wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział IV

Niespokojny sen - Indy

Wręcz kochałem wstawać o bardzo wczesnej porze, czasami nawet parę godzin przed treningiem. Między czasie udawało mi się porozmawiać z Mistrzem na różne tematy. Tym razem tak się nie stało. Wykończony pojedynkiem z Jackiem nie potrafiłem do siebie dojść, dlatego miałem naprawdę dziwną noc.
Wstałem jak zawsze przed świtem, pełny energii. Wszyscy spali. O dziwo nawet mistrz jeszcze nie wstał. Wybrałem się na przechadzkę dookoła ogrodu Xiaolin i doszedłem do miejsca gdzie znajdywało się nasze całe Shen Gong Wu. Pomieszczenie było puste! z lekkim zaskoczeniem pobiegłem do mistrza wołając:
-Mistrzu! Jest ciężka sprawa, nie ma naszego Shen Gong Wu!
Nauczyciel lubił spać cały przykryty kołdrą, więc odsłoniłem ją. Gdyby na moim miejscu znajdował się ktoś inny, to po prostu zszedł by na zawał. Nasz mistrz miał nóż wbity w serce. Poczułem jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa, ale zachowałem zimną krew. Wbiegłem do pokoi obudzić współtowarzyszy. Niestety nic z tego. Nie było ich. Wróciłem na miejsce składowania naszego Shen Gong Wu aby poszukać jakichś śladów złodzieja. Na szczęście (albo i nieszczęście) było widać odciski butów. Nie zastanawiając się ruszyłem za nimi i doszedłem do mostu który prowadził na sąsiednią wysepkę do kryształowego pałacu. Od razu wiedziałem że to sprawka Shin Wuonga - władcy tego pałacu, był on także winny śmierci moich rodziców i całej wioski. Nie miałem okazji go znowu zobaczyć od tamtego momentu.. Nie zastanawiając się w biegu wskoczyłem przez okno wprost do sali tronowej:
- Well, well, well! Cóż za miła niespodzianka! Ostatni z narodu Xia-Chuan zjawił się przed moim tronem! - zaczął z wielkim humorem Shin, ale po chwili spoważniał, jak to na niego przystało.
- Dlaczego zabiłeś Mistrza Funga, porwałeś moich kolegów i okradłeś nas z całego Wu? -  zapytałem strzepując kurz cały czas patrząc się w jego oczy.
- Ja? Skądże! - zaśmiał się złowieszczo. - Proszę pozwól za mną, coś ci pokażę. Mężczyzna wstał i poszedł do komaty obok a ja, chcąc niechcąc, poszedłem za nim.
- Masz tu swoich przyjaciół. Muszę przyznać że stawiali opór. Szkoda, że na daremno. - podszedł lekceważąco do Av i szepnął jej coś na ucho. Dziewczyna nie pozostała dłużna.
- Idź stąd pokrako i nie warz się tak do mnie mówi! - wydarła się na tyle głośno że szyby lekko pękły. Niestety mój nemezis został nie wzruszony. Odwrócił się, zaśmiał i wyszedł krzycząc przez ramię:
- Łucznicy wiecie co robić!
Z dwóch stron poszły strzały. Przypomniałem sobie, że w łucznictwie pokonam każdego a co dopiero takie pokraki. strzały leciały jedna za drugą. Omijałem je, łapałem i kombinowałem jak ich zestrzelić. Zauważyłem łuk leżący na podłodze. Była przy nim jedna strzała. Rzuciłem się po niego ale oberwałem prosto w plecy. Poleciałem na ścianę. Trzymałem łuk za plecami. Teraz miałem dwie strzały. Ból był praktycznie nie do zniesienia a po wyciągnięciu strzały stał się jeszcze gorszy. Zachowałem zimną krew i udawałem martwego, ale tego było za wiele gdy widziałem jak jedna ze strzał trafia w serce Kylara. I Druga, i trzecia… tak jakby chcieli go nafaszerować. Wstałem po raz pierwszy, strzeliłem raz. Trafiłem. Drugi strzał  także trafiłem. Gdy dojrzałem jak strzała leci prosto w Av, z niesmaowitą szybkością rzuciłem się w stronę strzały, która trafiła mnie w klatkę piersiową. Niezrażony rzuciłem się na napastnika. Obrywając raz jeszcze, udało mi się go unicestwić. Ból był tak silny że nawet go już nie czułem i nie zastanawiając się uratowałem Av, która została przy Kylarze. Miałem jeden cel. Zabić Shina. Poszedłem do sali tronowej. Stanąłem przed nim i z piekielnym uśmiechem wrzasnąłem:
- TO KONIEC SHIN! Jesteś skończony, a ja tego dopilnuje!
W tym samym czasie rzuciliśmy się na siebie z mieczami. Walka była zacięta, ale rywal był wykończony. Udało mu się zadać zabójczy już cios dla mnie, ale pokonałem go. Leżał martwy z mieczem w głowie. Miałem mdłości, zwidy. Słaniałem się po podłodze. Zawołałem Av.
- Av! Za tronem jest Mikstura lecząca. Podaj ją Kylarowi i Mistrzowi. O mnie się nie martwcie.
Przestraszona dziewczyna wzięła miksturę, zdążyła coś powiedzieć na pożegnanie.
- Trzymaj! Uda się jeszcze ciebie uratować.
Niestety, mikstury nie starczyło na mnie. Wiedząc o tym przyciągnąłem się do Shina i powiedziałem z uśmieszkiem:
- No, stary mamy nauczkę - zaśmiałem się jeszcze bardziej. - Na nas już pora Shin, spotkamy się po drugiej stronie.
Warto dodać, że Shin to tak naprawdę był mój stary kolega, którego zawładnęła zła moc.
Gdy się obudziłem nade mną stali wszyscy i patrzyli ze zdumieniem a Av jak zawsze było do śmiechu. Podniosłem się a Kylar zapytał:
- Stary?! Piłeś nektar z kwiatu Ohriwei? - zaśmiałem się. Av dodała sarkastycznie:
- W łeb się uderzył bryłą lodu, a opadająca adrenalina zadziałała jak zastrzyk usypiający.

Wszyscy parsknęli śmiechem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz