piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział XVIII

Porwanie - Kylar


     ~ Może dziś masz ochotę na rozmowę, Kylar? 
To babsko cholernie mnie wystraszyło podczas gdy brałem prysznic. Gdybym nie złapał się poręczy to skończyłbym na posadzce. 
~ Nie, nie mam, a teraz spieprzaj. 
~ Jak ty się do mnie odzywasz?! Bądź milszy!
~ Kobieto! Nie dosyć, że przeszkadzasz mi podczas kąpania to pragnę ci przypomnieć, że jesteśmy wrogami. Przeciwnicy nie zadają pytań typu ,,co u ciebie słychać''.
~ Wrogami? Jak to? Krzywdzisz mnie tymi słowami.
~ Tak. Raz mnie porwałaś, a potem prawie zabiłaś. 
~ Oj tam! To było dawno i nieprawda. Teraz jest tu i teraz.
~ Dobrze, więc z łaski swojej wyjdź z mojej głowy. Dziękuję. 
Poczekałem jeszcze chwilę, ale już nic nie odpowiedziała. Miałem nadzieję, że to, że może cały dzień słuchać moich myśli, było kłamstwem.
     Skacząc na kolejną kukłę treningową poczułem silny powiew wiatru. Jak zwykle skończyłem w fontannie. Usłyszałem chichot mojej serdecznej koleżanki.
- Av, to naprawdę przestało być zabawne. 
- Dla mnie nadal jest!
Zaczęła się dalej śmiać. Kobiety... Jakież one są irytujące. Podczas treningów bez nadzoru Mistrza Funga każdy robił co chciał. Indy biegał już dzisiaj chyba czternaste kółko wokół świątyni, a ja próbowałem ćwiczyć. Niestety, Av bardzo miała ochotę się z kogoś pośmiać. Teraz leżała na ziemi i tarzała się płacząc ze śmiechu. Serio? To było aż tak zabawne? Pokierowałem całą wodę z fontanny nad moją koleżankę. Gdy przykrył ją cień, otworzyła oczy i spojrzała na mnie z przerażeniem. Uśmiechnąłem się. Chlust był strasznie głośny. Dla mojego dobra postanowiłem się stąd ewakuować. Pobiegłem szybko do mojego pokoju i zmieniłem swoje szaty ucznia na zwykłe ubrania. Stwierdziłem, że dość już treningów na dziś. Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Kto tam? 
- Indy. 
- Wejdź - zabrzmiało jakbym wydał polecenie.
W pokoju znalazł się czarnowłosy chłopak i oparł się o futrynę.
- Co chciałeś? - spytałem siadając na łóżku.
- Porozmawiać. Nie uważasz, że dawno nie gadaliśmy? 
- Owszem ale ostatnio to ty chyba nie miałeś ochoty ze mną gadać.
- Taaak... ale już mi raczej przeszło. 
Jego głos się śmiesznie zmienił. Nie mógł teraz do końca mówić prawdy. Często wydawał wyższe dźwięki gdy nie był pewien odpowiedzi. 
- Chciałem się ciebie spytać... co myślisz o Aklorii?
- Nie wiem. Nie mam bladego pojęcia czego ona może chcieć.
- Ale po co jesteś jej ty? 
- Tego też nie wiem. Nic mi nie mówiła jak byłem jej więźniem; nie zdradzała planów co do mnie.
     Nagle, do pokoju wszedł Dojo. 
- Nowe Shen Gong Wu! Tym razem Srebrzysta Manta! Jest to coś w rodzaju pojazdu. Latającego pojazdu. 
- Gdzie lecimy? - spytał Indy nie wyrażając zainteresowania.
- Nigdzie! Manta jest ukryta gdzieś w okolicach świątyni. 
- Serio? To po prostu nie powiesz gdzie ona jest? - zadałem pytanie z politowaniem.
- Niestety nie, bo nie pamiętam.
     Wyszedłem do ogrodu. Tu jeszcze nie szukaliśmy. Sprawdziłem fontannę a następnie zacząłem szukać w żywopłocie. Usłyszałem zbliżający się odgłos śmigieł. Wiedziałem, że muszę się pośpieszyć. Teraz zwróciłem uwagę, że jeden z kamieni chodnikowych był lekko wysunięty niż reszta. Złapałem za krawędź i podniosłem. W środku było małe zagłębienie, a w niej znajdowało się Shen Gong Wu. Chwyciłem przedmiot, ale po chwili coś rzuciło mną parę metrów dalej. 
- Tym razem, to Wu należy do mnie!
Spicer wylądował ziemi i schował Rubin Ramzesa do kieszeni, a do ręki wziął Srebrzystą Mantę. 
- Na nich! - krzyknął.
Av i Indy stali już obok mnie. Roboty Jacka były nieco inne. Już nie lewitowały nad ziemią ale miały nogi i normalne... no bardziej normalne ręce. Maszyny wyjęły zza pleców coś w rodzaju mieczy. Stworzyłem w dłoniach lodowe ostrza i odparłem pierwszy atak miecza. Av podjęła podobną formę walki, bo miała Ostrze Zawieruchy, którym co jakiś czas cięła powietrze lub potężnym wiatrem odpychała przeciwników. Indy trzymał Gwiazdę Hanabi i strzelał kulami ognia w blaszaki. Tnąc kolejnego robota na pół zauważyłem, że Jack i Wuya idą w stronę krypty. Przeskoczyłem nad Jackbotem i odbijając się od niego wskoczyłem na jeden budynków.
- Indy! Av! Jack chce ukraść resztę Wu! 
- Idziemy! - krzyknęli razem.
Gdy dołączyli do mnie na dachu, pobiegliśmy za naszymi rywalami. Drzwi do krypty leżały na ziemi. Jack wisiał w powietrzu, przy suficie, trzymając worek pełen Wu. 
- No i wpadliście! - zawołał.
Spicer zrzucił coś na ziemię, a po chwili dało się słyszeć wybuch. Poczułem tylko, że o coś uderzyłem po czym straciłem przytomność.

     Obudziłem się. Czułem, że jestem w jakimś... samochodzie? Jack raczej nie korzysta z samochodu. Chciałem się poruszyć, ale nie mogłem. Ręce miałem związane za plecami. Nogi również. Dookoła nie widziałem nic oprócz ciemności. Miałem jakąś opaskę na oczach. Chciałem coś powiedzieć, spytać się czy ktoś tu jest. Niestety nie mogłem. Na buzi miałem inną opaskę. Próbowałem zdjąć materiał z oczu ocierając nim o podłogę, na której leżałem. Nie udało mi się do końca. Tylko na chwilę udało mi się odsłonić prawe oko. W tym momencie ujrzałem skrępowanego obok mnie Indiego. Dalej leżała Av. Byli w takiej samej sytuacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz