środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział XXI

To dopiero początek - Kylar

     Był środek nocy, a ja nie mogłem zasnąć. Na przemian siedziałem lub chodziłem po pokoju cały czas myśląc. Zastanawiałem się dlaczego Indy nie dostał awansu. Prędzej spodziewałbym się gdybym to ja, albo Av nie otrzymali szarfy.
      Mistrz Fung powiedział, że opanowałem żywioł w bardzo dużym stopniu. Powiedział, że nawet Omi nie osiągnął takiej mocy tak wcześnie. Musiałem wtedy przyznać kogo to zasługa i opowiedziałem Mistrzowi całą przygodę z Aklorią. Właśnie wtedy zwątpiłem, że otrzymam awans. Byłem strasznie zadowolony, gdy nauczyciel wręczył mi granatowy pas. Teraz była przywiązana do stroju, który leżał na krześle.
     Kiedy byliśmy w celi targało mną sporo uczuć. Głównie przeważał strach, ale było też jeszcze jedno. Zazdrość. ,,Człowieku! On tylko jej pomógł, ona nawet nie jest z tobą!’’ - podpowiadała podświadomość. Potem jeszcze ta sytuacja przy ognisku. Cieszę się, że wtedy nie zasnąłem. Nadal jestem ciekaw o co chodziło im chodziło. Mój umysł zaprzątało jeszcze jedno pytanie. Co tam robił Kryształ Purpuru? Przecież posiadała go teraz Akloria. Miałem wrażenie, że ta cała wyprawa nie działa się w teraźniejszości. Byliśmy prawdopodobnie w innym wymiarze i według mojego toku rozumowania, w innym okresie czasu. Tylko jakim?
Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek, który wskazywał piątą rano. Czułem się bardzo niewyspany, jednak po paru minutach zwlokłem się z łóżka i założyłem, jeszcze pachnące nowością, szaty adepta. Różniła się tylko szarfa, ale dawała poczucie wyższości. Strój nadal składał się z czerwonego kimono i białych obszernych spodni.
     Wyszedłem z pokoju, a następnie z budynku. Przeciągając się poczułem chłodny wiatr na twarzy. Przestało być już tak ciepło. Zbliżała się jesień. (Pierwszy września nadchodzi, strzeżmy się!) Udałem się do kuchni, ale nikogo w niej nie zastałem. Av pewnie jeszcze spała, a Indy… nie mam zielonego pojęcia. Postanowiłem, że póki co nie będę o tym myśleć i zrobiłem sobie jajecznicę. Po jakimś czasie do pokoju wszedł Dojo.
- Cześć Dojo - przywitałem się machając widelcem.
- O, hej.... Kylar - powiedział ziewając.
- Chcesz trochę jajecznicy? - spytałem z grzeczności.
- Nie - mruknął i zaspany potrząsnął głową.
- No dobra jak wolisz - wzruszyłem ramionami.
Patrząc na jego ślamazarne nie dało się nie śmiać. Smok nawet nie zdawał sobie sprawy jak zabawnie wyglądał. Dojo usiadł obok mnie, na stole. Przymknął oczy, po czym upadł prosto na mój talerz cichutko chrapiąc.
- Tak jak podejrzewałem - szepnąłem do siebie cicho hichotając, ale momentalnie spoważniałem, bo dotarło do mnie, że ten dzień będzie trudny dla każdego.
     - Przydało by się odzyskać Shen Gong Wu. - powiedziała Av siadając w pozycji kwiatu lotosu.
Wspólnie spędzaliśmy czas w ogrodzie, a Dojo znowu spał obok nas. Czym on się tak zmęczył? Przecież nie było go z nami w tej krainie.
- Czyli mamy się zakraść do Jacka? - spytał Indy podkładając rękę pod głowę.
- Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.
- Czemu nie? - spytałem.
- Skoro ma tyle Wu to jak myślisz, kretynie. Spodziewa się nas i na pewno uszykował jakąś pułapkę.
- Spicer? Nie rozśmieszaj mnie - zahichotał nasz tajemniczy kolega.
- Nie zapominaj, że u boku ma dosyć mądrego ducha - wtrąciłem.
- To co robimy? - spytała zrezygnowana już dziewczyna.
- Damy radę. Przejdźmy się po nasze Wu! - zawołałem. - Dojo wstawaj!
- Co?! Gdzie mam wstawać. A tutaj... - zaczął i po chwili padł w podobny sposób jak wtedy gdy jadłem śniadanie. Wszyscy mieliśmy poirytowane miny.
- Może użyjmy.... No tak, nie mamy żadnego Wu - mruknąłem.
Nagle Dojo poderwał się z wielkim krzykiem- Niech zgadnę... Nowe Shen Gong Wu? - spytał Indy przeciągając się.
- TAK! To JetBootsu!
- Czytałam o tym kiedyś w zwoju! Buty, które grawitację mają w...
- Av... - zażartowałem.
- Wybacz - przewróciła oczyma.
Lecieliśmy już dosyć długo. Indy siedział prawie na końcu smoka z głową skierowaną w dół. Widać, że coś go trapiło. Przede mną siedziała Av, która rozglądała się cały czas we wszystkie strony. Również wyglądała na zmartwioną. ,,Co się z wami dzieje, ludzie!'' Chyba, że to ze mną było coś nie tak. Westchnąwszy położyłem się na grzbiecie Doja i poczułem jakiś dziwny chłód. Nie wiem czemu, ale ten wyraźnie mi doskwierał. Normalnie nie odczuwam niskich temperatur. Nawet przy mrozie nigdy nie jest mi zimno. Nie wiedziałem co teraz się dzieje. Niem się obejrzałem znaleźliśmy się już na ziemi. Dokoła było dość sporo drzew; Av zachwycała się świeżym, sosnowym zapachem. Las? Idealne miejsce na schowanie butów, gratuluję Dojo.
Znowu poczułem jakieś zimne ukłucie i nie wierząc własnemu ciału spytałem:
- Czy wam też jest tak zimno?
Av spojrzała na mnie jak na nienormalnego.
- Dobrze się czujesz? Lato odchodzi ale nadal jest dwadzieścia stopni.
W tym momencie wydawało mi się to niemożliwe. Skoro Av nie marzła to znaczy, że było ponad dwadzieścia stopni, a ja trzęsłem się z zimna. Jakim cudem? Postanowiłem to zignorować i wraz z drużyną ruszyliśmy szukać Wu. Nie rozglądaliśmy się za butami długo. Były na jednej ze skał.
- Tam są! - krzyknął Indy.
Gdy próbował do nich doskoczyć z jakieś strony nadleciała lina z kulkami. W tym samym momencie owinęła się wokół nóg Indiego i kolega spadł na ziemię z głośnym hukiem. Z krzaków wyszedł ogromy człowiek; miał chyba z dwa metry. Krótkie włosy opadały na jego spocone czoło. W wyraźnie umięśnionych rękach trzymał olbrzymią kuszę. Wyglądał na jakiegoś zdziczałego kłusownika. Jego strój był zrobiony ze zwierzęcej skóry. Pas przy ubraniu miał wypełniony różnymi myśliwskimi gadżetami. Zaraz za nim pojawił się nasz nierozłączny duet.
- Hej! Mam nowego kolegę! - oznajmił nam podekscytowany Jack.
- Kolegę? Żadnych spoufalań. Pracuję dla ciebie bo mi płacisz. Jestem Łowca - przedstawił się.
- Widać - dodał Indy, który nadal męczył się z rozwiązywaniem nóg.
- No dobra! Zapoznałem was, a teraz ruszamy po moje Wu! - krzyknął Jack do swojego nowego ,,przyjaciela''.
Razem z Av ruszyliśmy po JetBootsu. Łowca stanął nam na drodze, ale Indy skoczył mu na plecy. Nadal się nie pozbył liny. Nie mógł jej po prostu spalić? Niestety, potem dostrzegłem, że była metalowa. Zaatakowaliśmy, ale w tym momencie przeciwnik chwycił kolegę i rzucił nim we mnie. 
Av zdążyła nad nim przeskoczyć i zaczęła biec po buty. Łowca wyciągnął kuszę.
- Uważaj! - krzyknąłem aby ją ostrzec.
Obejrzała się i jeden z pocisków poleciał w jej stronę. Zrobiła unik, a następny atak przekierowała w inną stronę za pomocą wiatru. Wstałem i zamroziłem liny na nogach Indiego. Kopnąłem je parę razy i pękły. Nim się zdążyłem obrócić Av była w sieci. Ruszyliśmy jeszcze raz do ataku. Łowca ponownie chciał wystrzelić z kuszy, ale mój sopel lodu był szybszy. Zniszczył bełt i utknął w broni w taki sposób, że nie mógł już strzelać. Przeciwnik rzucił we mnie jakąś kulką . Wybuch odrzucił mnie dość daleko. Wuya podleciała do mnie.
- Coś wam nie idzie - zaśmiała mi się prosto w twarz.
Nie miałem sił by się podnieść.
- Jeszcze zobaczymy .
- Poczekaj, mam jeszcze jedno pytanko. Czemu Akloria cię potrzebuje?
Nie miałem czasu na pogaduszki z wrogiem i ignorując pytanie pobiegłem pomóc Indiemu. Ponownie, tym razem silniej, poczułem chłód w ciele. Przewróciłem się o kamień. Sytuacja wyglądała nieciekawie. Nieprzytomny Indy leżał na trawie. Łowca chwycił buty i w akompaniamencie wrednego śmiechu odszedł wraz ze współpracownikami. Av odplątała się z sieci i wstała.
- Nie pozostaje nam nic innego niż powrót do świątyni - rzekła zrezygnowana podchodząc do leżącego kolegi.
Pierwsze co zrobiłem po powrocie to wlazłem pod kołdrę. Było mi tak cholernie zimno. Przed zaśnięciem myślałem jeszcze po co Wuyi informacje o Aklorii? Przecież sam nie jestem świadom czego ta dziwna, potężna kobieta ode mnie oczekuje. Myślałem również o naszej porażce, ale szybko odgoniłem od siebie niewygodne myśli i zasnąłem. ______





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz