środa, 22 lipca 2015

Rozdział XIII

Tajemnice i sekrety - Kylar



Usłyszałem cichy krzyk z pokoju obok. Wstałem szybko i wszedłem do miejsca, w którym był Indy. Siedział na swojej macie cały zdyszany i spocony. 
- Nic ci nie jest Indy? Znowu ten koszmar?
- Niestety tak - złapał oddech.
- Czemu nam o nim nie opowiesz? Może by ci ulżyło.
- Jest taka możliwość, ale na razie nie chcę o tym mówić.
- Spoko. Szanuję twoje zdanie. Idź spać, jest dopiero trzecia - powiedziałem patrząc na mój zegarek. - Dobranoc.
- Dobranoc. - odparł, opadając na plecy.
Zamykając drzwi, usłyszałem kroki. Był to Mistrz Fung idący w moją stronę. 
- Witam Mistrzu - powiedziałem kłaniając się.
- Witaj Kylar. Widzę, że nie śpisz. Chcę z tobą porozmawiać.
- Dobrze.
Przeszliśmy do budynku gdzie był pokój i sypialnia nauczyciela. Jego gabinet był przestronny z pięcioma dużymi i wygodnymi poduszkami, na których czasami siedzieliśmy podczas rozmów. Oprócz tego znajdywały się tu doniczki z roślinkami. Duży pokój na mało rzeczy. Usiedliśmy na poduszkach będąc twarzą w twarz.
- Kylar, chciałbym się dowiedzieć jak się czujesz po przygodzie z Aklorią - zaczął.
- Całkiem dobrze - skłamałem; kompletnie nie wiedziałem o czym myśleć, co robić. Nawet sprzeczki z Av nie poprawiały mi humoru na długo.
- Na pewno? Ostatnio kompletnie nie skupiasz się na treningach. Cały czas jesteś myślami gdzie indziej. 
- Wiem, muszę do siebie jeszcze dojść. Skąd zna Mistrz Aklorię? - jak najszybciej zmieniłem temat.
- Była kiedyś moją uczennicą.
- Naprawdę?
- Przyszła do mnie z prośbą o szkolenie. Nie nadawała się ona na smoka żywiołu, ale wyczułem w niej wielki potencjał. Niestety przy jednej misji znalazła potężny artefakt. Kryształ Purpuru.
- Oryginalna nazwa.
Mistrz podniósł jedną brew.
- Kontynuując. Ten kryształ dał jej moc. Moc, którą po części poznałeś. Kraina, w której Akloria urzęduje jest do niej przywiązana. Moc pochodzi właśnie z niej, a jej świat utrzymuje Aklorię w pewnych ryzach. Nie jestem pewien, do jakiego stopnia jest ograniczona.
- Czego ona właściwie chce? Akloria chyba nie ma na celu zawładnąć nad światem jak inni złoczyńcy.
- To prawda, ale niestety nie byłem w stanie poznać jej celu. Może jest coś jeszcze, co powinienem wiedzieć?
- Myślę, że nie - znowu skłamałem myśląc o nowych umiejętnościach.
- Dobrze. Jeśli będziesz chciał porozmawiać po prostu przyjdź, a teraz idź spać. Jutro kolejny trening!
- Dobranoc Mistrzu Fung.
Po treningu poszedłem na małe wzgórze zaraz za murem świątyni. Cały czas zastanawiałem się nad propozycją Aklorii. Po co ja jej jestem potrzebny? No cóż, przynajmniej nauczyła mnie przydatnej rzeczy. Do picia zawsze dodawałem sobie kostki lodu, które sam za plecami innych stworzyłem. W wolne popołudnia uczyłem się robić większe rzeczy z lodu. Wpadłem na pomysł. Wziąłem nieco wody z pobliskiego jeziora, uformowałem ją w kształt średniej wielkości miecza i zamroziłem. W jednej chwili trzymałem lodowy miecz w ręce. Broń nie topiła się pod wpływem ciepła mojego ciała. Widać, to taka kolejna mini umiejętność. 
- Co tam masz?
Wystraszony obróciłem się chowając lodowe ostrze za plecami. Av wspinała się na wzgórze, na którym stałem. Jej warkocz znowu tak pięknie powiewał na wietrze. Po chwili jej wspaniałe zielone oczy spojrzały w moje.
- Nic takiego. - powiedziałem zamieniając lód w wodę.
- Gadaj!
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak, chcę - stanowczo odpowiedziała.
- W takim razie proszę bardzo! 
Strumień wody wpadł prosto w twarz Av. Zacząłem biec w stronę świątyni. Dziewczyna krzyknęła moje imię i szybko ruszyła za mną.
Przy samym murze poczułem silny powiew wiatru i poleciałem plecami na ścianę. Trochę to zabolało. Koleżanka szybko pojawiła się obok mnie i skierowała podmuch powietrza tak abym stał.
Położyła rękę obok mojej głowy opierając się przy okazji o mur. Jej postawa sprświała wrażenie, że Av była wyższa niż ja. Spojrzała na mnie znowu tym swoim przeszywającym spojrzeniem. 
- Co ty przed nami ukrywasz?
- Miałbym coś przed wami ukry...
- NO MÓW! - przerwała mi. - Już nie raz widziałam jak się bawisz swoim żywiołem ale lód? To coś nowego.
- Skąd ty... A nie ważne. No, nauczyłem się.
- Tak niby sam z siebie? - przestała się opierać. Widać tamten gest miał na mnie wywrzeć presję. No cóż, nie zadziałało.
- No.. tak.
- Nie opowiadałeś co zdarzyło się podczas pobytu w pałacu tej kobiety. Dlaczego? - wypytywała.
- Nie mów nikomu proszę - milczała. - Obiecujesz? Wszytko ci powiem ale obiecaj.
- Obiecuję - odpowiedziała po chwili.
- Akloria mnie tego nauczyła.
- Nauczył cię tego nasz wróg?!
- Tak, dobrze słyszysz. 
- No ale... po co? Potem cię tak po prostu wypuściła? 
- Wiem, że to dziwne. Sam tego nie rozumiem do końca.
- To powiedz mi co dokładnie umiesz z tym lodem robić - zabrzmiało jak nakaz.
- Nie dużo na razie. Staram się go formować w różne kształty. 
- Takie jak ten miecz przed chwilą? 
- To też widziałaś? Boże, czuję się śledzony.
Nagle na mur wskoczył Indy. 
- O czym gadacie gołąbeczki w tym jakże ustrojnym miejscu?
Av zmarszczyła brwi i zmrużła oczy. 
- Zresztą, to mało ważna rzecz w tej chwili. Ujawniło się nowe Shen Gong Wu.
- Jakie teraz? - spytałem.
- Kula Tornami. Coś dla ciebie Kylar, mieści się w niej więcej wody niż wszystkie oceany razem wzięte.
- A moje będzie kiedy? - spytała oburzona Av.
- Kiedy indziej - odparł Indy.
Nasza koleżanka mamrotała coś pod nosem. Przeskoczyliśmy mur (co z tego, że przejście było 10 metrów obok) i pobiegliśmy w stronę środkowego placu. Dojo był już powiększony i na nas czekał.
- Wsiadajcie już! 
Pogoda była beznadziejna, chociaż mi deszcz nie przeszkadzał ani trochę. Wręcz uwielbiałem czasami na nim stać. Av była cała przemoczona, bo zapomniała wziąć kurtki, więc starałem się by krople deszczu ją omijały. Zauważyła to i uśmiechneła się w podzięce. 
- Dojo patrz! Tam jest jakaś wyspa! - wykrzyknął Indy. 
- No to lądujemy sprawdzić - odparł.
Dookoła panował sztorm. Byliśmy gdzieś na środku Oceanu Spokojnego, a tą wyspą, jak ją nazwał nasz kolega, były zwykłe czarne skały. Usłyszałem jakiś wystrzał i wszyscy się obróciliśmy. W naszą stronę leciała wielka sieć. Zdążyłem szybko zeskoczyć ze smoka, ale moi koledzy niestety nie. Po chwili leżeli na zimnych kamieniach próbując odplątać się z lin sieci. 
- Został tylko jeden do pokonania! - krzyknął nadlatujący Jack.
- Jestem pod wrażeniem - dodała Wuya.
- Czyżby? Ogień! - kula ognia, wydobyta z ręki Indiego poleciała w stronę Spicera, ale zrobił unik.
- Indy idioto! Lepiej spróbuj spalić te liny! - wtrąciła się Av.
- Są metalowe! - zaśmiał się szyderczo Jack.
Chyba nikt na mnie nie zwracał uwagi, więc pobiegłem szukać Wu. Znalazłem je w jednej ze szpar w skale. Chciałem sięgnąć po Kulę, lecz coś owinęło mi się wokół kostek u moich nóg i podniosło mnie do góry. To jeden z Jackbotów wyrzucił tę linę. 
- Shen Gong Wu jest moje! - powiedział Jack.
- W twoich snach! - odpowiedziałem. 
Zamieniłem sporo kropel w małe igiełki lodu, które przebiły i robota, i więzy. Spadłem boleśnie na plecy raniąc ramie o ostrą skałę. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem ogromną czerwoną szramę, ale teraz nie było czasu na zamartwianie się ranami. 
- Woda! 
Ogromna fala zmyła Jacka do oceanu. Chwyciłem Kulę Tornami wraz jeszcze jedną osobą. 
- Cześć Kylar - powiedziała Akloria. - Tęskniłeś? 
Była ubrana bardziej bojowo. Wysokie buty i coś w rodzaju tuniki do kolan.
- Wyzywam cię na Pojedynek Mistrzów Aklorio! Moje...
- Będziemy walczyć bez Shen Gong Wu. Tylko nasze moce.
- Dobrze, przyjmuję wyzwanie.
- Ten, kto pierwszy spadnie do wody bądź się podda - przegrywa.
- Zaczynajmy!
Av i Indy właśnie przybiegli; akurat by móc obserwować mój pojedynek. Powstały trzy platformy. Jedna duża, na której znajdowałem się ja i moja przeciwniczka, a następne dwie małe dla kibiców, chociaż Jack i Wuya nie mieli komu kibicować. 
- GONG YI TANPAI! - krzyknęliśmy.
Pierwszy atak rozpoczęła moja przeciwniczka. Z jej rąk wydobywały się fioletowe pociski. Uniknąłem parę ciosów lecz następny trafił mnie w brzuch i odrzuciło mnie na parę metrów. Na kamieniu rozlewała się krew z mojego ramienia ale się tym nie przejmowałem. Następny atak był mój. Z dołu oceanu przyciągnąłem potężną fale i skierowałem ją w stronę Aklorii. Stworzyła coś w rodzaju tarczy i woda rozprysnęła we wszystkie strony. Postanowiłem zaatakować wręcz, lecz niestety wojowniczka chwyciła mnie mocą i rzuciła na skraj platformy. Po chwili rzuciłem w nią kolejną falą wody. Tym razem nie zdążyła tak szybko zareagować i pod wpływem ciśnienia się zachwiała. Kolejny pocisk trafił mnie prosto w krwawiące ramie. Chciałem krzyknąć z bólu ale się powstrzymałem.
- Kylar! Ona się tobą bawi! Nie rozumiesz? - krzyknęła Av w moją stronę.
- Oh, sprytna dziewczynka. No dalej Kylar! Użyj swojej mocy!
- Co? Jakiej mocy? - wtrąciła się Wuya.
Kolejny pocisk poleciał w moją stronę, na szczęście w ostatniej chwili zrobiłem unik. Aklorii nie było już przede mną.
- Za tobą! - zawołał Indy.
Obróciłem się i dostałem falą energii, która odrzuciła mnie na drugi koniec wysepki. Nie mogłem wstać, wszystko mnie bolało i czułem się słabo. 
- No co Kylar! Boisz się użyć ataków, których cię nauczyłam? - wykrzyknęła. - Pamiętaj, że możesz się jeszcze poddać. 
Wstałem o ostatkach sił i rzuciłem w nią salwą sopli lodu. Pokruszyła je swoją purpurową mocą. Kolejny pocisk. Upadłem na kolana.
- Poddaj się zanim cie zabije! - zawołała Av.
- Ja.. nie mogę się poddać! - mówiąc to wstałem i próbowałem ustać na nogach.
- O to chodziło - tajemniczo powiedziała przeciwniczka. 
Salwa mocy tym razem zepchnęła mnie z platformy. 
Sztorm już ustał. Klęczałem a przede mną stała uśmiechnięta panna. Podała mi Wu do ręki, otworzyła portal i znikła wchodząc w niego. Zrobiło mi się ciemno pod oczami i odpłynąłem. 


***


Akloria usiadła przy stole. Jej przyjaciel Tekin, spoczął na krześle obok. 
- I jak? Pokonał cię? Nie masz Kuli Tornami.
- Nie pokonał. Oddałam mu. 
- Co? Dlaczegou? 
- Dobrze wiesz, że mam co do niego plany. A to był dla niego test, który zdał. A zresztą, trzeba się dzielić rzeczami z rodzeństwem, czyż nie?
- Kylar jest twoim bratem? 
- Zapomniałam, o tym jak ty naprawdę mało o mnie wiesz. 
Uśmiechnęła się i wzięła łyk herbaty.


***


Obudziłem się, ale nawet nie próbowałem wstawać. Gdy tylko otworzyłem oczy poczułem ból głowy i ramienia. Bolało mnie całe ciało, ale te części najbardziej. Spojrzałem na rękę. Była obandażowana a w jednym miejscu przebijał się kolor krwi. 
- O! Wstałeś! - Ucieszył się Dojo wskakując mi na brzuch.
- Ou! - zajęczałem.
- Oj, przepraszam. Zapomniałem, że jesteś taki poobijany.
- Ile czasu minęło?
- Dzisiaj mija trzeci dzień odkąd jesteś nieprzytomny. 
- Trzeci dzień?! Coś się wydarzyło w tym czasie?
- Właściwie to tak. Jack zaatakował naszą świątynie.
- Wszyscy są cali? 
- Tak. Niestety, ukradł nam: Odwracające Lustro, Monetę Modliszki i Rubin Ramzesa. 
- Czyli większość naszego Wu. Gdzie Av i Indy?
- Na treningu, a ja się tobą opiekuje! - zawołał uradowany.
- Musze do nich iść...
- Co to, to nie. Masz tu siedzieć i się nie ruszać z miejsca.
- No super. Utknąłem w łóżku ze smokiem jako opiekunką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz