piątek, 19 lutego 2016

Rozdział XXXIV


Posępny wiatr na strunach burzy w sercu gra... - Av Obudziły mnie promienie padające na moją twarz; z trudem otworzyłam oczy. Z miłą chęcią pospałabym jeszcze trochę, ale wiedziałam, że i tak nie uda mi się ponownie zasnąć. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przejechałam wzrokiem po pokoju. W kącie stał mały stolik ze zwiędniętymi już kwiatami, a na przeciwko był mały telewizorek, zza którego wystawała błękitna rękojeść jakiegoś miecza. Drewniane ściany były pokryte beżową farbą, co sprawiało wrażenie, że dom był solidny. Leżałam na starej, ale czystej kanapie, okryta dość grubym kocem. W powietrzu unosił się świeży i przyjemny dla nosa zapach. Próbowałam przypomnieć sobie wydarzenia z wczorajszego dnia. Wraz z bólem głowy docierały do mnie wszystkie wspomnienia. Kylar, Indy, zburzona świątynia, Wuya, potwory, Spicer z mieczem i... Raimundo. - Już nie śpisz? - spytał mężczyzna wchodząc do pokoju z kubkiem zielonej herbaty. Podał mi napój, przysunął krzesło i usiadł na przeciwko mnie. - Dziękuję za pomoc i przepraszam za kłopot. Zaraz mnie tu nie będzie - wyrecytowałam jednocześnie się odkrywając. Poparzone przedramię zostało podrażnione przez potarcie materiału. - Chyba oszalałaś. Czuję się w obowiązku ci pomóc. - To pozbądź się tego uczucia. Dam sobie radę. - Mhm... - Skrzyżował ręce. - przepraszam, że przeszkodziłem ci w pokonaniu Jacka Spicera. Spuściłam wzrok gapiąc się w dywan. - Dobra, już dobra. Na razie cię stąd nie wypuszczę, musisz wydobrzeć - powiedział. - Właściwie to dlaczego chcesz mi pomagać? - Bo to przeze mnie Wuya odzyskała ciało po raz pierwszy i już raz ją pokonałem. - Tak naprawdę to ten koniec świata jest z mojej winy. To ja zabrałam Kylara do Aklorii... i wtedy Spicer dorwał lustro. - Kogo do kogo? Naszą rozmowę przerwał jakiś brzydki zapach pochodzący z sąsiedniego pomieszczenia. - Czy coś się przypala? - Cholera, mleko! Szybko wstał i udał się pędem do kuchni. Podniosłam się i wyjrzałam zza futryny. Rai szybko wstawił garnek do zlewu i otworzył okno, aby dym szybciej opuścił pomieszczenie. - Dlaczego go nie wywiejesz? - spytałam siadając do stolika. Ten wziął oddech i bez żadnego wysiłku, jednym ruchem palca wypędził dym z domu. - Czasem zapominam o przeszłości - odpowiedział bez żadnych uczuć w głosie. Po chwili zwrócił się do mnie. - Weź prysznic, przyda ci się. - Jego usta ułożyły się w dość wredny uśmiech. - Na pralce leżą czyste ubrania dla ciebie, a ja w tym czasie przygotuję coś innego na śniadanie. Wiedziałam, że nie ma sensu się z nim kłócić, bo był tak samo uparty jak ja. Weszłam do pomieszczenia wskazanego przez mężczyznę i spojrzałam w lustro. Brudna i zakrwawiona twarz, posklejane włosy, podkrążone oczy. Wyglądałam jak swój cień, ale przynajmniej byłam bezpieczna. Z kieszeni wystawał mi notes Kimiko. Mimowolnie chwyciłam go w dłonie i zaczęłam kartkować. Nie przeczytałam z niego dużo. Japonka bardzo lubiła rozpisywać się na wszystkie tematy. Przydałyby mi się jakieś informacje o Wuyi. Nie ma tu żadnej opcji ,,wyszukaj’’ Zainteresowały mnie słowa zapisane na marginesie. Obok nich był dość niedbale namalowany zawijas. ,,A ten znak mieli wszystkie jej sługi. Ciekawe czy Rai ma coś podobnego na karku’’ To, że mężczyzna robiący w tym momencie śniadanie, zdradził kilka razy, wiedziałam od Mistrza Funga, ale o tym znaku nie słyszałam. Zdecydowałam, że jeżeli nie zapomnę, spytam się o niego, bo każda informacja była na wagę złota. Wzięłam szybki prysznic, który był chwilowym wybawieniem od bólu. Umyłam posklejane włosy i ubrałam się w ubrania przygotowane przez Raimunda. Biała koszula i czarne spodnie sprawiały, że wyglądałam schludnie i elegancko. Do tego wszystkiego otuliłam się grubym, szarym swetrem. Dostałam nawet buty, które były dość masywne. Na pralce znalazłam jeszcze szeroki biały pas z czymś w rodzaju kabury na miecz. Szybko wsunęłam go w szlufki i wyszłam z łazienki. Zaczęłam się zastanawiać skąd Rai ma wszystkie te rzeczy, przecież wydaje się, że mieszka tu sam. Zdecydowałam jednak, że nie będę pytać. Jedliśmy kanapki z dżemem i piliśmy gorzką kawę. Czułam się dużo lepiej po tym prysznicu. - Opowiesz mi jak to się wszystko zdarzyło? - spytał Smok Wiatru biorąc łyk kawy. Odłożyłam bułkę na talerz. - Od czego mam zacząć? - No, najlepiej to od początku. - To dość długa i zawiła historia. - Postaram się zrozumieć - uśmiechnął się. - Ja, Kylar i Indy rozpoczęliśmy szkolenie na smoków ognia, wiatru i wody. - A gdzie jest ziemia? - przerwał zdziwiony. - Nie mam pojęcia, naprawdę. - Wzruszyłam ramionami. - Mistrz Fung nie chce nam powiedzieć. - Mistrz Fung was szkoli?! A mówił, że przez naszą drużynę nie weźmie już żadnych młodych uczniów pod opiekę… - Oj, nie przejmuj się. - Machnęłam ręką. - Teraz też tak mówi - zaśmiałam się. - Jeszcze jedno pytanie a potem już kontynuuj. Władasz ogniem jak Kimiko? - Nie. Mój jest wiatr. Nad ogniem panuje Indy, a Kylar ma wodę. - O proszę, koleżanka po fachu. - Na to wygląda - uśmiechnęłam się do niego. - No ale dalej, w wielkim skrócie. Myśleliśmy, że Akloria jest naszym wrogiem. Ta nauczyła Kylara panować nad lodem i ten omal nie zamarzł na śmierć. Wzięłam go do niej i tam się ,,trochę'' - ruchem palców pokazałam cudzysłów - posprzeczałyśmy. Wtedy Akloria w nerwach przyznała się, że Kylar jest jej bratem no i on zamienił się w bryłę lodu. Wtedy przyleciał Spicer na tych swoich śmigłach i zażądał wszystkich Wu jego siostry. Nie miała wyboru… To wszystko działo się tak szybko i pod presją, a Wuya dostała to co chciała. Zdołałyśmy uratować Kylara, a następnego ranka na niebie pojawiła się zielona burza, którą chyba w miarę łatwo spostrzec… - Rzuciłam wzrokiem przez okno na pociemniałe niebo. - Niedługo potem nastąpił atak potworów Wuyi, które zrównały świątynię z ziemią. Podczas ucieczki golemy nas rozdzieliły. Do teraz nie mam pojęcia co się dzieje z moimi przyjaciółmi. Bardzo się o nich martwię, bo mogli nie mieć tyle szczęścia co ja - spojrzałam na niego pełna wdzięczności. - Spokojnie, na pewno sobie poradzili. Znajdziemy ich. Jak tylko wyzdrowiejesz, wyruszymy żeby ich znaleźć. Nie uspokoiłam się ani trochę. - Teraz ja mam pytanie. - Słucham. - Na jego twarzy dało się zauważyć ciekawość. - Wczoraj przy walce z Jackiem wzniosłeś się w powietrze. Samej udało mi się to tylko kilka razy i nie wiem od czego to zależy. - Zauważyłem, że masz szarfę adepta. Mistrz Fung z tobą tego nie przerabiał? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Zaraz po awansie zaczęło się wiele wydarzeń i nie umiemy nic z tego stopnia. - Serio? Ten człowiek rzeczywiście się starzeje - mruknął do siebie. - O figurze czterech smoków pewnie wam nawet nie wspomniał. W sumie, to i tak nie miałoby sensu, skoro jest was tylko trzech. - Raimundo się zamyślił i na chwilę zapanowała cisza. - Zbieraj się - rzucił wycierając usta i wstając z krzesła. - Gdzie idziemy? - spytałam zaskoczona. Wziął z wieszaka skórzaną kurtkę i szybko ją na siebie narzucił. Zniknął w głębi korytarza i razem z odgłosem otwieranych drzwi usłyszałam: - Na trening, moja droga! Mimo, że kostka dalej bolała, wiedziałam, że ten trening będzie ważnym doświadczeniem. Już od dawna szukałam kogoś, kto pomoże mi zrozumieć wiatr. A kto zrobi to lepiej niż Raimundo Byliśmy przed domem. Szybko zaplotłam włosy i rozejrzałam się. Rai mieszkał na wysokim wzgórzu i miał widok na miasto, w którym wczoraj byłam. Usiadł po turecku na przeciwko przepaści i ruchem dłoni zachęcił mnie bym spoczęła obok niego. Delikatnie uklękłam. Nie wiedziałam co planuje. - Jak myślisz co mogłabyś robić jako smok wiatru? Zupełnie zdziwił mnie tym pytaniem. - No nie wiem... latać? Zaśmiał się. - Prawda, ale to już przy stopniu Wudai. Nie odpowiedziałam. Rai kontynuował wykład. Czułam się jak studentka i miałam ochotę robić notatki. - Powietrze jest wszędzie, a ty będziesz mogła robić z nim wszystko, na co będziesz miała ochotę. Kontrolować pogodę, rozwiewać chmury, tworzyć kataklizmy, przenosić przedmioty, łamać drzewa... wszystko. Wiatr jest naprawdę pięknym i potrzebnym zjawiskiem, ale jest bardziej niebezpieczny od pożaru czy powodzi, bo je można zatrzymać w mniejszym lub większym stopniu. Tornada nie zatrzyma żaden zwykły śmiertelnik, a ty będziesz to umieć. Patrzałam na niego z szeroko otwartymi oczyma. Nie miałam bladego pojęcia o tym wszystkim. - Żaden smok nie otrzymał swojego żywiołu przypadkiem. Każdy wojownik ma cechy charakteru wyjaśniające jego przyporządkowanie. Rozgryzłem to dopiero jakieś kilka lat temu. Oczywiście nie chcę tu faworyzować powietrza, ale gdybym wiedział to co wiem teraz i właśnie Mistrz Fung oznajmiłby mi, że mam wiatr, otworzyłbym porządną whiskey i zaczął świętować. - No przecież nim władasz - prychnęłam. - Wiesz o co mi chodzi. Gdybym nie opuścił świątyni wiedziałbym o nim więcej. - Opuściłeś świątynię? - spytałam zdziwiona. - Tak, zaraz po tym jak zostałem przywódcą, ale nie o tym teraz. Wstań i zamknij oczy. Wypełniłam jego polecenie. - Co czujesz? Co słyszysz? - Czuję twój zapach i dym. Słyszę szumiące drzewa. - Otwórz oczy. To wszystko rozchodzi się w powietrzu - zaczął tłumaczyć. - Zapachy i dźwięki. Jeżeli się skupisz, będziesz potrafić wyczuć obecność innych. Usłyszeć ich oddechy i poczuć zapachy. Spróbuj. Zamknęłam oczy i starałam się skierować myśli wokół tego o czym mówił Raimundo. Nie mogłam tego zrobić. Rozpraszała mnie ciągła wizja konających Indiego, Kylara, Mistrza Funga, Doja i mnichów. - Nie potrafię, jestem zbyt zdenerwowana. - Wycisz się. - Każde słowo Raia ukazywało go jako mądrego i utalentowanego nauczyciela. Przeczyło to wszystkim opiniom jakie o nim słyszałam lub czytałam w pamiętniku Kimiko. Z pewnością mienił się od czasów szkolenia w świątyni.   Ponownie zamknęłam oczy i usłyszałam trzask łamanej butem gałęzi. Poczułam zapach krwi. - Czy to... - Tak, ja też to poczułem. - Oboje w sekundę wstaliśmy na równe nogi przygotowując się do możliwej walki. Zza drzew wyszło kilku mężczyzn. Każdy z nich miał przy sobie broń. Sam ich wygląd mówił o tym, że potrafią walczyć i są niebezpieczni. - Spokojnie, mamy pokojowe zamiary - powiedział jeden z nich, unosząc ręce w geście uspokojenia nas. - Czego chcecie? - spytał Raimundo dość opryskliwie, ale było widać, że się rozluźnił. - Przyszliśmy po nią - odezwał się kolejny i wskazał na mnie. - Jesteśmy wojownikami Aklorii. Przysłała nas abyśmy cię odnaleźli. - Niby po co? - Żeby wam pomóc. Kylar już z nią jest - odezwał się trzeci. Serce podskoczyło mi do gardła na wieść o tym, że Kylar jest bezpieczny. Jeszcze tylko Indy... - Dlaczego mam wam ufać? - spytałam niepewnie chcąc zatuszować częściową ulgę jaką odczułam. Kolejny z nich wyciągnął granatową szarfę z kieszeni. Była brudna i podarta, ale oprócz krwi czułam jeszcze jeden zapach. Jego zapach. Nie miałam wątpliwości, że należała do niego. - Skąd to macie? - spytałam marszcząc brwi. - Dostał nowe ubranie i dał nam tę szarfę wiedząc, że nie będziesz chciała nam zaufać. - To ma sens. Odwróciłam się w stronę Raia i powiedziałam: - Na mnie już pora. - Jesteś pewna, że możesz im ufać? - spytał patrząc mi głęboko w oczy. - Mają jego szarfę. Znam jego zapach. - Chodź za mną - powiedział kierując się do mieszkania. Kazał poczekać mi w kuchni. Wrócił po kilku sekundach trzymając Ostrze Zawieruchy w dłoniach. - Na samym początku chciałem je zatrzymać, bo przypomina mi dawne czasy w świątyni, ale kiedy usłyszałem, że twoim żywiołem jest wiatr, poczułem, że nie należy już do mnie. Do tego widzę, że zaprzyjaźniłaś się z moim paskiem, więc nie będę wchodzić wam w drogę - powiedział z uśmiechem, a ja się zawstydziłam. - Proszę. - Wczepił Wu do kabury. - Dziękuję ci za wszystko. Nie masz pojęcia jak bardzo mi pomogłeś. - Proszę cię Av, uważaj na siebie. Na pewno się jeszcze spotkamy - powiedział, uroczo wypowiadając moje imię z brazylijskim akcentem. Mocno uścisnęłam go na pożegnanie. - Możemy ruszać - zwróciłam się do czterech wojowników. Gdy odchodziliśmy rzuciłam ostatnie spojrzenie na drewniany domek Raia. Żałowałam, że nie poznałam go bliżej, ale coś mi mówiło, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Szliśmy już jakiś czas. Wojownicy cały czas patrzeli na moją broń, ale nie wiedziałam o co im chodzi. Nagle coś popchnęło mnie do przodu. Nie zdążyłam wystawić rąk aby zrobić przewrót. Kostka zaczęła boleć bardziej niż wczoraj przy upadku z drzewa. Cholera jasna, co to było. Nieporadnie podniosłam się z ziemi i zauważyłam, że przejechałam rękoma po potłuczonym szkle. Na szczęście w pobliżu była rzeka. - Pójdę tylko umyć ręce. Skinęli głowami. Gdy włożyłam ręce do wody poczułam ulgę. Zapewne to moja niezdarność przyczyniła się do upadku, ale nie mogłam pozbyć się uczucia, że zadziałała na mnie jakaś siła, która wyprowadziła mnie z równowagi. Spojrzałam w stronę ludzi, z którymi teraz podróżowałam i zamknęłam oczy. ,,Trzeba jej ten miecz zabrać” - usłyszałam cichy głos w głowie. Delikatnie odwróciłam się w stronę konwersujących mężczyzn. Trzech rozmawiało ze sobą, a jeden patrzał w moją stronę. Szybko spuściłam wzrok, żeby nie zauważył, że im się przyglądałam. Znowu przymknęłam oczy i skupiłam się na stojących w oddali mężczyznach. ~ Gdybyśmy ją uśpili poszłoby dużo szybciej - usłyszałam głos tym razem całkiem wyraźnie. ~ Nie możemy. Wuya chcę ją w jak najlepszym stanie, nie otumanioną. Ma nam ufać jak najdłużej. ~ Właśnie Michael. Nie trzeba było jej podcinać. ~ I tak się idiotka niczego nie domyśla. Adrenalina podskoczyła do góry. Dotarło do mnie, że oni nie są ludźmi Aklorii, tylko sługusami Wuyi. Do tego, dorwali Kylara i zabrali mu szarfę! O w mordę! Co ja narobiłam?! Musiałam działać szybko, póki oni byli zajęci obrabianiem mi dupy. Na ramionach mieli znaki, te same zawijasy, które widziałam w dzienniku Kimiko. Musiałam uciekać jak najszybciej. Zdecydowałam, że najłatwiej będzie ich zgubić przez rzekę. Niestety, była zbyt szeroka aby ją tak po prostu przeskoczyć. Zbyt szeroka dla zwykłego człowieka. Skupiłam się na otaczającym mnie wietrze i skierowałam go tuż pod moje nogi. Podrzuciłam się w górę i wykonałam przewrót w powietrzu, zanim miękko wylądowałam po drugiej stronie. Pobiegłam dalej, a kostka bolała mnie niemiłosiernie. - Ej! Łapcie ją! - słyszałam za sobą. - Kurwakurwakurwakurwa... - klęłam. Dogonili mnie i jeden ni stąd ni zowąd znalazł się przede mną. - Ostrze Zawieruchy! - krzyknęłam wyciągając Wu. Zwiałam jednego i zaczęłam uciekać dalej. Skręcona kostka wcale nie sprawiała, że byłam szybsza. Kolejny zjawił się przede mną. Dostał prawego sierpowego. Jeszcze kolejnego podcięłam tak, że się przewrócił. Biegłam dalej. Nagle uderzyłam w coś kamiennego. Uniosłam wzrok do góry. Golem. Ogromna liczba golemów. Nie zdążyłam się obronić. Poczułam uderzenie w głowę. - Wstawaj! - usłyszałam niski głos i poczułam wymierzony mi policzek. Z trudem otworzyłam oczy; moja głowa cały czas pulsowała od bólu. Znajdowałam się w ciemnej kamiennej sali. Na przeciwko mnie stał ogromny tron na którym siedziała czerwonowłosa kobieta z przenikliwymi zielonymi oczami. Wuya. - O proszę, proszę! I zjawiła się moja ulubienica! Byłam trzymana za ręce przez wojowników. Mieli bardzo dużo siły. Nie byłam w stanie się wyrwać. - Miło cię widzieć w moich skromnych progach! - kontynuowała wiedźma schodząc z tronu. - Faktycznie skromnych, skoro nawet na buty cię nie stać - nie mogłam sobie odmówić uwagi. - Jak śmiesz się tak zwracać do królowej, suko! - krzyknął jeden ze strażników. - Spokojnie, spokojnie. Zawsze ceniłam ją za jej cięty język. Zobaczymy jak dużo powiesz mi jutro - chwyciła mnie za podbródek i spojrzała w oczy. Sparaliżował mnie strach. - A teraz na kolana przed nową królową - syknęła. Plunęłam jej w twarz. - Nie ma mowy. Wuya wyprostowała się i wytworzyła wokół mnie zielone pole energii, które przyciskało mnie tak, abym upadła na kolana. Opierałam się kilka sekund, ale nie mogłam wytrzymać i upadłszy na ziemię poddałam się energii. - Grzeczna dziewczynka! - zachichotała Wuya. - Do zobaczenia na jutrzejszej herbatce! Zabierzcie ją do niego. Zauważyłam, że jeden ze strażników niesie kajdany. - Nie, - zaczęła wiedźma - dajmy jej się nacieszyć swobodą ruchów! I tak nic nie zrobi. Jesteśmy pod ziemią! Strażnicy ciągnęli mnie przez korytarz. Nie mogłam wziąć oddechu. Dławiłam się strachem. Wojownicy otworzyli jedną z cel i wrzucili mnie do niej jak worek ziemniaków. - Av, czy to ty...? - usłyszałam głos. - Kto tu jest?! - Nie myślałam racjonalnie. - To ja! - usłyszałam dźwięk, do złudzenia podobny do głosu Kylara. - Nieprawda! Nie jesteś nim! Nie okłamuj mnie więcej! Kylar tak nie pachnie, wiem to! - krzyczałam przez łzy. Postać podająca się za Kylara podeszła do mnie i patrzała na mnie przestraszonymi oczami. - Av spokojnie, to ja... Mam tylko ubrania od Aklorii... stąd ten zapach. Spojrzałam na niego, a łza poleciała mi po policzku. Znowu mam komuś zaufać? Tym razem nie miałam nic do stracenia. Podeszłam do niego i mocno go objęłam.

______
Takim oto sposobem Av została złodziejką pasków i ją za to zamknęli. Ot, taki żarcik sytuacyjny. Powodzenia kochana. :') Dwa wiaderka internetów dla osoby, która ogarnie z czego wzięłam tytuł do tego rozdziału. Z góry przepraszam za te piękne panie lekkich obyczajów w wypowiedzi Av, ale zostałam zmuszona przez moich współautorów, którzy kazali mi to zostawić, więc wyszło jak wyszło. XD Z tego miejsca serdecznie pozdrawiam Gosię, która shippuje Av i Raia. Dużo ich w tym rozdziale. 
:3




6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział :D Rai nauczyciel XD Teraz Indy pewnie będzie miał troszke problemów. Hah ta rzeka była zbyt szeroka dla zwykłego śmiertelnika... najwyraźniej sługusy mają w sobie coś niezwykłego XD A tak na marginesie to pisząc ten komętarz wyobrarzam sobie reakcję Av na Hannibala XD [na tą paskudną spleśniałą fasolę z niedomytymi zębami :\]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że Wuya sobie żadnych wieśniaków nie weźmie! XD Hannibal Roy Fasolka to zawsze była prześmieszną postać.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek - Raimundo, ja rozumiem, że jesteś wojownikiem,ale jako biochem nie mogę się nie przyczepić. "To wszystko rozchodzi się w powietrzu", a nazywamy to dyfuzją. :")
    Jeżeli chodzi o sam rozdział, to jedyne, co zauważyłam to zjadanie kropek przed nowym akapitem. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rai to wiedział, ale wątpił w inteligencję Avci. XD

      Usuń