piątek, 10 lipca 2015

Rozdział X

Propozycja - Kylar



Siedzenie w tej klatce było męczarnią. Wydawało mi się, że jestem tu już parę dni, a naprawdę, nie minął nawet dzień. Byłem cholernie głodny od czego bolała mnie głowa i brzuch. Już nic nie mówiąc o moich potrzebach. 
Miałem zdecydowanie za dużo czasu na myślenie. Przemyślałem wiele spraw, takich jak plan ucieczki z tego miejsca, jeśli tylko nadarzyłaby się okazja. Sala w której się znajdowałem była wysoka, ale nie obszerna. Miała okrągły kształt i kolory ścian przypominały morski błękit z czarnymi kolumnami przytwierdzonymi dookoła pomieszczenia. Były stąd dwa wyjścia, znajdujące się na przeciwko siebie. Ciężko byłoby stąd uciekać, dlatego liczyłem na lepsze okazje poza tą salą. 
Usłyszałem kroki. Nie jednej osoby, tylko paru. Drzwi otworzyły się i weszło trzech zamaskowanych mężczyzn. Z czego czwarty miał na sobię białą szatę. Był wysoki, miał długie włosy. Jeden z wojowników ninja, wnioskując po stroju, podał mu Sferę Yun. Shen Gong Wu zabłysło i już nie znajdowałem się w magicznym więzieniu.
- Masz iść z nami - rozkazał mężczyzna.
- Dokąd mnie zabieracie? - spytałem nie ruszając się z miejsca.
- Wolisz pójść po dobroci czy nie? - odparł.
Nie mówiąc nic ruszyłem za nim. Dookoła mnie szła reszta. Czułem się bardziej jak ważna eskortowana osoba niż jak więzień, którym niestety byłem. Szliśmy przez długi korytarz; był w podobnym stylu co poprzednia sala. Skręciliśmy w lewo, w górę schodów. Dalej przez identyczne przejście. Zatrzymaliśmy się przy jakiś drzwiach. Jeden z ninja otworzył drzwi. Prowadzący gestem kazał mi wejść. Wszedłem bez żadnego pytania. Wolałem na razie się nie narażać. 
- Panna Akloria niedługo po ciebie przyjdzie. Póki co masz poczekać tutaj - rzekł mężczyzna zamykając drzwi. 
Charakterystyczny dźwięk wydał się z drzwi. Zamknął na klucz. Przewidywalne. Rozejrzałem się po pokoju. Były tu dwa okna, dwa fotele i stolik. Znajdywały się tu również drzwi. Otworzyłem je. łazienka. Nareszcie mogłem skorzystać. Już wiem co czuje osoba w więzieniu bez toalety. Gdy już załatwiłem swoje sprawy, wyjrzałem przez okno. Byłem pod jakąś górą, a obok był las. Miejsce gdzie byłem trzymany, znajdowało się na wzgórzu. Jedno mnie zastanawiało. To wszystko nie wyglądało normalnie. Te widoki były ładne, a za razem sztuczne. Chciałem otworzyć okno ale ani drgnęło. Usiadłem na fotelu. I co? Zmienili mi tylko celę na wygodniejszą? Lepsze było to niż nic.
Po kilku minutach do pokoju weszła Akloria. Miała na sobie piękną typowo chińską sukienkę, a włosy zaplecione były w jeden warkocz ułożony na przedniej części jej ciała. 
- Witaj Kylar - zaczęła. - Wybacz mi, że musiałeś tyle czekać. Jesteś na pewno głodny, więc chodźmy.
Chwyciła mnie za rękę, abym wstał z fotelu. Wyszliśmy z pokoju. Nie było tu żadnej straży, tylko Akloria, która patrzała na mnie z uśmiechem. Zeszliśmy więc z powrotem na dolne piętro. Tym razem poszliśmy inną drogą, nie w stronę sali. Zatrzymaliśmy się na końcu korytarza. Akloria machnęła ręką i drzwi się otworzyły. Bez wątpienia włada jakąś mocą. W pomnieszczeniu był średniej wielkości stół wypełniony wszelkimi rodzajami jedzenia. Szczęka mi niemal opadła.
- Usiądź, musisz coś zjeść - zaprosiła mnie gestem do stołu.
Tego mi brakowało. Wybornej kolacji, gdyż zbliżała się chyba już późna godzina. Jadłem w sumie co pierwsze wpadło mi w oczy, czułem się jakbym nie jadł od tygodnia. Gdy już zjadłem a Akloria wypiła lampkę czerwonego wina spytałem:
- Dobrze, więc czemu mnie tu trzymasz?
- Czekałam aż zadasz mi to pytanie. Ale nie mam ochoty, by na nie odpowiedzieć. (Kobieta...) Bardziej chciałam porozmawiać na inny temat.
- Niby jaki? 
- Chodź ze mną, wtedy ci coś powiem.
Wyszliśmy z jadalni i znaleźliśmy się w małym ogrodzie. Był pełen krzaczków i strumyków wody płynących w wybudowanych dla nich małych ścieżkach. 
- Woda... - powiedziała cicho - Czyż to nie piękny a za razem groźny żywioł? Chciałabym ci pomóc zrozumieć go bardziej. 
- Niby skąd możesz o nim coś wiedzieć? Chyba nad nim nie panujesz.
- Nie - zaśmiała się. - Ale znam się trochę na paru rzeczach. 
- Właściwie to czemu chcesz mi pomóc? Najpierw mnie porwałaś a teraz chcesz mi udzielać rad?
- Nic cie tu nie trzyma na siłę, ale jeśli mógłbyś mnie wysłuchać, było by miło. 
- No dobrze.
- Woda ma wiele właściwości. Można z niej skorzystać na wiele sposobów. Występuje ona też w paru innych i różnych postaciach. Para i lód. Skoro panujesz nad wodą możesz kontrolować czy też tworzyć ją w innych stanach.
- Niestety ale to chyba jak na razie mnie przerasta.
- Tak ci się wydaje. Weź tą wodę na chwilę i przytrzymaj ją w górze - wskazała na jeden ze strumyków.
Zmieniłem tor wody i stworzyłem bąbel. 
- Dobrze. Teraz wystarczy, że się skupisz i pomyślisz o zmianie jej stanu na stały.
Zrobiłem tak jak mówiła. Ku mojemu zdziwieniu woda zaczęła zamarzać. 
- Udało mi się! 
- Widzisz jakie to proste? Teraz zmień to w parę.
Tym razem pomyślałem o podgrzaniu tego lodu gorącym wrzątkiem. Lodowa kula zaczęła parować aż w końcu nad moją ręka unosił się tylko dym. 
- Gratulacje Kylar! Zrobiłeś coś, co według szkolenia mistrza Funga osiągnąłbyś dopiero za parę miesięcy. 
- Dziękuje za pomoc ale mówiłaś, że nic tu mnie nie trzyma. Mogę wrócić do przyjaciół? 
- Tak, jeśli chcesz.
Ukłoniłem się i zacząłem odchodzić gdy Akloria jeszcze zawołała.
- Kylar. Zawsze będziesz mógł do mnie przyjść lub też dołączyć. Jeśli będziesz chciał.
- Dziękuje za propozycję, ale nie skorzystam. 
- Kiedyś może zmienisz zdanie. Moja straż odprowadzi cię do wyjścia. Musisz tylko sam znaleźć portal. Ja ci go nie otworzę. 
- Czemu? 
- Bo nie chcę byś odszedł. Dlatego szukaj więc na własną rękę. 
Odwróciłem się i poszedłem w stronę dwóch strażników. 
Gdy wychodziłem Akloria i mężczyzna w białej szacie wymienili między sobą zdania. 
- Kylarze! Uważaj na siebie. 
To były ostatnie słowa tego dnia, które usłyszałem od Aklorii. Miałem teraz mętlik w głowie. Ona zdecydowanie chciała bym został, ale po co? Nawet nie wiem co ona chce osiągnąć, nie wiem też jaki jest jej cel. Czy ona w ogóle jest złą osobą? Zadawałem sobie te pytanie, ale odpowiedzi nie było.
Szedłem już dobre dwa kilometry, gdy przy jakimś górskim potoku ujrzałem jakąś postać. Przebiegła między drzewami. Usłyszałem za sobą ryk. Odwróciłem się i zobaczyłem ogromnego niedźwiedzia pędzącego wprost na mnie. Staranował mnie swym łbem i przygniótł moją lewą rękę swoją łapą. Próbował mnie ugryźć, ale unikałem jego łba jak tylko umiałem. Prawą ręką, którą miałem wolną trzymałem pod jego gardłem. 
- Kylar! - wykrzyknął znajomy głos.
Misia nagle wyrzuciło w powietrze i wpadł do potoku. Warcząc i wyjąc wyszedł na drugi brzeg i zaczął uciekać. Spojrzałem w stronę mojego wybawcy i wstałem z ziemi.
- Av! Indy, Dojo! - krzyknąłem szczęśliwy.
Av do mnie podeszła i dostałem w twarz.
- Au! Za co!?
Teraz mnie przytuliła.
- Nigdy więcej nie waż się tak znikać, idioto.
Odwzajemniłem uścisk




2 komentarze: