sobota, 18 lipca 2015

Rozdział XII

Gwiazda Hanabi - Indy



Był piękny poranek. Nie znajdowałem się już na drzewie, na którym wczoraj zasnąłem, lecz leżałem w swoim łóżku. Poczułem burczenie w żołądku, więc ruszyłem w stronę kuchni. Dosiadłem się do towarzyszy i zaczęliśmy jeść. Po posiłku Mistrz Fung zlecił nam parę zadań, które mieliśmy dzisiaj wykonać. Opowiedział nam również o Shen Gong Wu, które są przydzielone dla każdego z naszych żywiołów. Każde ma moc związaną z ogniem, wodą, powietrzem lub ziemią. Słuchaliśmy tego bardzo uważnie. Chyba każdy z nas chciałby mieć swoje własne Wu, które jest tylko i wyłącznie jego. Idealnie jak mistrz skończył opowiadać, Dojo wparował do pomieszczenia.
- Wyczuwam Shen Gong Wu! Gwiazda Hanabi! - wykrzyczał. Po czym rozwinął zwój, pokazując artefakt.
- Widzę, że strzela ognistymi pociskami! To oznacza, że jest moje? - spytałem uradowany.
- Owszem! Wcześniej dobrze służyło Kimiko. A teraz przypadło tobie.
- Nie ma co zwlekać dłużej. Może zdążymy przed Jackiem - powiedział Kylar przerywając rozmowę.
Ruszyliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy po chwili na smoka i polecieliśmy. Gdy tylko znaleźliśmy się w pobliżu Wu poczuliśmy okropny zapach. Znajdowaliśmy się na ogromnych mokradłach, pełnych drzew i innych roślinności. Zaczęliśmy się rozglądać. Nie minęło wiele czasu, kiedy usłyszeliśmy tego nadlatującego idiotę.
- Znowu się spotykamy łajzy, jakie Wu tym razem mi oddacie? Jackboty na nich! - krzyknął, a na nas ruszyła armia blaszaków. Rozpoczęła się walka. Podczas niszczenia robotów, zauważyłem Kylara jak atakuje przeciwników czymś białym. Pomyślałem, że to o to chodziło wtedy Av na tym biwaku. Nie obchodziło mnie to jakoś, więc nie zwracałem na to dalszej uwagi. Po pokonaniu, mojej części robotów, ruszyłem za Spicerem. Musiałem znaleźć Gwiazdę przed nim. W pewnym momencie, potknąłem się i wpadłem do bagna. Poczułem jakiś przedmiot pod wodą. Chwyciłem go i wyciągnąłem na powierzchnię. Niestety nie trzymałem go sam. Jack również miał na nim swoje łapska. Złote światło oślepiło nasze twarze. To oznaczało tylko jedno. Pojedynek mistrzów!
- Spicer! Wyzywam ciebie na pojedynek!
- Będziemy się ścigać przez mokradła.
- Gong Yi Tanpai! - krzyknęliśmy razem.
Nagle z bagna powychodziło masa krwiożerczych roślin. I ruszyliśmy. Atakowały nas na każdym kroku, a korzenie i jad strzelały do nas jak opętane. Jack jak widać nie radził sobie za dobrze. W końcu jedna z rosiczek złapała go i zaczęła połykać. Nie myśląc nic użyłem ognia by spalić rosiczkę i uratować Jacka. Co jak co, ale każdy ma prawo żyć. (Why u do that, Indy? ;_; - dopisek Av) Dobiegłem do artefaktu.
- Świetnie Indy! - powiedziała Av. Nie jednak nie. To był Kylar. Av by mnie nie pochwaliła, ale nie obchodziło mnie to. Liczyło się teraz tylko Wu.  
W nocy obudził mnie mój sen. Męczył mnie już od dawna. Nie wiedziałem czy mówić reszcie czy nie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz