążyłam się ustawić i upadłam na kostkę. O proszę! Jednak może być gorzej.
Wstałam z trawy i podeszłam do drzewa. Z każdym krokiem, kostka niemiłosiernie bolała. Zaczęłam się rozglądać. Wiedziałam, że ten podmuch nie był naturalny. Musiał to zrobić ktoś kto ma kontrolę nad wiatrem, lub ktoś kto ma...
- OSTRZE ZAWIERUCHY!
Potężny podmuch wiatru przyszpilił mnie do drzewa tak, że nie mogłam nawet ruszyć nadgarstkiem. Zza mgły wynurzyła się postać Jacka Spicera, dzierżącego Shen Gong Wu wiatru. No tak, może być nawet tysiąc razy gorzej. Na szczęście ten czerwonowłosy idiota trzymał miecz tak, że mogłam mówić i ruszać głową.
- No i zobacz Avuś, znowu się spotykamy! - zachichotał mi prosto w twarz, a okropny odór wydobywający się z jego ust sprawiał, że łzawiły mi oczy.
- Spieprzaj, nie mów tak do mnie!
-Ależ po co te nerwy. - Podszedł bliżej - Wuya powiedziała, że chce cię żywą. Ciekawe, czy gdy z tobą skończy, pozwoli mi cię zachować jako nagrodę za posłuszeństwo...
- Odsuń się ode mnie! A tak poza tym mam małą radę, myj się idioto a nie perfumuj, bo to nie działa! - od okropnego zapachu poczułam ciarki na całym ciele. A może to od tego co powiedział?
- Twój cięty język można wykorzystać w zupełnie inny sposób...
Pierwszy raz w życiu byłam przerażona tym, co mówił do mnie Jack Spicer. Oprawca przysunął się bliżej mnie. Przygwożdżona przez swój własny żywioł, który bezczelnie śmiał mi się w twarz, czułam się całkowicie bezradna.
- Nie słyszałeś jak mówiła żebyś się od niej odsunął? - usłyszałam głos dobiegający zza drzewa. Wiatr trzymający mnie w uwięzi ustał, bo Spicer odwrócił się w stronę głosu.
Padłam na ziemię. Byłam przerażona i było mi niedobrze.
- Kto tu jest? - spytał Spicer już z mniejszą pewnością siebie w głosie.
- A ja jestem.
Zza drzew wyszedł wysoki mężczyzna z twarzą zakrytą kapturem.
- Ostrze Zawieruchy! - mój oprawca postanowił zaatakować przybysza. Próbowałam szybko zregenerować energię aby pomóc nieznajomemu. Wiedziałam, że przybysz na pewno nie znał możliwości przedmiotu, który trzymał Spicer. Wtedy zdarzyło się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Mężczyzna uniósł się w powietrze i wiatrem kilka razy silniejszym niż miecz przewrócił przeciwnika. Z gracją wylądował na ziemi i podszedł do leżącego Spicera. Chwycił miecz i nie patrząc rzucił w moją stronę. Złapałam go bez problemu; znowu było lekkie jak chmura.
- Co, Spicer, tym razem bez swoich robocików? - spytał mężczyzna. Byłam tak zdziwiona, że nie zdołałam wykrztusić słowa. Kim ten człowiek jest i skąd zna tego idiotę?!
Nieznajomy podniósł przydupasa Wuyi, który wyglądał na równie zdziwionego jak ja. - A ty nadal, kretynie, w tym samym miejscu - powiedział do niego po czym uderzył go pięścią tak, że wylądował kilka metrów dalej. Jack nadal miał minę w stylu mnie siedzącej na fizyce kilka lat temu. - Umiesz skakać Spicer, prawda? - spytał podchodząc do czerwonowłosego, który miał podbite oko. Ten, nie wiedząc co ma zrobić kiwnął głową. - Więc wypierdalaj w podskokach i pozdrów ode mnie te tysiącpięćsetletnią wiedźmę!
Spicer zaczął uciekać tak, że się za nim kurzyło. Nieznajomy podszedł do mnie i podał mi rękę. Wstałam i oparłam się o drzewo.
- O proszę! Tym razem skorzystałaś z pomocy.
Zignorowałam uwagę.
- Kim jesteś? - spytałam zdziwiona.
Mężczyzna zdjął kaptur. Ujrzałam tego samego typa na którego natknęłam się w mieście.
- Ach gdzie moje maniery. Nazywam się Raimundo Pedrosa.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przede mną stała żywa legenda i jeden z głównych bohaterów dziennika napisanego przez Kimiko.
- Przepraszam pana za wydarzenia w mieście. Mogłam nie reagować tak ostro.
- Hej, mów mi po prostu po imieniu, bądź Rai. Jak wolisz. I spokojnie, nic się nie stało, rozumiem cię.
Oszołomiona kiwnęłam głową.
- Jak się nazywasz i co, że tak powiem, cię przywiało w to miejsce? - spytał obdarzając mnie ciepłym uśmiechem.
- Mam na imię Av, a to, że tu jestem jest tylko i wyłącznie sprawą końca świata wywołanego przez Wuyę.
- Kolejny koniec świata? Jeeeny...
Nagle zrobiło mi się niesamowicie słabo. Usiadłam na trawie kurczowo chwytając się drzewa.
- Wszystko w porządku? - spytał potrząsając moim ramieniem.
Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć.

______

Dnia 5 lutego ma urodziny moja kochana współlokatorka Marcelina, którą z miłością nazywamy naszą panią Menadżer. Razem z całą ekipą składamy jej najlepsze życzenia i dedykujemy ten rozdział. Wszystkiego najlepszego! ❤️

12 komentarzy:

  1. Fajny rozdział jak zawsze. Wkońcu perspektywa Av. Czekam na kolejny next. Pozdrawiam i weny wam życzę XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Yes XD Raimundo! Haha no to miła niespodzianka :D też mam dziś urodziny (przypadek?) i taki rozdział to świetny prezent. Hm.. Raimundo i Av pasują do siebie :) Jak zaczną razem walczyć to zrobi się przeklinająco wyluzonawana parka. Hah pozdrawiam z francji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musi być przeznaczenia Gosia!

      Usuń
    2. Takiego obrotu spraw się pod żadnym względem nie spodziewałam! :D
      Wszystkiego najlepszego Gosiu od całej naszej drużyny!
      A co do treści komentarza...
      Rai i Av? Niezły parring. XD

      Usuń
  3. Tematycznie - ten rozdział jest jak tort urodzinowy.
    Spodziewasz się go, wiesz kiedy będzie, a mama już kilkaset razy mówiła Ci, z czym będzie. Mimo tego, gdy wreszcie możesz zatopić w nim swoje zęby to mimowolnie się cieszysz. Błędów nie znalazłam żadnych.
    Zabawną sprawą jest spokój w obliczu końca świata (jabłka ♡). Miło spotkać Raia. Tym razem rozdział zasłużył na pochwałę.
    9/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pani Menadżer! :* Chociaż taki 'tort' był smaczny! Bo nawet kupną muffinkę ze świeczką potrafię spieprzyć... XD

      Usuń
  4. Aaa Av kocham cie ty moja Złośnico <3 niby taka wredna a jednak lojalna i kochana <3 super rozdział :D ~Misia

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna seria. Dawno nie czytałem czegoś równie dobrego. Kylar, dzięki za zachęcenie do zapoznania się z treścią XDD Pozdrawiam wszystkich :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy :D My też dziękujemy i pozdrawiamy! XD

      Usuń
  6. Pytanko. Bo jest już o 34 notce a 33 jeszcze nie ma :\ to będzie dzisiaj na walentyni?
    A propo wesołych walentynek XD [chociaż te 3 godziny...]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziłam, że ktoś patrzy na te informacje. XD Wystąpiły drobne problemy techniczne, ale już powinno być w porządku. Rozdział będzie lada chwila. :*

      Usuń